Dlaczego czcimy Matkę Bożą?

Z cyklu "Poszukiwania w wierze"

Mam jakieś takie szczęście, że wciąż spotykam jakiegoś zielonoświątkowca, baptystę, adwentystę, itp., którzy mają dosłownie fobię antymaryjną. Ostatnio próbowałem wytłumaczyć jednemu z nich: „Przecież wierzysz, że Jezus jest prawdziwym Bogiem, Synem Bożym, który przyjął nasze człowieczeństwo. Zatem Jego Matka jest jedyną kobietą w całych ludzkich dziejach, do której Bóg Prawdziwy mówił: mamo! mamusiu!” Na to mi ten zielonoświątkowiec: „Nawet na krzyżu nie chciał się do niej tak zwracać, tylko ją nazwał: Niewiasto!” I zaczął zarzucać Kościołowi katolickiemu, że zmienia Ewangelię, bo Ewangelia wyraźnie mówi o braciach i siostrach Jezusa, a Kościół nie chce przyjąć tego do wiadomości, tylko nazywa ją Dziewicą. Zwrócił mi ponadto uwagę na dwa teksty, które — jego zdaniem — świadczą o tym, że Jezus dystansował się wobec swojej Matki. Pierwszy z nich to scena, jak to Matka i bracia Jezusa chcieli z Nim rozmawiać, a On odpowiedział, że nie przywiązuje wagi do pokrewieństwa cielesnego: „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?... Kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mt 12,48n). Podobnie odpowiedział kobiecie, która zawołała do Niego: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, któreś ssał!” On jej wówczas odpowiedział: „Wszak błogosławieni są ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (Łk 11,28).

Co do mnie, mam szczęście do spotkań odwrotnych. Raz po raz dochodzą do mnie stwierdzenia różnych braci protestantów, że tak typowy dla protestantyzmu dystans wobec Maryi płynie bardziej z tradycji antykatolickich niż z wnikliwego wczytania się w Pismo Święte, i że nowy duch ekumenizmu będzie sprzyjał temu, że również w pobożności protestanckiej Matka Zbawiciela będzie coraz więcej zauważana i kochana.

Prosi mnie Pan o pogłębione przypatrzenie się maryjnemu wątkowi w Ewangeliach. Ponieważ przytoczył Pan całą listę zarzutów, będę musiał się do nich ustosunkować, i utrudni mi to bardziej pozytywny wykład tego tematu. Tym serdeczniej zachęcam Pana do przestudiowania maryjnej encykliki Jana Pawła II pt. Redemptoris Mater. Wielu jej czytelników pyta samych siebie ze zdumieniem: „Jak to się stało, że dotychczas nie dostrzegałem tej głębi religijnej, z jaką Ewangelia mówi o Maryi, i że dopiero ta encyklika pomogła mi zobaczyć, jak wielkie bogactwa maryjne znajdują się w Ewangelii?”

Odpowiedź na Pańskie pytanie zacznijmy od maryjnego fragmentu w opisie męki Pana Jezusa. Pański znajomy zauważył w nim tylko tyle, że Ukrzyżowany nie mówi do Maryi: „Matko!”, ale: „Niewiasto!” Ale jeśli spojrzymy na ten fragment okiem nieuprzedzonym, zobaczymy w nim przede wszystkim dwie inne rzeczy. Mianowicie Maryja została tam wymieniona — rzecz jasna, na pierwszym miejscu — wśród czworga osób, które poszły za Jezusem aż pod krzyż. Nawiasem mówiąc, wszystkie trzy pozostałe osoby są bohaterami wydarzeń wielkanocnych, o Niej jednej w opisach zmartwychwstania Ewangelia nie wspomina. W Piśmie Świętym nic nie jest przypadkowe. Maria Magdalena, Maria Kleofasowa oraz umiłowany uczeń, choć wytrwali pod krzyżem Jezusa, niestety nie wytrwali w wierze: śmierć Mistrza wszyscy oni uznali za koniec Jego dzieła — wynika to jasno z ich zachowania w wydarzeniach wielkanocnych. Czyż zatem milczenie o Maryi w dniu wielkanocnym nie jest nad wyraz wymowne? Czyż nie świadczy ono o tym, że Ona jedna przeniosła wiarę w Chrystusa przez ciemność Wielkiej Soboty?

Wróćmy jednak do słów, które kieruje do Niej ukrzyżowany Syn. „Niewiasto, oto syn twój!” — powiada do swojej Matki, wskazując na Jana. Trzeba naprawdę ulec — jak to Pan nazywa — fobii antymaryjnej, żeby w słowach tych odczytać dystansowanie się Jezusa wobec własnej Matki. Przecież właśnie w tamtym momencie Jezus wprowadza macierzyństwo Maryi w nowy jeszcze wymiar. W Ewangelii każde słowo jest ważne. Otóż Jezus nie powiedział do Jana: „Zaopiekuj się moją Matką”, ale powiedział do Niej, żeby Jana przyjęła za syna, Janowi zaś dał Ją za Matkę.

Czy Maryja otrzymała wtedy następnego syna, niejako w zamian za Jezusa? Orygenes, podejmując to pytanie w roku ok. 227, powiada, że nadal jest Ona Matką samego tylko Jezusa, Jan będzie Ją miał za Matkę w takim stopniu, w jakim się stanie jedno z Jezusem. To niezwykłe, że już pierwsze objaśnienie słów Ukrzyżowanego do Maryi i Jana, jakie się dochowało do naszych czasów, sugeruje nam, że Maryja jest Matką wszystkich wierzących w Chrystusa! Zresztą posłuchajmy samego Orygenesa: „Jezus nie mówi do Matki: Oto również ten jest Twoim synem!, ale: Oto syn Twój! Jakby chciał powiedzieć: Zobacz w nim Jezusa, któregoś zrodziła! Każdy bowiem, kto staje się doskonały, «już nie sam żyje, ale żyje w nim Chrystus» (Ga 2,20). Jeśli zaś żyje w nim Chrystus, to również do niego odnoszą się słowa wypowiedziane do Maryi: Oto syn Twój! Oto Chrystus!” (Wykład Ewangelii Jana 1,4,23)

Jeśli w Ewangelii każde słowo jest ważne, to dlaczego Jezus zwraca się do Niej tak oficjalnie? Dlaczego nazywa Ją „Niewiastą”? Przecież nikt tak się nie zwraca do rodzonej matki! Owszem, ja ani Pan nigdy tak się do swoich matek nie odezwiemy. Ale Jezus jest Synem Bożym i Zbawicielem, na krzyżu wypełniał On swoją zwycięską walkę z szatanem. Tę walkę, którą zapowiedział Bóg szatanowi na samym początku ludzkich dziejów: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a Niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a Potomstwo Jej: Ono zmiażdży ci głowę” (Rdz 3,15). Zatem wyraz „Niewiasta” w odniesieniu do Maryi oznacza tę jedyną Matkę, która nie miała i nie będzie miała podobnej sobie, a której Potomek zmiażdżył głowę szatanowi. Zauważmy jeszcze, że w proroctwie z Księgi Rodzaju użyty jest wyraz „Potomstwo”: bo wszyscy, których Jezus obdarza tą łaską, żeby byli jedno z Nim, współuczestniczą w tym Jego zwycięstwie nad szatanem, a będąc jedno z Nim, stają się zarazem dziećmi Jego Matki.

Warto przypomnieć, że również w Kanie Galilejskiej, a więc na samym początku swojej publicznej działalności, Jezus obdarzył swoją Matkę tym samym tytułem. Bardzo jestem ciekaw, jak objaśniają rolę Maryi na weselu w Kanie ci chrześcijanie, którzy czują lęk przed oddawaniem Jej czci. Przecież z pewnością dostrzegają to, jak wyraźnie w opisie ewangelicznym podkreślona jest skuteczność Jej wstawiennictwa u Syna oraz Jej dobry wpływ na nas, abyśmy zaufali Jezusowi i „robili wszystko, cokolwiek nam powie” (J 2,5). Dodajmy, że Ojcowie Kościoła lubili objaśniać wesele w Kanie jako opis zaślubin Syna Bożego z odkupioną przez Niego ludzkością, a wówczas maryjny wątek zawarty w tamtej perykopie nabiera jeszcze większego znaczenia.

Tytuł „Niewiasta” nie jest jedynym ewangelicznym odniesieniem Maryi do Niewiasty z Księgi Rodzaju. Do owej Niewiasty odnosi Maryję również apostrofa Elżbiety: „Błogosławiona jesteś między niewiastami” (Łk 1,42). Otóż w Starym Testamencie słowa te skierowano tylko do dwóch kobiet (Sdz 5,24; Jdt 3,18). Obie one zwyciężyły wodzów nieprzyjacielskich, obie — rzecz znamienna — uderzyły ich w głowę: Jael zmiażdżyła głowę wroga ludu Bożego, Sisery (Sdz 4,21), mężna Judyta obcięła głowę Holofernesowi (Jdt 13,8). Obie zapowiadały Tę, która miała istotnie przyczynić się do zmiażdżenia głowy szatana — tego, który jest wrogiem ludu Bożego w całym tego słowa znaczeniu. Słowa Elżbiety: „Błogosławiona jesteś między niewiastami” wskazują na to w sposób oczywisty.

Antymaryjne nastawienie niektórych radykalnych protestantów wynika z odmawiania Jej czynnego udziału w dziele dokonanym przez Jej Syna. Ale jest to założenie ideologiczne, które — jak widzimy — nie tylko nie znajduje pokrycia w Ewangelii, ale jest z nią wprost sprzeczne. Może uda się jeszcze Panu kupić wydaną przed kilku laty w Niepokalanowie książeczkę J. H. Newmana pt. Odnajdywanie Matki. Ten najwybitniejszy teolog katolicki ubiegłego stulecia poddaje tam analizie maryjne wypowiedzi najstarszych Ojców Kościoła. Okazuje się, że najczęstszym obrazem, w którym Ojcowie przednicejscy przedstawiali znaczenie Maryi w dziele zbawienia ludzkości, było porównywanie Jej do nowej Ewy, która towarzyszy wytrwale nowemu Adamowi, walczącemu dla nas o życie wieczne — podobnie jak pierwsza Ewa współpracowała z pierwszym Adamem w jego grzechu. Obraz nowej Ewy doskonale więc streszczał ewangeliczny obraz Niewiasty, która się skutecznie wstawia u swojego Potomka za potrzebującymi oraz pobudza nas do ufności i posłuszeństwa wobec Niego (J 2,3—5), tej Niewiasty, która towarzyszyła Mu w walce, kiedy skruszył On łeb szatanowi.

Warto też sobie uświadomić ideologiczne powody, dla których skrajni protestanci próbują minimalizować sens macierzyńskiej posługi Maryi wobec Syna Bożego. Otóż teologicznie rzecz biorąc, u źródeł protestantyzmu leży potężne zafascynowanie się tajemnicą łaski Bożej. Już twórcy Reformacji, Luter i Kalwin, głosili z całą mocą, że albo nasze zbawienie jest całkowitym dziełem łaski, albo też w ogóle nie będziemy zbawieni. Prawdę tę jednak (którą w całej pełni wyznaje również Kościół katolicki) niektórzy protestanci objaśniają w taki sposób, że prowadzi ich to do odrzucenia samej nawet możliwości współpracy człowieka z łaską. Wynika to z lęku, że mówienie o współpracy z łaską mogłoby podważyć prawdę o całkowitej darmowości zbawienia.

Jednak nauka Pisma Świętego, za którą idzie Kościół katolicki, jest inna. Rzecz jasna, że całkowitą przyczyną naszego zbawienia jest łaska Boża. Ale łaski udziela nam Ten sam, który nas stworzył; stworzył zaś nas osobami. Zatem potrzeba wolności oraz poczucie odpowiedzialności za siebie i za innych nie jest naszą fanaberią, są to uzdolnienia wszczepione nam przez samego Stwórcę. Również swojej łaski udziela On nam jako osobom zdolnym do przyjęcia jej w sposób wolny oraz zdolnym do podjęcia z nią współpracy. Oczywiście, nie jest tak, że człowiek dąży do Boga i do zbawienia częściowo dzięki łasce, a częściowo o własnych siłach. Jeśli rzeczywiście przybliżamy się do zbawienia, dzieje się to całkowicie dzięki łasce. Nasza bowiem współpraca z łaską zarówno swoje źródło ma w łasce, jak dokonuje się w jej przestrzeni.

Otóż chrześcijanin, który tej prawdy Bożej nie widzi, będzie instynktownie odrzucał ewangeliczne przesłanie o miejscu Maryi w dziele naszego zbawienia. Maryję bowiem Ewangelia przedstawia jako „pełną łaski” (Łk 1,28), która okazała się idealną Współpracownicą obdarzającego Ją Boga. Słowa: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1,38), świadczą przecież o tym, że Boże macierzyństwo — które było dla Niej łaską absolutnie nie zasłużoną — wybrała w pełnej wolności. Jej wiara, w jakiej stała się Matką Syna Bożego, leży u podstaw ludu Nowego Przymierza, podobnie jak z wiary Abrahama Bóg wyprowadził Sobie lud Przymierza Starego. Ludzie, krytykujący naszą religijną fascynację Osobą Maryi, nie zauważają tego, że ma ona początek w Ewangelii. Przecież to w Ewangelii napisano o Niej: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła!” (Łk 1,45) I również w Ewangelii czytamy słowa: „Oto bowiem błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia!” (Łk 1,48)

Również (nazwijmy rzecz po imieniu) bluźnierstwa przeciwko dziewictwu Matki Najświętszej płyną z potrzeby zaprzeczenia w Niej jakiejkolwiek współpracy z łaską. Chrześcijanie, głoszący te bluźnierstwa, przyznają, że Syn Boży narodził się z Dziewicy, twierdzą natomiast, że później Jego Matka przestała być dziewicą i urodziła gromadkę następnych dzieci. Pozytywny wykład, jakie głębie zawiera w sobie prawda o dziewictwie Matki Bożej, przedstawiłem w książce Szukającym drogi. Tutaj zwrócę tylko uwagę na to, że dziewictwo poświęcone Bogu jest szczególnie intensywnym egzystencjalnie sposobem wyrażenia Bogu swojego pragnienia, ażeby należeć do Niego całkowicie i bez reszty. Właśnie przez swoje dziewictwo Ta, która została obdarzona łaską najpełniej ze wszystkich odkupionych przez Chrystusa, jest szczególnie autentycznym i wiarygodnym wzorem współpracy z łaską. Toteż nic dziwnego, że ludzie, zwalczający samą ideę współpracy z łaską, ulegają niekiedy pokusie zakwestionowania pierwszego i najwspanialszego Wzoru tej współpracy.

Podawane przez nich argumenty, jakoby Matka Najświętsza po urodzeniu Jezusa miała jeszcze inne dzieci, oraz całkowitą ich bezzasadność omówiłem w artykule pt. „Ukryte sensy w doktrynie świadków Jehowy” (W drodze 10/1974; przedruk w książce Królestwo Boże w was jest). Tutaj ograniczę się do wykazania, iż jest rzeczą wykluczoną, żeby wzmianka Ewangelii o braciach i siostrach Jezusa mogła dotyczyć Jego rodzeństwa. Przypomnijmy sobie tamten fragment: „Czy Jego braciom nie jest na imię Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas?” (Mt 13,55n) Zatem chodzi tu o czterech braci i chyba więcej niż cztery siostry — wskazuje na to wyraz „wszystkie”. Bądźmy jednak minimalistami i zgódźmy się co do tego, że wyraz „wszystkie” wskazuje co najmniej na trzy siostry. Zatem gdyby Jezus miał rodzeństwo, liczyłoby ono co najmniej siedem osób. Młodszych od Niego — sami przeciwnicy dziewictwa Maryi podkreślają przecież, że Jezus narodził się z Dziewicy.

Otóż dwa co najmniej epizody ewangeliczne wykluczają możliwość, żeby Maryja mogła mieć te dzieci. Kiedy Jezus ma dwanaście lat, Maryja wybiera się wraz z Nim i Józefem na pielgrzymkę do Jerozolimy. Byłoby to niemożliwe, gdyby była obarczona gromadką małych dzieci. Przecież właśnie ze względu na obowiązki macierzyńskie Prawo Mojżeszowe nie wymagało od kobiet odbywania pielgrzymki do Jerozolimy. Druga informacja ewangeliczna, która wyklucza posiadanie innych dzieci przez Maryję, to wzmianka, że po śmierci Jezusa Jan „wziął Ją do siebie” (J 19,27). Czy dałoby się to pomyśleć, gdyby wspomniani w Ewangelii bracia i siostry Jezusa byli dziećmi Maryi?

Nie ma zatem wątpliwości, że chodzi tu o Jego kuzynów. W Piśmie Świętym mamy trochę przykładów takiego właśnie funkcjonowania wyrazów „brat” i „siostra”. Ponieważ otwierał Pan przed chwilą dziewiętnasty rozdział Ewangelii Jana, proszę zerknąć na wiersz 25. Czytamy tam: „siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa”. Jak to? Dwie siostry i obie Marie? Owszem, tylko że nie siostry rodzone.

Niestety, nie widać innego powodu, który popycha niektórych chrześcijan do bluźnierstw przeciwko Matce Chrystusa, jak tylko zaślepienie. Wręcz klinicznymi przypadkami tego zaślepienia jest antymaryjne interpretowanie obu scen, które Pan przytacza w swoim liście. Teksty, z których wynika, że Bóg chce nas wszystkich obdarzać na podobieństwo swojej Matki, ktoś bierze za dowód odsunięcia się Jezusa od swojej Matki! Ten, który dał przykazanie „Czcij ojca swego i matkę swoją”, miałby je zachować tylko formalnie wobec własnej Matki, kiedy z miłości do nas wszystkich stał się człowiekiem!

Przypomnijmy cały epizod zapisany w Mt 12,46—50: „Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Ktoś rzekł do Niego: «Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą». Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: «Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?» I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką»”.

Głównym przesłaniem tego tekstu jest obietnica Jezusa, że Jego bliskim stanie się każdy, kto pełni wolę Jego Ojca. Podobne przesłanie usłyszała kobieta, którą ogarnęła święta zazdrość wobec Tej, co Go urodziła: „ale przecież błogosławieni są ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (Łk 11,28). Przesłanie to (w obu swoich wersjach) niewątpliwie rzuca ważne światło na Osobę Maryi. Przecież postawy duchowe, które Jezus tu wysławia i błogosławi, Maryję cechowały najszczególniej! Przecież Ona powiedziała swoje „tak” woli Bożej w najbardziej przełomowym momencie ludzkich dziejów (Łk 1,38), przecież to o Niej powiedziano: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła!” (Łk 1,45) Zatem obrazilibyśmy ciężko i Matkę, i Syna, gdybyśmy w ślad za bluźniercami chcieli powtarzać, iż Ona była Mu Matką tylko cieleśnie. Ewangelia nie pozostawia wątpliwości, że również swoim duchem otworzyła się Ona doskonale na tajemnicę macierzyństwa, której Bóg dokonywał w Jej ciele. Zwięźle, powołując się zresztą na Ojców Kościoła, formułuje to Jan Paweł II w swojej encyklice maryjnej (nr 13): „pierwej poczęła duchem niż ciałem — przez wiarę”. Tylko ktoś ogarnięty antymaryjną fobią może dopatrzeć się w obu omawianych teraz epizodach, jakoby Jezus chciał przeciwstawiać swoją Matkę i „prawdziwie wierzących”.

Skoro zaś już jesteśmy przy słowach Jezusa, stwierdzających, kto jest Jego bliskim, zauważmy, że każdy z nas może stać się nie tylko Jego bratem czy siostrą. Każdy z nas może stać się również Jego poniekąd matką, każdy z nas może uczestniczyć w Bożym macierzyństwie Maryi. Co to znaczy?

Głęboko wyjaśnia to święty papież Grzegorz Wielki: „Nic w tym dziwnego, iż ten, kto czyni wolę Ojca, jest nazwany bratem i siostrą Pana — słowa te dotyczą obu płci powołanych do wiary. Dziwne jest jednak bardzo, iż Pan nazywa kogoś swoją matką. Braćmi raczył On nazwać swoich uczniów: «Idźcie, powiedzcie braciom moim» (Mt 28,10). Bratem Pana może stać się ten, kto przyjmie wiarę. Jak jednak można stać się Jego matką? Ten, kto przez wiarę staje się bratem i siostrą Chrystusa, stanie się Jego matką, kiedy będzie Go głosił innym. Rodzi Pana, kto wlewa Go w serce słuchającego. Staje się Jego matką, jeśli swoim nauczaniem rodzi miłość Pana w sercu bliźniego” (Homilie na Ewangelie 3,2).

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama