Jak mówić dorastającym o wierze, Bogu, Jezusie?

W jaki sposób przekazywać wiarę osobom w "trudnym wieku"

W badaniach Księdza Profesora Jerzego Bagrowicza szczególna uwaga poświęcona jest problematyce młodzieży, jej wieloaspektowego dojrzewania, w tym także dojrzewania w wierze. Wybór tego obszaru refleksji wydaje się dzisiaj szczególnie istotny, przede wszystkim z racji postępujących w Polsce zmian kulturowych, społecznych i politycznych, w których młode pokolenie nie zawsze umie stawić czoła nowym problemom i wyzwaniom. Potrzebna jest więc profesjonalna pomoc osób dorosłych: rodziców, wychowawców, katechetów. Z pewnością pomoc tę można czerpać z twórczych tekstów Księdza Profesora, odnajdując w nich potrzebne treści do chrześcijańskiej formacji ludzi młodych. A niniejsze opracowanie, będące swoistego rodzaju esejem na temat rozwoju wiary dorastającego, jest i wyrazem uznania dla osoby ks. Jerzego Bagrowicza, i darem Jubileuszowym.



1. Próba charakterystyki okresu dorastania


Bardzo cenna jest opinia pedagogów, że najważniejszym zadaniem wychowawcy jest łagodzić niepokoje okresu dorastania. Okres ten jest bowiem pełen niepokojów, które płyną z rozwoju fizycznego, biologicznego, umysłowego, psychicznego, duchowego, moralnego, światopoglądowego, religijnego. Młody człowiek, którego rozwój w tym okresie jest wyjątkowo gwałtowny, staje przed wieloma niewiadomymi. Kiedy nie znajdzie kogoś, kto przyjdzie mu z pomocą, cierpliwie wyjaśniając, prowadząc szczery dialog, umiejętnie podpowiadając sposoby wyjścia z sytuacji kryzysowych, może się załamać, przestać wierzyć we własne możliwości, zamknąć się w sobie lub w sposób agresywny dać znać światu, że istnieje. Trzeba więc pomóc dorastającemu, aby nie lękał się i nie niepokoił własnym rozwojem, nowymi sytuacjami, faktami, kontaktem z innymi...

Cóż jednak znaczy bliżej owo łagodzenie niepokojów tego okresu i dlaczego jest tak ważne?

Aby dokładniej wyjaśnić tę zasadę, a następnie chociaż częściowo zrozumieć cały proces dorastania i dojrzewania, trzeba sięgać do wcześniejszych okresów rozwoju. Powszechnie już dzisiaj twierdzi się, że najważniejszym okresem, który decyduje o przebiegu procesu wzrostu i dojrzewania, jest czas prenatalny, potem niemowlęctwo i dzieciństwo. Charakter okazywanej dziecku wówczas opieki wychowawczej ma zasadnicze znaczenie dla późniejszego życia. A okres dorastania jest pierwszym etapem weryfikującym jakość tej wcześniejszej opieki. Dziecko akceptowane, otaczane troskliwą opieką, kochane będzie potem przeżywać okres swojego dorastania w sposób mniej dramatyczny, a w niektórych przypadkach nawet łagodny. Ponadto świadomość wciąż życzliwej przy nim obecności rodziców i wychowawców, gotowych udzielić pomocy sprawi, że oszczędzone mu zostanie przede wszystkim samotne przeżywanie swoich wątpliwości, trudności, niepokojów, obaw. I jeżeli nawet na pewnym etapie okaże swoje dążenie do autonomii poprzez nadmierną krytykę dorosłych i ich postaw, czy nawet chwilowe zdystansowanie się od rodziców, zawsze będzie miał odwagę wrócić, pewny ich wyrozumiałej miłości.

Dziecko mniej kochane czy wręcz odtrącane będzie wciąż, na różne sposoby, poszukiwać «emocjonalnego ciepła», uznania i akceptacji u rodziców i wychowawców. Będzie, pomimo niesprzyjających sytuacji, zabiegać o kontakt z dorosłymi, gdyż jest on mu potrzebny do przeżycia i rozwoju. Jeżeli nie uda mu się go nawiązać, zwykle wewnętrznie się zamyka, a w okresie dorastania najczęściej reaguje buntem, odtrąceniem, odejściem, wrogością czy wręcz nienawiścią. Dlatego nie należy się dziwić, że nagle w domu czy w otoczeniu pojawił się ktoś, z kim trudno porozumieć się i kto jest powodem rodzicielskich trosk, zmartwień, dramatów, a nawet tragedii. Są to po prostu konsekwencje braku miłości i mądrości wychowawczej z okresu niemowlęctwa i dzieciństwa.

Niepokoje dziecka zwykle są łagodzone czy wręcz ustają poprzez poczucie życzliwej emocjonalnej obecności starszych, okazywane zainteresowanie i czułość. W okresie dorastania niepokoje te są już jakościowo inne i wiążą się z faktem, że młody człowiek sam, bez częstego - jak dotychczas - odwoływania się do dorosłych, zaczyna zajmować stanowisko wobec świata i istniejących w nim praw, stosunków, zachowań, wartości, pragnąc brać w nich udział, rozumieć je, wyjaśniać. Ten świat pociąga go, fascynuje, ale jednocześnie niepokoi, nawet przeraża czy budzi trwogę. Nie potrafi w nim wszystkiego ogarnąć, wyciągnąć bardziej obiektywnych wniosków, gdyż jest jeszcze niewprawny w prowadzeniu pogłębionych analiz. Będzie jednak dążył do samodzielnego zmagania się z się z tym światem i z nowymi problemami, i nie należy mu tego zabraniać. Ale jednocześnie będzie odczuwał lęki i niepokoje, stany kryzysowe czy nawet załamania. I wówczas trzeba umieć mu przyjść z pomocą, jednak nie nachalnie, aby nie ranić jego poczucia autonomii, samodzielności, chęci doświadczenia własnej mocy i twórczości, ale z taktem i mądrością. Wielu pedagogów i psychologów twierdzi, że najlepszym rodzajem pomocy wychowawczej jest tzw. kontrola pośrednia (w odróżnieniu od bezpośredniej, przyjmującej zwykle formę natychmiastowych reakcji, inwigilacji, wręcz policyjnego śledzenia), która wyraża się w emocjonalnej bliskości, szczerej rozmowie, powstrzymywaniu się od szybkich i często nieprzemyślanych interwencji i decyzji, współmyśleniu z dorastającym, kompetencji w danej dziedzinie itp.

Najbardziej jednak źródłem niepokojów dorastającego jest on sam. Sam dla siebie jest przedmiotem niezrozumiałych problemów i tajemnic. Jeszcze niestabilny emocjonalnie, przechodzi łatwo w stany o charakterze ekstremalnym. Jest mu z tym ciężko, co sam czasami przyznaje. Intelektualnie rozbudzony, ufa w potęgę swojego rozumu i wszystko poddaje krytyce, narażając się także na jej ostrze ze strony dorosłych, co często sprawia mu ból. Jego racjonalność wydaje mu się wielką zdobyczą i wyklucza istnienie tajemnicy, w tym tajemnicy Boga, gdyż sprzeciwia się, według jego pojmowania racjonalności, wszystkim prawidłowościom rozumowego myślenia i dociekania. W rzeczywistości nie jest jeszcze zdolny do jej głębszego rozumienia. Także jego organizm, który dotąd rozwijał się powoli, nagle przyśpiesza w swoim wzroście, sprawiając wiele niepokoju. Zmienia się jego zewnętrzny wygląd, przechodząc przez etap nieproporcjonalności, będącej powodem skrępowania, wstydliwości, zażenowania. Dotyczy to szczególnie chłopca, jakże bardzo wyczulonego wówczas na sprawy estetyki. Przecież chce się podobać, zaimponować dziewczętom swoją sprawnością i siłą, a nie posiada jej jeszcze w stopniu wystarczającym. Dziewczęta stają się bardziej kokieteryjne, ale zarazem w większym stopniu kapryśne, ciągle niezadowolone, wybredne i naiwne. Nie imponują im rówieśnicy, ale starsi koledzy, co bywa powodem konfliktów w grupie klasowej. Dojrzewają jednak szybciej od chłopców i, co jest naturalne w tym okresie, kierują swoje zainteresowania ku starszym.

Nierozdzielnie z rozwojem fizycznym postępuje rozwój sfery seksualnej. Dotąd raczej uśpiona, odzywa się z natarczywą gwałtownością, stając się doświadczeniem zupełnie nowym dla obojga płci. I dla dziewcząt, i dla chłopców jest powodem wielu prawdziwych zmartwień, nawet pewnego przerażenia. Potrzebny jest więc wielki spokój, rozwaga i mądrość w tłumaczeniu im tego nowego «stanu». Przede wszystkim nie należy ukazywać sfery seksualnej jako siły niszczycielskiej i destrukcyjnej, ale jako służącej rozwojowi życia, miłości, prokreacji. Niestety, wielu wychowawców, także chrześcijańskich pedagogów, popełnia ten błąd, zbyt pośpiesznie wskazując na negatywne aspekty seksualności. Z pewnością dlatego pojawiają się osobowości zwichnięte, okaleczone, niedojrzałe. Być może nie umieją inaczej postępować czy też korzystają podświadomie z tych sposobów, które rodzice i wychowawcy stosowali wobec nich. Tymczasem bardziej służyłby dorastającym pozytywny wykład na temat płciowości i jej twórczej roli w formowaniu osobowości. Dopiero w następnym etapie należałoby wskazać na niebezpieczeństwa i zagrożenia, gdyż rzeczywiście istnieją i młody człowiek powinien być ich świadomy. Przy czym trzeba wciąż pamiętać, że sfera seksualna nie może być w wychowaniu traktowana autonomicznie, tak jakby istniała sama dla siebie. Zgodnie bowiem z personalistycznym ujęciem wychowania nie kształtujemy sfery seksualnej, ale wychowujemy człowieka, który jest seksualny.

Łagodzić niepokoje okresu dorastania to przede wszystkim ukazywać prawdę, że rozpoczynające się lub trwające procesy są naturalne i nie posiadają charakteru wyjątkowego czy tym bardziej chorobowego. A w odniesieniu do pojawiających się problemów należy pomagać dorastającemu zrozumieć to wszystko, co jest dla niego nowe, niespodziane, zaskakujące. Ukazywana normalność procesu dorastania pomoże mu już bez wielkich lęków (tych całkowicie wyeliminować się nie da) przeżywać swoje życie, zmniejszając czy nawet eliminując gwałtowne bunty, dramaty, agresję.

Dorastanie jest integralną częścią ogólnego procesu wchodzenia w życie dorosłe, które też ma swoją dynamikę rozwoju, nie jest jednolite, i trzeba także umieć go przeżywać. Może być też czasem rodzenia się wielu negatywnych postaw i zachowań. Nie może więc stawać się jedynym punktem odniesienia dla młodości. Młodość ma swoje cenne wartości, które powinny trwać przez całe życie człowieka. Spontaniczność, odwaga, wrażliwość, zaangażowanie, ofiarność, to tylko niektóre z nich. Są one potrzebne dorosłemu, gdyż jego wiek bywa pełen zdradliwych kalkulacji, wyrachowania, duchowej ociężałości, lęku przed zaangażowaniem...

Dość często spotykamy się z określeniami, że wiek młodzieńczy jest czasem buntu, ucieczek, kontestacji, przesadnej krytyki. Niewiele natomiast mówi się i pisze, że dorastanie i młodość to czas niepokojów, które trzeba umieć łagodzić. Lękamy się czasami nawet tak myśleć, sądząc, że zdecydowanie, autorytatywne stawianie sprawy i surowość są najlepszymi metodami wychowywania. Tymczasem łagodzenie nie jest tożsame ze zgodą na wszystko, co młody człowiek mówi i czyni. Też potrzebuje korygowania, krytyki, zdecydowania, aby mógł prawidłowo wzrastać. Winny być jednak czynione mądrze, rozważnie, sprawiedliwie. Jakże często zdarza się, że w podręcznikach katechetycznych i innych książkach spotyka się opinie i wskazania, które zwykle są redukowane do wymagań, ostrzeżeń, konieczności respektowania zasad, i to w taki sposób, że gdyby je zliczyć, nikt by ich nie udźwignął, nie podjął, gdyż wymagałyby sił giganta, herosa, nadczłowieka. I dlatego punktem wyjścia w procesie wychowywania dorastającego powinno być założenie, że niepokoje młodości potrzebują łagodzenia, inaczej może się on przestraszyć, nawet przerazić tego, co go spotyka i nie zdobyć się na odwagę pracy nad sobą, na odwagę wzrostu i dojrzewania, pomysłowości i twórczości, samodzielnego i odpowiedzialnego życia.


2. Rozwój emocjonalny młodych a wiara


Wzmożona emocjonalność jest charakterystyczną właściwością okresu dorastania i młodości. Wszyscy, którzy spotykają się z młodzieżą muszą sobie zdawać sprawę z faktu, że doświadczenia emocjonalne odgrywają u dorastającego szczególnie ważną rolę. Przyczyny i źródła wzmożonej emocjonalności tkwią zarówno w sferze fizjologicznej (przemiany w funkcjach hormonalnych organizmu), jak i w bardziej wówczas rozległych doświadczeniach społecznych. Młody człowiek, wchodząc w życie społeczne, spotyka się z nowymi ludźmi, nowymi sytuacjami, doświadczeniami, które wywołują w nim określone stany emocjonalne. Nie są one dla niego obojętne, chce je zrozumieć, wytłumaczyć, zinterpretować. Jedne pojawiają się przed nim jako proste i bezkonfliktowe, które szybciej zaakceptuje, inne mogą być trudniejsze, umykające jego percepcji, niezrozumiałe, co może budzić rozdrażnienie, irytację, gniew.

Życie emocjonalne dorastającego pełne jest uczuć «sprzecznych», ambiwalentnych, krańcowych. Przeżycia w tym okresie mogą osiągać stopień wysokiego napięcia: smutek przeżywany bywa głęboko i często ma charakter «tragedii», radość osiąga wysokie szczyty uniesienia. Ma miejsce oscylacja między nastrojami krańcowymi: dorastający łatwo przerzucają się od radości do smutku, od entuzjazmu do zniechęcenia, od nadziei do rozpaczy. Ta emocjonalna chwiejność sprawia, że ta sama osoba przejawia nieraz biegunowo przeciwne skłonności i upodobania. Przy czym najczęściej uczucia posiadają charakter bezprzedmiotowy: doznawane uczucia radości czy smutku często nie wiążą się z określonym bodźcem. Dorastający sam nie wie, dlaczego jest mu smutno lub wesoło, dlaczego w danej chwili wszystko go cieszy, a innym razem drażni lub gniewa.

Próbując zrozumieć młodych w ich specyficznym stanie emocjonalności, psychologia twierdzi, że rozwój sfery uczuciowej młodzieży, a zwłaszcza charakterystyczne dla tego okresu stopniowe opanowywanie reakcji emocjonalnych i kształtowanie uczuć wyższych, zależy od rozwoju procesów intelektualnych, a przede wszystkim od wpływu czynników społeczno-kulturowych. Nie neguje przy tym wpływu przeobrażeń fizjologicznych, a zwłaszcza dojrzewania płciowego. Podstawowy jednakże jest ścisły związek rozwoju intelektualnego i uczuć, na co zwrócił uwagę J. Piaget, podkreślając jednocześnie zależność rozwoju obu tych dziedzin od wrastania w społeczeństwo. W okresie tym powszechnie znana jest też tendencja młodzieży do maskowania swoich uczuć, przybierania wobec dorosłych sztucznej pozy w postaci nonszalancji, fanfaronady, czy też ma miejsce głęboka konspiracja istotnych przeżyć.

Jak wobec tych procesów można przychodzić młodemu człowiekowi z pomocą i jak mówić o wierze, Bogu, Chrystusie?

Kwestia ta nie jest z pewnością łatwa, przynajmniej dla tych, którzy chcieliby, aby był to rodzaj pomocy skutecznej, wychodzącej poza proste wskazania, pouczenia, nakazy i zakazy. Wskazywaliśmy, aby dorastający miał świadomość uczestnictwa w tworzeniu własnej osobowości i zdobywaniu tożsamości. Zasada ta pozostaje także ważna w odniesieniu do sfery emocjonalnej. Jest to bowiem jego życie, jego doświadczenia, jego próba wchodzenia w relacje z innymi ludźmi, ze światem, z nowymi sytuacjami i problemami. Należy więc uszanować jego sposób nabywania umiejętności w radzeniu sobie z nowymi uczuciami, a jednocześnie tak czuwać, aby proponowany rodzaj pomocy nie był ingerencją wprost, zbyt nachalną i autorytatywną. Najskuteczniejsze okazują się postawy i zachowania (rodziców, wychowawców, nauczycieli) w miarę stabilne, zrównoważone, opanowane. Młodzi ludzie potrzebują bowiem w swojej emocjonalnej chwiejności kogoś, kto uosabiałby pewność, cierpliwość, zrozumienie, otwarcie, kto byłby typem osobowości pełnej empatii, serdeczności, uczuć przyjaznych i ciepłych. Jeszcze raz sprawdza się zasada: «verba docent, exempla trahunt». Nie należy przy tym pragnąć zbyt szybkiego «wyprowadzania» dorastającego z jego stanu emocjonalnej ambiwalencji, jak i nie można stosować zasady, że wystarczy okazać się stanowczym «przywołując go do porządku»: krzykiem, rozkazem, zakazem... Owszem, można go «wyciszyć» na jakiś czas czy doprowadzić do takiego stanu, że w naszej obecności będzie milczał i zachowywał się poprawnie. Jednak na jak długo? I czy przypadkiem nie za cenę zamknięcia się, izolowania, wzgardy, odejścia? Z drugiej strony nie może zabraknąć w relacji do dorastającego postawy stanowczości, musi jednak jej towarzyszyć autentyczna miłość do młodego człowieka. Ma on być przekonany, że zakaz czy nakaz, stanowczość i przeciwstawianie się jego kaprysom, wybuchom i niezrównoważeniu wypływa z postawy przyjacielskiej i pełnej życzliwości. Wtedy wpływ dorosłych będzie bardziej skuteczny. Nade wszystko jednak nie można ranić uczuć wychowanka, czyniąc przedmiotem żartów i kpin rodzące się w nim emocje, sympatie, stany zakochania. To, co starsi nazywają «cielęcą» miłością, dla młodego człowieka jest dość często bardzo poważną sprawą, niemalże kwestią życia i śmierci. Ileż bowiem prawdziwych dramatów przeżywa dorastający z powodu nie zaakceptowanej, nieodwzajemnionej lub zdradzonej miłości czy przyjaźni. Jest prawdą, że potrzebny jest mu w tym czasie ktoś, kto z pewnym dystansem podejdzie do przeżywanych przez niego problemów i pomoże w zdobywaniu umiejętności radzenia sobie ze stanami emocjonalnymi. Czym innym jest jednak próba uczenia dystansu, zrównoważenia, a czym innym drwina czy nierozważny żart.

Na ile wiara religijna może okazać się pomocą w przeżywaniu stanów emocjonalnych przez dorastającego? Nie jest to z pewnością zadanie łatwe, biorąc także pod uwagę fakt, że w tym okresie jest on – jak wskazywaliśmy - zafascynowany zdolnością używania rozumu, możliwością krytycznego, głównie racjonalnego podchodzenia do rzeczywistości. Dlatego wydaje się, że należałoby rozpocząć od umiejętnego wprowadzania go w obszar tajemnicy, religii, Boga, tak, aby powoli uświadamiać mu istnienie innego niż tylko racjonalny i empiryczny wymiar istnienia. Jest on bowiem otwarty, tak jak każdy ludzki byt, na to, co nazywamy nadprzyrodzonym wymiarem życia. Przede wszystkim wskazywać, że wiara nie jest tylko wartością zarezerwowaną dla sfery duchowej, ale jest propozycją życia, gdzie wartości religijne mają swoją specyficzną zdolność integracyjną: to w ich świetle życie może ukazać się jako bardziej spójne, scalone, całkowicie wypełnione sensem, nabierające nowej głębi i nowych znaczeń w odniesieniu nie tylko do sytuacji krańcowych, ale także codziennych. Błędem wychowawczym jest redukowanie wiary do jednego obszaru lub do podstawowego źródła zakazów i nakazów, przeważnie o charakterze moralnym. Oczywiście, łatwiej jest wychowawcy ukazywać zasady moralne płynące z wiary, aniżeli dokonywać interpretacji życia w jej świetle. Musi on jednak podjąć trud religijnego interpretowania ludzkiej egzystencji, jeżeli chce, aby nie doszło do rozdźwięku między wiarą i życiem, wiarą i kulturą... Podobnie, nie może on redukować wiary do funkcji kompensacyjnych, w których zaspokaja ona tylko określone potrzeby emocjonalne. Staje się ona wówczas nie pogłębiona, zbyt krucha, uzależniona od chwilowych nastrojów, potrzeb czy pragnień...

Niezmiernie cenne w działaniu wychowawczym byłoby takie ukazywanie wiary, w której młody człowiek odkryje prawdziwy obraz Boga - jako Osoby, Ojca, Przyjaciela... Boga, który go nie potępia, ale rozumie i gotów jest przyjść z pomocą. A zdarza się, niestety, że rysujemy przed dorastającym taki obraz Boga, za Którym stoją jedynie zakazy i nakazy. Wiemy już przecież, jak trudno jest dorastającemu zaakceptować ten stan wymagań, nawet jeżeli będzie za nimi stał Bóg. Trzeba więc, aby dorastający mógł odkryć w Bogu Osobę w jej pełnym wymiarze: Boga przyciągającego, kochającego, rozumiejącego, wybaczającego... Młodość bowiem jest nie tylko pełna różnorakich, nowych lęków, ale także potrzeby przebaczenia i zrozumienia, miłości i wierności, zasad i uczuć. Ważne jest także to, aby w ukazywaniu Boga i zasad wiary towarzyszyła odpowiednia atmosfera, rodzaj «ceremonii», która nieść będzie przeżycie emocjonalne i oferować możliwość spotkania osób w klimacie intymności. Dlatego tak istotne znaczenie posiadają grupy religijne, które niosą tego typu doświadczenie. Jeżeli czasami spotykamy się z krytyczną opinią na temat młodzieżowej religijności, że jest zbyt emocjonalna, a wspólnoty młodzieżowe preferują spotkania bardziej kameralne, raczej w małej sali niż w wielkim kościele, to racje te wypływają bardziej z doświadczeń wiary dorosłych, aniżeli z prób dotarcia do specyficznych potrzeb młodych. Dorośli chcieliby od razu, niemalże natychmiast przystosować młodych do świadectw wiary już dojrzałej, a czasami do swojego jej sposobu pojmowania i doświadczania. Tymczasem, w pierwszym przypadku, dorastający nie są zdolni do takiego jej przeżywania; w drugim - zwykle krytycznie odnoszą się do form wyrażania wiary przez dorosłych, a nawet je odrzucają. Dlatego należy pytać, czy w dążeniu młodych do bardziej osobowych relacji i spotkań religijnych w intymnej atmosferze nie tkwią poważne, usprawiedliwiające ich racje? Przecież spotykają się niemal z powszechnym obrazem religijności manifestacyjnej, masowej i anonimowej, która często daleka jest od tworzenia klimatu sprzyjającego odczuciu misteryjnej obecności Boga. Ponadto właściwy dla młodzieży sposób przeżywania wiary, z jej silnie emocjonalnym wymiarem, nie może być zignorowany, głównie dlatego, że pozostawało by się w niezgodzie z naturą tego okresu życia. Owszem, nie może on z kolei stać się normą dla wszystkich. Podobnie nie można twierdzić, że grupy młodzieżowe uczestniczą w życiu Kościoła lokalnego tylko i wyłącznie w wybranych przez siebie formach. Należy im ukazywać szerszy wymiar uczestnictwa, który wybiega daleko poza małą grupę czy intymne spotkanie, jednakże nie w sposób zbyt pochopny, nagły, zaskakujący ich, ale powoli i sukcesywnie... Przecież sens istnienia młodzieżowych grup i ruchów w Kościele wynika także z faktu zaspokajania określonych potrzeb, które w tym przypadku związane są nierozłącznie z emocjonalnym sposobem doświadczania wiary. Należałoby więc uznać emocjonalność za wartość, której nie można nie doceniać, a nawet więcej, za wartość, na której trzeba także budować, gdyż taki, a nie inny jest sposób przeżywania religijności przez ludzi młodych. To jest niejako specyfika tego okresu, która w Kościele powinna być dostrzeżona, a potrzeby emocjonalne młodych zaspokajane. Otwarła by się wówczas właściwa droga do bardziej skutecznego wprowadzania młodych w życie Kościoła. W przeciwnym wypadku wszelkie «ustawianie» młodych przez dorosłych przypominać będzie walkę z wiatrakami. A Don Kichotami nie będą młodzi, ale starsi.

Wydaje się, że najbardziej bogaty wkład w rozwój wiary dorastających zaistniałby wówczas, gdyby udało się przekazać młodym wiarę, która nie potęguje ich obaw, lęków, niepewności. Nie oznacza to, że należy rezygnować z przedstawiania wymagań, które płyną z wiary. Będą one jednak traktowane bardziej naturalnie, gdy wiara będzie dla dorastającego rzeczywistością bliską, co weryfikuje się wówczas, gdy zawiera taki program życia, gdzie jest miejsce na wolność, twórczość, odwagę, uczucie, poszukiwanie i odkrywanie... Nieodparcie rodzi się w tym miejscu pytanie, czy przypadkiem wychowawcy nie przekazują wiary i Boga jako pewnej rzeczywistości statycznej, gdzie wszystko jest poukładane, usystematyzowane, niemalże pewne? Tymczasem sztuką jest wychowywać do wiary jako obszaru nowych doświadczeń, a nie tylko zespołu wartości, które trzeba jedynie i koniecznie przyjąć, ponieważ inaczej ryzykuje się utratę zbawienia. Teza ta jest tym bardziej uprawniona, gdyż wiara jest przecież spotkaniem z żywą osobą Boga, tajemnicą, misterium niewyczerpanym, nie odkrytym do końca, podobnie jak niewyrażalny jest Bóg, dawca życia i wiary... Wiara to także «przygoda», droga, wędrówka, która winna wiązać się z odkrywaniem tego, co Ewangelia nazywa «nowym życiem», jak również z podziwem, z zachwytem, z radością uczestnictwa w budowie nowego świata..., czego bez młodzieńczego entuzjazmu uczynić się nie zdoła.


3. Co jest ważne w przekazie młodym prawdy o Bogu?


Dziecko zasadniczo wprowadza się w świat wiary, Boga, Kościoła poprzez jak najszerszy proces identyfikacji z Pismem św., zainteresowanie występującymi w nim bohaterami, sytuacjami, wydarzeniami, obrazami, także z osobami wierzącymi. W przypadku dorastających należy przyjąć w tym względzie inny punkt wyjścia. Mówiąc bardziej konkretnie, chodzi najpierw o zauważenie świata, który otacza dorastającego i znajduje w nim swoje odbicie. Młody człowiek jest bowiem zainteresowany światem, w którym żyje, w stopniu o wiele głębszym niż dziecko. Nie jest to już ten rodzaj zaspokajania ciekawości, która w przypadku dziecka zadowala się krótkimi wyjaśnieniami, bez prowadzenia dłuższych wywodów i analiz. Ponadto dziecko często nie jest w stanie odróżnić siebie od świata, nie ma do niego dystansu i utożsamia się z nim. Dorastający ten dystans już posiada, próbując dostrzegać w świecie swoje miejsce na zasadzie stopniowo określającej się roli, którą chciałby w nim spełniać. Czasami postrzega świat jako wrogi sobie, nieprzyjazny, najeżony licznymi trudnościami i przeszkodami. Może czasami się go lękać, ale najczęściej bywa tak, że jest on dla niego wyzwaniem. Czując się «dorosły», chce się z nim zmierzyć, wypróbować te wszystkie witalne siły, które w nim się rozbudzają. Dlatego «ciekawość świata» jest motorem jego działań. Próbuje więc ten świat rozumieć, wyjaśniać, docierać do najgłębszych jego tajemnic. Ma zresztą do tego prawo, aby znaleźć w końcu swoje w nim miejsce, określić swoją życiową rolę. Dające o sobie znać w tym okresie, w stopniu bardzo wysokim, poczucie autonomii każe mu w ten świat wchodzić samodzielnie, bez zbytniego udziału innych, szczególnie starszych, którzy czasami nie potrafili, jego zdaniem, zrobić dobrego użytku z własnego życia. Może to być czasami poszukiwanie po omacku, może z błędami, ale z jakimś wewnętrznym zadowoleniem, z satysfakcją własnego, samodzielnego odkrywania i zdobywania prawdy.

Tak więc dobrze jest rozpoczynać z młodzieżą dialog o wierze od tych kwestii, którymi się najbardziej interesuje, od tego, co jest jej życiem, światem, pasją. Przy czym należy być świadomym, biorąc pod uwagę rosnącą samodzielność, krytycyzm i nieufność młodego człowieka, aby nie prezentować mu w sposób autorytatywny kwestii, zasad, reguł, prawdy. Naturalne pragnienie czy też chęć samodzielnego zdobywania przez niego wiedzy o sobie i świecie podpowiada metodę poszukiwania wspólnie z dorastającym prawdy tak, aby miał on świadomość własnego uczestnictwa w tym procesie. To nic, że wychowawcy wiedzą już to, co wychowanek dopiero odkrywa. Nie można jednak «iść na skróty» i wyręczać młodych w ich poszukiwaniach. Prawda istniejąca obiektywnie jest już dla dorosłych w jakiejś mierze znana, przed nimi dopiero się odkrywa, mając przy duże znamię subiektywności, w tym sensie, że pragną oni na swój sposób ją odkrywać, rozumieć i przenosić we własne życie. Zadaniem natomiast wychowawcy będzie rozszerzanie tego świata, który jeszcze przed nimi jest bardziej zakryty i w którym niezbyt rozumieją jego tajemnice. Właśnie rozszerzanie, «pokazywanie tego, co jest dalej», a nie kategoryczne i autorytatywne wskazywanie wydaje się być jedną z najbardziej skutecznych metod pomocy młodym w ich dojrzewaniu. Przenosząc tę kwestię na grunt szkoły, można powiedzieć, że młodzi ludzie nie lubią niektórych nauczycieli właśnie dlatego, że nie chcą oni towarzyszyć im w odkrywaniu świata, chcąc za szybko, «na tacy», w sposób gotowy podać, powiedzieć, pouczyć ich tak, jakby oni sami niewiele rozumieli. Nie są świadomi, jak ranią wówczas poczucie podmiotowości ucznia, traktując go jak rzecz, którą należy «obrobić», «ukształtować», a najczęściej dostosować do siebie, do własnych wyobrażeń, nierzadko posuwając się do manipulacji. Jeżeli przy tym odwołują się do zasad, które przed uczniami są jeszcze w jakiejś mierze zakryte, w celu zademonstrowania własnej wyższości i dojrzałości, jak również nakłonienia do ich przestrzegania, bywają oskarżani o moralizatorstwo, i jest to oskarżenie dość często słuszne. Nikt zaś nie lubi moralizatorstwa, a jest ono, niestety, dość częstym błędem nauczyciela, w odróżnieniu od takiego przekazu wartości moralnych, które zakłada udział podmiotu zainteresowanego ich zdobywaniem i utrwalaniem w sobie. Jeżeli bowiem uczeń będzie czuł, że jest potraktowany osobowo, w całej swojej niepowtarzalności i bogactwie, nie oskarży zbyt pochopnie nauczyciela o moralizowanie, o «prawienie kazań».

Pomoc dorosłych w odkrywanie religijnego wymiaru życia przez dorastającego o tyle jest skuteczna, o ile polega na ukazywaniu głębi, pełni i nowego znaczenia człowieka i świata, które zyskują poprzez uznanie religijnej prawdy. Prawda ta musi przy tym posiadać pełny wymiar egzystencjalny, aby dorastający mógł dostrzec jej związek z życiem. Nie może więc to być wychowywanie, które polega na odwoływaniu się tylko do autorytetu Boga, Kościoła, samej prawdy. Jest jeszcze na to za wcześnie, aby dostrzegł on ważność istnienia prawdy samej w sobie, aby uznał, w akcie posłuszeństwa wypływającego z wiary, wystarczający autorytet Boga do jej rozumienia. Trzeba dopiero prawdę razem z nim odkrywać, idąc niejako krok po kroku, ukazując jej znaczenie dla życia. Dopiero gdy posiądzie jakiś rodzaj zdolności interpretowania wszystkiego w świetle wiary, możemy iść krok dalej, do ukazywania ważności przyjęcia prawdy dla niej samej.

Dorastający najczęściej poszukuje sensu istnienia świata, człowieka i zdarzeń. Pomagając mu, dorośli winni wskazywać na niewystarczalność uzasadnień wypływających z nauk empirycznych. Sens egzystencji ukazać można w sposób najbardziej pełny i spójny jedynie w religii, poza nią wszystko jest tylko częściowe, niedokończone. Nie można bowiem do końca wytłumaczyć przy pomocy nauki sensu istnienia świata, człowieka, śmierci, cierpienia, miłości, bezinteresowności, ofiarności... Ważne jest przy tym, aby pytania młodych, często naiwne i nie pogłębione, nabrały (przy udziale wychowawcy) charakteru pytań «ostatecznych». Wówczas dorastający będzie bardziej się otwierał, bardziej chłonął otaczający go świat z jego tajemnicami. Nie dostrzega ich na początku, wydaje mu się, że świat da się racjonalnie wytłumaczyć funkcjonującymi w nich prawami, «przykładaniem» doń naukowych definicji, analiz, zasad. Jeżeli więc zdołamy otworzyć dorastającego na tajemnicę, w której przecież jest obecny Bóg, nasze wychowawcze wysiłki mogą być owocne.

Może zdarzyć się również taka sytuacja, że dorastający nie wykaże zainteresowania problemami religii, wiary, Boga lub w czasie katechezy i rozmów na tematy religijne nie chce jak gdyby iść dalej. Trzeba wtedy go sprowokować, pobudzić. Ale nie można dawać mu do zrozumienia, że nie ma racji, a to, co mówi jest naiwne, głupie, prostackie. Poczuje się urażony i jeszcze bardziej się zamknie, odizoluje, nie przyjdzie po raz wtóry szukać pomocy i rady. To nie jest najlepsza metoda, aby młodym dawać do zrozumienia, że na niczym się nie znają i powinni jedynie słuchać starszych. Rodzice i wychowawcy muszą zakładać, że dorastający ma prawo się mylić, ma prawo do błędu i nie można go w tym potępiać. Raczej z całą cierpliwością i wyrozumiałością rozmawiać, prowadzić dialog, umiejętnie i z taktem podpowiadać, wspólnie z nim właśnie poszukiwać i odkrywać to, czego jeszcze nie zna. Analizować trzeba także jego potknięcia, błędy i uchybienia, ale w takiej formie, aby odczuł, że towarzyszy temu autentyczna troska, miłość, zrozumienie i prawdziwa chęć pomocy. Jakkolwiek czasami da nam do zrozumienia, że nie potrzebuje naszej rady, nie winniśmy się od razu zrażać. Gdy jest pewny naszej miłości, w sytuacjach trudnych i przekraczających jego możliwości przyjdzie, prosząc o pomoc. Nie możemy więc go od razu oskarżać, że nas odtrąca, nie potrzebuje, lekceważy. Nie możemy wytaczać całego arsenału żalów o brak miłości i wdzięczności. Popełniamy, jako wychowawcy, duży błąd, gdy reagujemy niecierpliwością, irytacją, zniechęceniem, poczuciem wyższości, zachowaniami autorytatywnymi. Wbrew temu, co mówi się o nadmiernej autonomii i samodzielności dorastającego, o jego przesadnym krytycyzmie w stosunku do drugich, w istocie potrzebuje on uczucia, wyrazów troski i miłości, pewności istnienia kogoś, kto jest przyjacielem i niezawodnym przewodnikiem. Może nim być rodzic i wychowawca, nauczyciel i katecheta, jeżeli tylko będzie miał odwagę porzucić stereotypy i dostrzec młodszego od siebie człowieka w jego indywidualności, niepowtarzalności, pięknie, bogactwie.


4. Jezus Chrystus w życiu dorastającego


W dokumentach katechetycznych Kościoła (Dyrektorium Ogólne o Katechizacji, Catechesi tradendae) podkreśla się, że w wychowaniu religijnym należy dążyć do tego, aby katechizowany nawiązał osobowy kontakt z Jezusem. Zasada ta pozwala na ukazywanie osoby Jezusa oraz ludzkich do Niego odniesień w kategoriach żywych, egzystencjalnych, intymnych, a głoszone przez Chrystusa orędzie zbawienia jako propozycję nie ograniczającą się jedynie do pewnych tylko wskazań, zasad i norm, ale jako rodzaj dialogu międzyosobowego, gdzie Bóg i człowiek są aktywnymi rozmówcami, interlokutorami podejmującymi ważne problemy ludzkiego istnienia. Przyjmując tę zasadę, wychodzi się w katechezie ponad tzw. obiektywną, historycznie udokumentowaną relację o Jezusie i Jego działalności zbawczej, wskazuje żywego i wciąż działającego Chrystusa oraz kreśli obszar aktywnego udziału człowieka w dziele dokonanym przez Syna Bożego. Ten moment nie tylko nie może być przeoczony w wychowaniu religijnym dorastającego, ale winien być szczególnie mocno wydobywany i akcentowany. Ma bowiem dość istotne znaczenie dla jego rozwoju ludzkiego i religijnego. Pomaga przede wszystkim w zintensyfikowaniu i zdynamizowaniu procesu identyfikacji, wzmacniając jego osobową tożsamość. Dorastający potrzebuje bowiem, pomimo istnienia w nim nadmiernego poczucie autonomii i niezależności, osobowego wzorca, aby jego rozwój przebiegał w sposób właściwy i zgodny z rytmem dojrzewania. Osoba Jezusa, jeżeli zostanie mu ukazana tak, że będzie chciał się z Nią identyfikować, może stać się najlepszym rodzajem pomocy w tym procesie, ubogacając przy tym i ukierunkowując jego formację czy samowychowanie ku właściwym wartościom.

Ukazując Jezusa nie można więc ograniczać się jedynie do historycznych relacji o Nim, tak jakby istniał tylko w określonym momencie historii (zamkniętej i posiadającej wartość jedynie dokumentalną). Ponadto historyczna jedynie relacja może spowodować, że Jezus stanie się tylko jednym z wielu bohaterów historycznych, na wzór wielkich królów, przywódców czy reprezentantów określonej myśli filozoficznej, ideologicznej, teologicznej itp. Dla katechety i wychowawcy problemem może być ukazywanie wyjątkowości Jego osoby. Dlatego ukazując Go, trzeba wciąż podkreślać, że jest ciągle żywy, obecny w historii człowieka, działający poprzez Ducha Świętego w swoim Kościele. Jest osobą, która może przyciągać i przemawiać do współczesnego człowieka, i to w wyjątkowy, niespotykany dotąd sposób. Nie jest On bowiem tylko tzw. «bohaterem pozytywnym», spotykanym w literaturze i historii, ale Kimś, kto proponuje nową koncepcję życia; nowy i pogłębiony sposób przeżywania przez człowieka tajemnicy swojej egzystencji.

Przedstawiając całą prawdę o Jezusie, należałoby w większej mierze wydobyć tajemnicę Wcielenia. Pozwala ona bowiem na odniesienie «misterium Boga» w konkretnie przeżywane sytuacje życiowe. Wcielenie bowiem jest podstawowym kluczem do zrozumienia znaczenia, roli i miejsca Chrystusa w życiu świata, kosmosu i każdego człowieka. Jezus wówczas ukazuje się jako «Ktoś konkretny», co więcej, jest «jednym z nas», pozostając jednocześnie Bogiem, co sprawia, że dzięki Niemu wchodzimy w obszar doświadczeń transcendentnych, przekraczając świat empirycznych doznań i przeżyć. To On, i tylko On, może sprawić, że przed człowiekiem otwiera się nowa jakość życia, otwierająca zarazem jej pełną realizację. Ponadto Jezus wynosząc człowieka ponad jego ograniczenia, proponuje mu nieskończony sposób istnienia. W ten sposób człowiek może w Nim zaspokoić podstawową dla siebie potrzebę doświadczeń transcendencji, ważnych tak z punktu widzenia pełności i integralności życia, jak i powodzenia całego procesu wychowania. Dotyczy to w równej mierze dziecka, człowieka dorosłego, jak i ludzi młodych. Trzeba tylko, jak powiedzieliśmy wyżej, umiejętnie rozbudzać w dorastającym potrzebę otwierania się na transcendentny wymiar istnienia. Warto także odwołać się do prawdy, wypowiedzianej przez Sobór Watykański II, a potem powtarzanej przez Jana Pawła II, że Jezus odkrywa najpełniej człowieka przed nim samym, że w Nim człowiek najbardziej rozumie samego siebie, swoje życie, tęsknoty, marzenia, powołanie i przeznaczenie. Wydaje się, że motyw ten powinien być bardziej obecny w wychowaniu religijnym dorastających, którzy dopiero szukają kształtu swojego życia. Katecheci i wychowawcy czasami jakby zapominają o tej kwestii, koncentrując się nazbyt często na kwestiach ważnych, ale nie centralnych, jak chociażby na nadmiernie długim dowodzeniu historyczności osoby Jezusa Chrystusa. Może to wypływać z faktu, że rozumie się nauczanie religii czy katechezę bardziej w kategoriach pozytywistycznych niż religijnych i egzystencjalnych. Katecheci chcieliby w ten sposób upodobnić katechezę do innych lekcji, szczególnie tych, które tyczą się przedmiotów empirycznych. Przymiotnik «naukowe» jakby był ciągle jeszcze słowem magicznym, mającym zagwarantować sukces i powodzenie katechezy i wychowania religijnego. A przecież katecheza ma stawać się miejscem otwierania się ludzi na misterium istnienia, które wypełnia się najpełniej w Bogu. Jest ona, ze swej natury, tym typem spotkań, które powinny pomóc uczniom zrozumieć wagę religijnych doświadczeń i interpretowania życia w ich świetle, a w efekcie uczyć umiejętności czy zdolności nawiązywania relacji z Bogiem (Jezusem Chrystusem). Jest wreszcie tym, czym powinna być najbardziej – wtajemniczaniem w misterium Boga, Jezusa, człowieka, świata...

Tego typu działania są ważne również dlatego, że młody człowiek – jak wyżej wskazywaliśmy - jest zbytnio skoncentrowany na empirycznym i racjonalistycznym wymiarze życia. Dlatego zadaniem wychowawców religijnych jest «wyrywanie» ludzi młodych z tego zafascynowania rozumem i ukazywanie innych obszarów ludzkiego istnienia. Nie jest to z pewnością działanie łatwe, ale jakże konieczne, aby uczeń mógł powoli dochodzić do przekonania, że jego egzystencja nie ogranicza się jedynie do wymiaru empirycznego, do racjonalizmu, czy też, że «naukowy wymiar» ludzkiego poznania nie dopuszcza wymiaru tajemnicy. Tajemnica ta wymyka się, co prawda, naukowym zasadom, ale nie stoi z nimi w sprzeczności. Podlega jedynie innego typu metodom poznania i wartościowania.

Życie Jezusa, aby było znaczące dla młodego człowieka, powinno być ukazywane jako pewien rodzaj wyzwania, «prowokacji», wobec której nie można przechodzić obojętnie, gdyż zmusza do zajęcia określonego stanowiska. Chrystus ma się ukazywać jako ktoś, Kto ma wiele do powiedzenia i jest «interesujący». Zakłada to tym samym taki rodzaj przekazu, aby był koherentny ze światem przeżyć młodzieży. Zresztą uważny czytelnik Ewangelii odnajdzie te postawy i zachowania Chrystusa, w których jest On «twórczo niespokojny», gdy wychodzi poza utarte schematy działania i myślenia i krytycznie patrzy na rzeczywistość. Nie chodzi przy tym o ukazywanie Jezusa jako kontestatora (który nigdy nim nie był), ale jako kogoś, kto chce ukazywać życie w prawdzie, komu zależy na autentyczności postaw i zachowań. Wydaje się, że taki właśnie obraz Jezusa jest najbliższy młodemu człowiekowi. On również jest wyczulony na autentyzm, prawdę, szczerość i chciałby porzucać schematy. To nic, że w swoim życiu często ogranicza się do obszaru teorii i nie zawsze bywa konsekwentny. To już inny problem. Natomiast ważne dla wychowawcy jest to, że tego typu postawy uczeń reprezentuje. Wówczas można na nich budować, a gdy wychowawca jest autentyczny, nie jest wykluczone, że wartości te mogą być przez ucznia szybciej i głębiej przyjęte i utrwalone.

Powyższy problem związany jest także z językiem przekazu prawdy o Jezusie. Musi on być zrozumiały dla dorastającego, nie nosząc cech ani języka z innej epoki, ani języka ściśle teologicznego. Wiele prawd nie jesteśmy w stanie przekazać naszym wychowankom tylko dlatego, że nasz język nie dociera do świata ludzi młodych. Nie oznacza to, że powinniśmy od razu posługiwać się młodzieżowym «slangiem», ale taką jego formą, która jest komunikatywna dla młodych ludzi żyjących w dzisiejszych czasach.

I na koniec uwaga, jak się wydaje, niezmiernie istotna: przekazywanie obrazu Jezusa, nasza o Nim wiedza, kontakt z Nim o tyle będzie skuteczny w wychowaniu, o ile sami wychowawcy będą żyć z Nim w przyjaźni: «Verba docent, exempla trahunt»!



Literatura:

J. Bagrowicz, Edukacja religijna współczesnej młodzieży. Źródła i cele, Toruń 2000; Tenże, Współczesna młodzież, “Ateneum Kapłańskie” 128(1997), s. 3-15; J. Bradley, B. Copley i inni, Zrozumieć nastolatka, Świat Książki, Warszawa 1997; M. Debesse, Etapy wychowania, Wydawnictwo «Żak», Warszawa 1996; Duchowy rozwój człowieka. Fazy życia • osobowość • wiara • religijność. Stadialne koncepcje rozwoju w ciągu życia, red. P. Socha, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2000; Dzisiejszy katechizowany. Stan aktualny i wyzwania, red. J. Stala, Wydawnictwo WAM, Kraków 2002; P. Gallimard, Da 11 a 15 anni. Mutamenti, conflitti e scoperte dell’adolescenza, Editrice Àncora, Milano 1995; Katecheza dorosłych we wspólnocie Kościoła, red. K. Misiaszek, Wydawnictwo Salezjańskie, Warszawa 2002; A. Offmański, W kierunku katechezy ewangelizacyjnej. Polska katecheza młodzieżowa w latach 1945-2000, Szczecin 2000; Pedagogika katolicka. Zagadnienia wybrane, red. A. Rynio, Wydział Nauk Społecznych KUL - Filia w Stalowej Woli, Stalowa Wola 1999; Psychologia religii, red. Z. Chlewiński, Lublin 1982.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama