„Nie musimy Go szukać gdzieś na zewnątrz, przywoływać, tylko docenić dar chrztu, który uczynił nas mieszkaniem Ducha Świętego. On jest bardzo łagodny i nie pcha się tam, gdzie Go nie chcemy wpuścić, oczekuje na zaproszenie. Zatem chce być zapraszany do współpracy. Jak ją zacząć?” – mówi w wywiadzie dr Maria Miduch, teolog, biblistka, hebraistka, autorka książki „Biografia Ducha Świętego”.
Jolanta Krasnowska-Dyńka: Nie mamy problemu, żeby wierzyć w istnienie Jezusa – przecież taki człowiek faktycznie chodził po ziemi! Ale już Duch Święty wydaje się nam kimś ulotnym, tajemniczym, wręcz oderwanym od rzeczywistości. Kim On właściwie jest?
Dr Maria Miduch: No tak, Duch Święty może być tą z Osób Trójcy Świętej, która rzeczywiście dostarcza nam najwięcej problemu. Niby wiemy, że istnieje, wymieniamy Go, czyniąc znak krzyża, ale… jest jakiś nieuchwytny, jakiś ulotny. Chciałoby się powiedzieć: jak to Duch. Na pewno możemy powiedzieć o Nim, że jest Bogiem, jedną z Osób Trójcy Świętej i… mieszka w nas. I to wydaje się najbardziej zaskakujące, choć takie podstawowe. Na mocy chrztu św. Duch Święty nie jest jakąś rzeczywistością zewnętrzną, lecz zamieszkuje w każdym ochrzczonym. Jest więc bardzo bliski naszej ludzkiej egzystencji, a wciąż taki tajemniczy. Właśnie przez tę swoją tajemniczość zaprasza nas, byśmy Go poznawali coraz lepiej, coraz bardziej. Jednak On i tak pozostanie tajemnicą. Możemy się do niej zbliżać, fascynować nią, rozważać, lecz człowiek zawsze ma jakieś ograniczenia. I tu, na ziemi, nie poznamy Go w całości.
Dlaczego Ducha Świętego porównujemy do ognia, wiatru lub żywej wody?
Język Pisma Świętego bardzo często sięga po obrazy. Posługiwali się nimi także Żydzi w biblijnym przekazie, by mówić o Bogu. Odwołanie się do żywiołów – tak trudnych do ujarzmienia, nieprzewidywalnych, trochę niebezpiecznych, a zarazem bliskich człowiekowi i spotykanych na co dzień – to dobra droga, by opowiadać o tajemnicy Boga – Ducha Świętego, szczególnie w świecie starożytnym. Te żywioły przywoływane w kontekście Ducha Świętego niosą ze sobą życie, orzeźwienie, nowość, ale jednocześnie potrafią być niebezpieczne. Nie chodzi o to, aby zacząć bać się Boga, lecz raczej Go nie lekceważyć i docenić Jego siłę.
Duch Święty występuje na kartach Biblii również pod postacią gołębicy.
No i tu mamy problem, bo ta związana z chrztem Janowym nad Jordanem gołębica tak bardzo weszła do naszej ikonografii, a później do głów, że Duch Święty jednoznacznie kojarzy nam się właśnie z nią. A to znowu jest znak. Kiedy wczytamy się w opisy zstępowania Ducha na Jezusa, zauważymy, że tu raczej chodzi o sposób zstępowania niż o samego ptaka. Duch może stać się widzialny, jeśli zechce, ale nie można postawić znaku równości między widzialną formą a Nim. To jakiś przejaw Jego obecności, lecz gołębica nie wyczerpuje tego, kim jest sam Bóg – Duch Święty.
Jak budować z Nim relację?
Ważne, byśmy sobie zdali sprawę z tego, że On jest w nas. Nie musimy Go szukać gdzieś na zewnątrz, przywoływać, tylko docenić dar chrztu, który uczynił nas mieszkaniem Ducha Świętego. On jest bardzo łagodny i nie pcha się tam, gdzie Go nie chcemy wpuścić, oczekuje na zaproszenie. Zatem chce być zapraszany do współpracy. Jak ją zacząć? Może na początek wystarczy krótka modlitwa własnymi słowami na początek dnia? Albo westchnienie do Niego przed pracą, szkołą czy wypoczynkiem? Nie chodzi o to, by od razu odmawiać nowenny, koronki itd. Lepiej zacząć małymi krokami i z cierpliwością, bo zanim nauczymy się rozpoznawać Jego poruszenia, może minąć trochę czasu.
No właśnie – jak można rozpoznać działanie Ducha Świętego i w jaki sposób odróżnić je np. od autosugestii, jakiegoś stanu psychicznego?
To bardzo trudne pytanie i na pewno w tak krótkim wywiadzie nie da się wszystkiego zawrzeć. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że istnieją dwie skrajne postawy. Jedna – kiedy uznaję, że wszystko, co do mnie przychodzi na modlitwie, pochodzi od Boga. W końcu modląc się, jestem nastawiony na kontakt z Bogiem, więc od kogo innego mogłoby przyjść? Jednak takie podejście nie jest dobre. Przecież kuszenie Jezusa na pustyni, o którym czytamy w Ewangelii, odbywało się w przestrzeni modlitewnej, skupienia na Bogu… Tak więc to, że coś przychodzi do nas na modlitwie, jeszcze nie oznacza, że On jest tego inicjatorem. Natomiast druga postawa zakłada, że Bóg nie komunikuje się z pojedynczym „zwykłym” człowiekiem. I ona również jest błędna. Bo Bóg może mówić, a nawet chce mówić do „zwykłych” ludzi. Myślę, że dobrą drogą jest rozeznawanie tego, co przychodzi do mnie, ale też oswajanie się z głosem Pasterza – słuchanie Jego słowa, spędzanie z nim czasu. Czytając Pismo Święte, pochylając się nad nim, uczymy się, jak mówi Bóg. Oswajamy z Jego głosem, nawiązujemy coraz głębszą relację, a jednocześnie uczymy odróżniać Boże poruszenia. Ważne, żeby zachować ostrożność, ale z drugiej strony nie zamykać uszu, lecz z determinacją docierać do prawdy, konfrontować to, co do nas przychodzi ze słowem Bożym i nauczaniem Kościoła. Mimo że droga wsłuchiwania się w Boga nie jest łatwa, a czasem może nawet wydawać się nudna, warto zainwestować w nią czas i wysiłek.
Duch Święty pociesza, broni, ale i dodaje sił do wykonywania swoich zadań. W jakich codziennych sytuacjach życiowych szczególnie warto się do Niego zwracać?
Myślę, że nie ma przestrzeni, w której Duch Święty nie umiałby lub nie chciałby nam pomóc. Skoro mieszka w nas, to przenika nas i naszą codzienność bardziej niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić. Tak jak mówiłam, warto zacząć od uświadomienia sobie Jego bliskości, a potem zwracać się do Niego i zapraszać do spraw życia codziennego. W podniosłych momentach życia wzywamy Ducha w uroczystym hymnie „Veni Creator”, np. na ślubach. To piękna tradycja. Z drugiej strony nieporozumieniem byłoby nie wzywać Go choćby w momencie narzeczeństwa i rozeznawania, czy ta druga osoba ma zostać moim mężem/żoną. Nie rezerwujmy Jego obecności tylko dla końcowych momentów naszego działania. Dostrzeżmy Go w codzienności i zwyczajności. Oczywiście, że On chce pomagać, ale można Mu też dziękować lub Go uwielbiać. Niech nasze życie religijne, duchowe nie składa się tylko z prośby. Niech Duch Święty stanie się naszym przyjacielem, którego wzywamy nie tylko w momencie kryzysu. Miejmy z Nim kontakt na co dzień.
Grzech przeciwko Duchowi Świętemu to jedyny grzech, o którym Jezus mówi w Ewangelii, że nie zostanie odpuszczony. Dlaczego?
To znowu bardzo skomplikowana sprawa. Taki grzech zwykło się definiować jako uparte i trwałe w nim pozostawanie, odrzucając prawdę o własnej grzeszności i zuchwale licząc na miłosierdzie Boże. Tu chodzi bardziej o postawę niż o konkretny czyn i w momencie nawrócenia nie ma się czego obawiać, bo właśnie ta postawa się zmieniła, a więc Bóg wybacza. Warto też zwrócić uwagę na kontekst wypowiedzi Jezusa o grzechu przeciw Duchowi Świętemu – On wskazuje na coś jeszcze. Chodziłoby tu o nazywanie działania Bożego działaniem diabelskim… Istnieją ludzie, dla których Jezus jest przeciwnikiem, czyli szatanem. Są nie tylko otwarci na zło, ale nadto nie chcą być zbawieni przez Jezusa. Na tym polega grzech przeciwko Duchowi Świętemu, który nie będzie odpuszczony. Bóg nie robi tego nie dlatego, że Jego miłosierdzie jest ograniczone, ale dlatego, iż istotą tego grzechu jest odrzucenie Bożego miłosierdzia. Bóg nie przebaczy tylko temu, kto nie chce przebaczenia.
Święto Zesłania Ducha Świętego to jakaś szczególna okazja do otrzymania Jego darów? Jak się na nie otworzyć?
Może nie tyle otrzymania, a zdania sobie sprawy z tego, jak zostaliśmy obdarowani podczas chrztu św., a później, w sakramencie bierzmowania, pouczeni o tym, co mamy. W zesłanie Ducha Świętego wspominamy to, co wydarzyło się w Wieczerniku, w 50 dni po Passze, w czasie której Jezus umarł i zmartwychwstał. Jednak każde zesłanie Ducha Świętego powinno być okazją do docenienia tego, co otrzymaliśmy podczas chrztu i bierzmowania, do wchodzenia głębiej w tajemnicę tych sakramentów. Kiedy już sobie przypomnimy i uświadomimy, jak zostaliśmy obdarowani, warto żyć tym obdarowaniem na co dzień i zapraszać Ducha Świętego do naszej codzienności. On przychodzi z pomocą naszej słabości, czyli chce uzupełniać swoją siłą to, co w nas słabe i chore, co wymaga wsparcia. To naprawdę dobra nowina, bo nie musimy być doskonali, by korzystać z przywileju współpracy z Duchem Świętym.
Źródło: Echo Katolickie 23/2025