Zwyciężył zdrowy rozsądek

O głosowaniu (AD 2012) w Sejmie projektu ustawy o związkach partnerskich, a także o tym, dlaczego ten projekt był tak groźny dla Polski, ładu społecznego i polskich rodzin

Dopóki nie nazywa się związków partnerskich małżeństwem, dopóty nie ma problemu - twierdzą często ci, którzy mienią się katolikami. Tymczasem dokumenty Kościoła jasno i klarownie stawiają sprawę czystości. Także Dekalog bardzo wyraźnie mówi o związku małżeńskim jako związku kobiety i mężczyzny.

Zdecydowaną większością głosów Sejm RP zdecydował o zdjęciu z porządku obrad debaty nad lewicowymi projektami ustaw o związkach partnerskich. W głosowaniu wzięło udział 425 posłów. Za czytaniem głosowało 88, 323 było przeciwko - parlamentarzyści PiS, Solidarnej Polski i większości PO, a 14 wstrzymało się od głosu. Niemal wszyscy politycy z naszego regionu opowiedzieli się przeciw wprowadzeniu ustawy o związkach partnerskich do porządku obrad. „Za” byli posłanka SLD Stanisława Prządka oraz Bartłomiej Bodio z Ruchu Palikota.

Uchylenie furtki

Wspólne projekty ustaw o związkach partnerskich złożyły RP i SLD. Różnią się one sposobem zawierania związku - jeden przewiduje umowę zwieraną u notariusza, drugi - w urzędzie stanu cywilnego. Pierwszy z projektów jest identyczny z tym, który klub SLD złożył w sejmie w ubiegłej kadencji - odbyło się jego pierwsze czytanie, ale nie ukończono nad nim prac. Wzoruje się on na modelu francuskim, tzw. PACS (Pacte civil de solidarite). Ma to być rozwiązanie przeznaczone zarówno dla par hetero-, jak i homoseksualnych. Druga z propozycji skierowana jest wyłącznie do homoseksualistów.

Autorzy projektów chcą, by w obydwu modelach związków partnerzy mieli prawo m.in. do dziedziczenia po sobie, do pochówku zmarłego partnera i do wspólnego rozliczenia należności podatkowych. Według tych propozycji ustanie związku partnerskiego ma następować, gdy obydwie osoby jednocześnie złożą w urzędzie stanu cywilnego oświadczenia o rozwiązaniu lub w sześć miesięcy od chwili dokonania przez jednego z partnerów „wypowiedzenia związku partnerskiego”, złożonego w urzędzie stanu cywilnego lub też w przypadku śmierci jednej z osób.

W jednej z ustaw jest także zapisany „obowiązek alimentacyjny”, którego można się domagać, gdy w wyniku rozwiązania związku partnerskiego sytuacja życiowa jednego z partnerów uległaby znacznemu pogorszeniu.

Podobny projekt przygotowuje także Platforma Obywatelska. Dokument definiuje związek partnerski jako związek dwojga osób - niezależnie od płci - na podstawie umowy zawieranej przed notariuszem lub kierownikiem urzędu stanu cywilnego. Ma to skutkować, jak w przypadku małżeństwa, powstaniem wspólności majątkowej, obejmującej przedmioty nabyte przez partnerów w czasie jego trwania. Projekt uprawnia też do dziedziczenia po sobie - na takich samych zasadach jak po żonie lub mężu - pod warunkiem, że upłynął rok od zawarcia umowy. Rozwiązać ją będzie można w sądzie lub w urzędzie stanu cywilnego. Istniałby trzyletni obowiązek alimentacyjny „w wysokości odpowiadającej usprawiedliwionym potrzebom”, jeśliby jeden z partnerów - w wyniku rozwiązania umowy - „znalazł się w niedostatku”. Wprawdzie w projekcie nie ma mowy o adopcji dzieci, ale czy zaakceptowanie go w takiej postaci nie jest uchyleniem furtki? Przecież osoby homoseksualne nie kryją tego, że legalizacja związków partnerskich jest tylko etapem do walki o kolejne prawa, także do „rodzicielstwa”.

Zwyciężył zdrowy rozsądek

 źródło: photogenica.pl

Zmarginalizowanie rodziny

W czerwcu o opinie w sprawie lewicowych projektów do sejmowej komisji ustawodawczej wystąpiła marszałek sejmu. W ekspertyzach stwierdzono na ogół niezgodność projektów z konstytucją. Prawnicy zwrócili m.in. uwagę, że przyznanie związkom partnerskim przywilejów i udogodnień zarezerwowanych dotąd dla małżeństw może naruszać art. 18 konstytucji. Mówi on, że małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety znajduje się pod ochroną państwa. Zdaniem ekspertów nieprzewidywalne z ekonomicznego punktu widzenia mogą być też ewentualne skutki finansowe nowych rozwiązań: mogą one np. zmusić budżet do wypłaty związkom świadczeń należnych małżeństwom.

Co na to Kościół?

Zwyciężył „zdrowy rozsądek parlamentarzystów” oraz „wyczucie ładu prawnego i porządku społeczno-obyczajowego” - tak decyzję posłów o odrzuceniu możliwości pierwszego czytania ustaw o związkach partnerskich skomentował bp Stanisław Stefanek, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny i Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny.

Duchowny dodał, że cieszy się, iż mimo wakacji i sporej liczby poważnych spraw do rozstrzygnięcia, posłowie zadecydowali w sposób prawidłowy.

Zdanie Kościoła w kwestii związków partnerskich jest niezmienne od wieków. W 2003 r. z woli Jana Pawła II ukazał się dokument Kongregacji Nauki Wiary „Uwagi dotyczące projektów legalizacji prawnej związków między osobami tej samej płci”. Czytamy w nim, że „prawne uznanie związków homoseksualnych albo zrównanie ich z małżeństwem oznaczałoby (...) aprobatę zachowania wewnętrznie nieuporządkowanego i w konsekwencji uczynienie go modelem dla aktualnego społeczeństwa”. A zatem Kościół sprzeciwia się nie tylko zrównaniu związku homoseksualnego z małżeństwem, ale także każdej legalizacji (rejestracji) takich związków, nawet jeśli nie są one nazywane małżeństwami, lecz związkami partnerskimi.

Kongregacja rozróżnia pomiędzy słuszną autonomią jednostki i zachowaniem homoseksualnym jako zjawiskiem prywatnym a podnoszeniem tego zachowania do rangi relacji społecznej prawnie przewidzianej, zaaprobowanej i wspieranej przez państwo. I stwierdza, że nie ma ani racjonalnego, ani moralnego powodu, aby tendencja homoseksualna, która sama z siebie nie wnosi nic znaczącego w rozwój osoby i społeczności, miała otrzymać od państwa specyficzne uznanie prawne. Dlatego też związki homoseksualne powinny pozostać sprawami prywatnymi, bez żadnego usankcjonowania prawnego.

W dokumencie stwierdza się jednoznacznie, że „wszyscy wierni mają obowiązek przeciwstawienia się zalegalizowaniu prawnemu związków homoseksualnych”, a parlamentarzysta katolik „ma obowiązek moralny wyrazić jasno i publicznie swój sprzeciw, i głosować przeciw projektowi ustawy”.

Ktoś mógłby powiedzieć, że wspieranie wyłącznie małżeństw to dyskryminacja. Tymczasem sędzia Trybunału Arcybiskupiego w Strasburgu ks. Ireneusz Wołoszczuk w jednym ze swoich artykułów pisze: „Małżeństwo nie daje praw obywatelskich, lecz specjalne przywileje przyznane rodzinie, niewynikające z konstytucyjnej koncepcji równości wobec prawa, sprawiedliwości społecznej czy praw człowieka, ale ze szczególnej roli rodziny w społeczeństwie. To, że ktoś z kimś mieszka lub sypia, nie jest wystarczającym powodem, aby państwo go wspierało i premiowało(...). Przywileje nie są tożsame z prawami człowieka. Gdyby tak było, to każdy obywatel mógłby się domagać np. immunitetu poselskiego, samochodu służbowego czy wcześniejszej emerytury. Prawodawca nie może o tym zapominać”.

Echo Katolickie 31/2012

 źródło: www.antoniszymanski.pl

OKIEM EKSPERTA

Antoni Szymański
senator VI kadencji,
socjolog,
członek Zespołu ds. Rodziny Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu Polski

To dobrze, że sejm odrzucił na ostatnim przed wakacjami posiedzeniu propozycje wprowadzenia ustaw dotyczących związków partnerskich. Zgłoszone projekty były bowiem sprzeczne z gwarancjami do ochrony małżeństwa i rodziny, jakie zawiera nasza konstytucja. Problem jednak nie został zażegnany. Rządząca Platforma Obywatelska przygotowuje własny projekt w tym zakresie i zamierza poddać go pod obrady jesienią.

Propozycje prawne, dotyczące tzw. związków partnerskich, zmierzają do zakwestionowania wyjątkowej roli małżeństwa, a więc także rodziny, dla której jest ono podstawą. Podważa zatem ład społeczny. Rodzina odgrywa w nim główną rolę, zapewniając członkom, szczególnie dzieciom, optymalne warunki życia i wszechstronnego rozwoju. Jeśli takie same obowiązki i prawa będą mogły uzyskać wszystkie dowolne pary osób pełnoletnich - hetero czy homoseksualnych (np. dwóch studentów przez okres ich studiów), to znaczenie małżeństwa zostanie rozmyte i zmarginalizowane. Opłakanym skutkiem będzie dalsze osłabienie polskich rodzin, które już obecnie mają poważne problemy. Są to m.in.: kryzys demograficzny o dramatycznych konsekwencjach indywidualnych i społecznych, wysoki wskaźnik rozwodów, rosnąca liczba dzieci w opiece zastępczej (aktualnie przebywa w niej niemal 100 tys.), osłabienie funkcji socjalizacyjnej rodziny i wiele innych.

Podstawowym argumentem, jaki wysuwają promotorzy związków partnerskich, jest równe traktowanie, które rzekomo ma zapobiec dyskryminacji. Tymczasem projekt ustawy nie ma z tym nic wspólnego - jesteśmy równi, ale różni. Status małżeństwa - z natury nastawionego na wychowanie dzieci - właśnie dlatego musi być szczególny.

Na zasadzie równych praw nie może np. mężczyzna domagać się takiej samej ochrony, jak kobieta w ciąży, gdyż w niej nie może być. Podobnie nie powinny mieć statusu małżeństwa związki osób, które z natury rzeczy nie stworzą rodziny i nie mogą mieć wspólnych dzieci.

Wielka szkoda, że zamiast tak potrzebnej dyskusji o kryzysie demograficznym, skrajnym ubóstwie, w jakim żyje wiele rodzin wielodzietnych, braku adekwatnej polityki, zastanawiamy się nad związkami partnerskimi. A przecież grożą one obniżeniem statusu małżeństwa, choć to właśnie ono powinno być szczególnie wspierane i umacniane.

NOT. JK

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama