Bp Joseph Strickland: świat potrzebuje dziś silnego Kościoła!

Bp Joseph E. Strickland jest dziś jednym z najodważniejszych przywódców Kościoła w USA. Wykorzystuje wszelkie sposoby, by dotrzeć do innych ze słowem Chrystusa. W swojej książce „Światło i zaczyn” zwraca uwagę na rolę wiernych w odnowie wiary, a także pokazuje, co oznacza silny Kościół. Przeczytaj fragment.

Brak autorytetu

Ludzie narzekają, że świat nie jest już chrześcijański, ale musicie wiedzieć, że świat, w którym panowało chrześcijaństwo, nie był czymś w rodzaju nieba na ziemi. Kościół nie ma już władzy nad światem, a ja wcale nie uważam, że to źle. Obraz tego, że żyjemy w postchrześcijańskim świecie, o wiele gorszym niż świat z przeszłości, może mieć wiele odcieni. W pewien sposób jesteśmy bardziej podobni do chrześcijan zamieszkujących Cesarstwo Rzymskie w I wieku niż do ludzi żyjących później. Zupełnie tak, jakbyśmy zaczynali od nowa, w obliczu silnego sprzeciwu, pierwotną misję Kościoła, a mianowicie niesienie nowiny Jezusa Chrystusa do każdego zakątka świata.

To oznacza, że Kościół i jego światło, stojąca na jego czele hierarchia, jest bardziej potrzebny teraz niż w poprzednich stuleciach. Świat jest nie tylko postchrześcijański, lecz także „post-Boży”. Istnieje zaciekły opór przeciwko prawdzie i autorytetom. Jeśli nie ma Boga, nie ma też autorytetu i nikt nie wskazuje ludziom, co mają robić. Tak dziś żyjemy. W moralnej anarchii. Przedstawiciele prasy, rządu, uniwersytetów – także tych katolickich – wołają zgodnym chórem, że musimy wyzwolić się z ucisku. Ludzie wyznający ateistyczny czy też postteistyczny światopogląd uważają za ucisk każde ograniczenie tego, co niesłusznie nazywają wolnością. Religia, działanie Boga nie są przez nich postrzegane jako niosące wyzwolenie i oświecenie, lecz raczej jako źródło ucisku i kontroli. Dlatego też Kościół katolicki, który wciąż uważany jest za głównego przedstawiciela religii, staje się pierwszym celem ataku ludzi, którzy sprzeciwiają się Bogu i autorytetom […].

Jeśli odrzucamy Boga, nigdy nie zrozumiemy w pełni samych siebie. Jest to zawarte w objawieniu Pańskim: Bóg wyjawił nam, że zostaliśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Jeśli usuniemy Go z pola widzenia, nie będziemy mieli do czego się odwołać. Pełny, autentyczny humanizm oznacza uznanie, że mamy zarówno przyrodzone, jak i nadprzyrodzone życie – coś, co nasz pozornie oświecony świat ignoruje. Ponowne rozpalenie tego humanizmu, odnowienie w świecie pełnego obrazu ludzkości i naszego niebiańskiego przeznaczenia to wielkie wyzwanie dla dzisiejszych ludzi świeckich.

Rola biskupa

Bycie biskupem jest ogromnym wyzwaniem: trzeba prawdziwie prowadzić lud Boży jako następca apostołów, nosić w sobie apostolski zapał chrześcijan I wieku, wzrastać coraz głębiej w relacji z Jezusem Chrystusem. Nasi trzej ostatni papieże – Jan Paweł II, Benedykt XVI, a teraz Franciszek – podkreślali tę osobistą relację z Jezusem. W listopadzie minie osiem lat, odkąd jestem biskupem, i dziękuję Bogu za to, że dał mi wiele okazji do rozwijania prawdziwej pokory, której potrzebuje każdy ksiądz, a szczególnie biskup. Myślę, że bycie pokornym sługą jest jedną z niezbędnych cech biskupa w dzisiejszych czasach.

Pokora stanowi również kluczowy element poszukiwania prawdy i przekonania, że Kościół jest Kościołem Pana, a nie moim. Mój urząd był taki sam od czasów Piotra, Jakuba, Jana i Andrzeja, wszystkich pierwszych apostołów, łącznie ze zdrajcą, Judaszem Iskariotą. Podobnie jak w przypadku pierwszych dwunastu apostołów dzisiejszy episkopat obejmuje mężczyzn, którzy dotykają wielkiej tajemnicy Jezusa Chrystusa i są powołani nie tylko do spotkania z Nim (jak każdy chrześcijanin), lecz także do tego, aby z Nim współpracować, co jest ich przywilejem […].

Powrót do podstaw

Ludzie nie ufają dziś biskupom. Kiedyś wszedłem do supermarketu we wschodnim Teksasie, a pewien mężczyzna spojrzał na mnie, ubranego w biskupią szatę, z piuską i tak dalej – zaskakujący widok, muszę przyznać – i powiedział: „Oto wchodzi przedstawiciel najbardziej skorumpowanej instytucji w historii ludzkości”. To nieprawda, ale jednak zepsucie nadszarpnęło nasz autorytet wśród katolików i reszty społeczeństwa, co, niestety, osłabia wpływ naszego nauczania i świadectwa, które mają zbawiać dusze. Kościół za bardzo upodobnił się do świata. Kiedy zostałem biskupem, jedynym wzorcem, do którego można było się odwołać i który zacząłem przyjmować, był wzorzec biznesmena. Komunikat, który otrzymałem, był następujący: „Znajdź odpowiednie programy, pilnuj pieniędzy, zatrudnij wspaniałych pracowników, zlecaj zadania i, o tak, módl się”. Zamiast tego potrzebujemy modlitwy, modlitwy i jeszcze raz modlitwy, a wtedy zarządzanie… może nie zrobi się samo, ponieważ musimy używać danych nam przez Boga talentów, aby dokonywać mądrych wyborów finansowych i zająć się różnymi sprawami. Naszym motorem napędowym musi być jednak modlitwa i, szczerze mówiąc, nie tak zaczynałem jako biskup. Byłem naprawdę daleko od tego, co jest prawdziwym powołaniem biskupa. Coraz bardziej czułem się jednak powołany, by najpierw się modlić – z nabożnym szacunkiem podejść do liturgii eucharystycznej – a wszystkie inne rzeczy będą z modlitwy wypływać. Chodzi przede wszystkim o moje nawrócenie, o bycie wiernym Jezusowi Chrystusowi. Mam jeszcze wiele do zrobienia, ale łaska Boża działa na mnie od czasu, gdy zostałem wyświęcony na biskupa.

Świat potrzebuje silnego Kościoła

Myślę, że zło, które dzieje się na świecie, często spowodowane jest tym, iż Kościół jest tak osłabiony i tak skorumpowany, że nie jest już latarnią na wzgórzu ani zaczynem dla świata. Może jeszcze będzie zaczynem i odzyska światło, ale zepsucie jest głębokie. Nie winię jednak za to Soboru Watykańskiego II. Obwiniam ludzkie zepsucie, które istniało jeszcze przed soborem. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku byłem dorastającym chłopcem. Bardzo dużo jednak pamiętam z tego czasu: zamieszanie, brak szacunku dla autorytetów. Wydawało się, że cały świat wołał: „Kto ma prawo mówić mi cokolwiek?”.

Cóż, Kościół ma nie tylko prawo, lecz także odpowiedzialność, by dzielić się prawdą, którą Jezus Chrystus okupił ofiarą swojego ciała i krwi. Kiedy jednak Kościół upada, świat się chwieje. I to jest to, co widzieliśmy wcześniej i widzimy teraz. Tkanka ludzkiej cywilizacji jest zależna od tego, jak Kościół odgrywa swoją rolę, bardziej znaczącą od roli jakiegokolwiek narodu czy innej potęgi na ziemi. Bo to nie jest nasza władza; jest to władza Syna Bożego nad wszystkim w niebie i na ziemi. A jeśli naprawdę w to wierzymy, to Kościół musi uporać się z zepsuciem nie tylko dla siebie, lecz także dla dobra wszystkich; aby istoty ludzkie mogły rozkwitać na tym świecie i mieć życie wieczne. Powiedziałem coś takiego podczas Konferencji Episkopatu USA, co prawdopodobnie wywołało kilka uśmieszków. Ostatni kanon Kodeksu prawa kanonicznego mówi jednak, że to wszystko sprowadza się do zbawienia dusz, co jest nadrzędną misją Kościoła. To jest życie wieczne, do którego jesteśmy powołani, ale kiedy Kościół jest tak skorumpowany i nękany krytyką jak dziś, świat ma kłopoty.

WIĘCEJ PRZECZYTASZ W KSIĄŻCE „ŚWIATŁO I ZACZYN”

*Fragment pochodzi z książki „Światło i zaczyn”, bp Joseph Strickland, wydanej nakładem Wydawnictwa Esprit


« 1 »

reklama

reklama

reklama