Ważne ustalenia w sprawie kard. Gulbinowicza

W opublikowanym w „Więzi” artykule Agnieszka Bugała pokazuje, na jak wątłych podstawach zbudowany został cały gmach zarzutów wobec kard. Henryka Gulbinowicza. Być może kwestię rewizji jego życiorysu będzie trzeba podjąć na nowo

Tekst wieloletniej redaktor wrocławskiego oddziału „Niedzieli”: „Bohater wylany z kąpielą? Publiczny demontaż życiorysu kardynała Gulbinowicza” podważa wiele tez dotyczących postaci hierarchy, stawianych bez należytego sprawdzenia przez media w ostatnich tygodniach. Co smutniejsze, wiele z tych „faktów prasowych” powtarzane było także przez księży i inne osoby blisko związane z Kościołem.

Jak zauważa dziennikarka, „W rewizji [życiorysu] biorą udział komentatorzy, którzy nie zawsze rzetelnie przedstawiają fakty, a informacyjne braki uzupełniają własnymi, często daleko idącymi, interpretacjami”. Wobec tych braków postanawia sama podjąć się sprawdzenia faktów i oddzielenia tego, co pewne od tego, co jest jedynie pogłoską.

Sprawa Karola Chuma

Pierwsze spostrzeżenie dotyczy postaci Karola Chuma i historii jego zgłoszenia przypadku molestowania seksualnego przez kardynała. Co istotne, jest to jedyny oficjalnie znany przypadek, jeśli więc okazałoby się, że zdarzenie to nie miało miejsca, cały gmach oskarżeń utraciłby jakiekolwiek fundamenty.

Sprawa zaczęła się od opublikowanego po emisji filmu „Tylko nie mów nikomu” wpisu na Facebooku: „Jestem ofiarą molestowania seksualnego. Mam twarz. Nazywam się Karol Chum. Mój kat to kardynał Gulbinowicz. Wtedy miałem 15 lat. Dziś 45. Mówię o tym od 30 lat… Oskarżam!”. Temat został szybko podjęty przez Gazetę Wyborczą. Sam zainteresowany nie zgłasza się jednak do wrocławskiej kurii. Jak zauważa jej rzecznik „Zaskakujący jest fakt, że mężczyzna z wielką dokładnością całą korespondencję publikuje na Facebooku. Mamy wrażenie, że robione jest z tego przedstawienie, a nam nie zależy na przedstawieniu, a na wyjaśnieniu sprawy. W związku z tym zaprosiliśmy go, by złożył oficjalne zawiadomienie i wyjaśnienia. Odpowiedział, że tego nie zrobi i polecił nam kontakt z fundacją «Nie lękajcie się»”.

Karol Chum po pewnym czasie zmienia jednak zdanie i umawia się na spotkanie w kurii, na którym zjawia się z „przyjaciółką”. Przyjaciółką tą jednak okazuje się być Ewa Wilczyńska, dziennikarka Gazety Wyborczej. Co więcej, oboje nagrywają potajemnie rozmowę z delegatem ds. ochrony dzieci i młodzieży w archidiecezji wrocławskiej, a następnie nagranie trafia na YouTube.

Bugała stara się uważnie prześledzić i zaprezentować historię Chuma (w rzeczywistości jest to pseudonim Przemysława Kowalczyka). W jego zeznaniach pojawiają się istotne nieścisłości. Jedna z nich dotyczy jego wieku w czasie, gdy miało mieć miejsce molestowanie. Według opublikowanego w internecie mema, a także artykułu Gazety Wyborczej miał mieć wtedy 15 lat, tymczasem w rzeczywistości miał już 16, co z punktu widzenia prawa zmienia kwalifikację czynu. W takim przypadku ewentualne molestowanie nie dotyczyłoby osoby małoletniej i nie byłoby kwalifikowane jako akt pedofilii.

To właśnie zeznania Chuma uruchomiły procedurę dochodzenia kanonicznego. Jak zauważa jednak rzecznik archidiecezji wrocławskiej, ks. Rafał Kowalski – jest to jedyny znany mu przypadek. Pomimo nagłośnienia sprawy, żadne inne osoby nie zgłosiły się do kurii z oskarżeniami. Tymczasem liczni komentatorzy mówili o wielu przypadkach molestowania, powołując się na słowa Karola Chuma. Według Tomasza Terlikowskiego: „Karol Chum mówi o tym, że był cały system podsyłania młodych seminarzystów do ks. kardynała Gulbinowicza, chłopców w wieku 15-18. To oznacza, że mieliśmy do czynienia z pewnym systemem prostytucji nieletnich”. Dziennikarka podjęła się sprawdzenia, czy wypowiedź taka faktycznie padła z ust Chuma. Jego odpowiedź zaskakuje: „Nigdy niczego podobnego nie powiedziałem, skąd miałbym o czymś takim wiedzieć?”

Daleko idące wnioski a twarde fakty

Publicystyczna swada nie służy niestety dobrze ustalaniu faktów. Wygląda na to, że wielu oskarżycieli wypowiadało ostre sądy w oparciu o wielokrotnie powtarzane pogłoski, bez sprawdzenia tego, co rzeczywiście miało miejsce. Komunikat nuncjatury apostolskiej wydany na krótko przed śmiercią kardynała był niezwykle lapidarny, nie precyzując na jakich konkretnie ustaleniach oparł się Watykan nakładając na Gulbinowicza środki dyscyplinarno-karne. Autorka artykułu zwraca uwagę, że pomimo tej lapidarności, publicyści próbują z komunikatu wyciągać bardzo daleko idące wnioski. Przykładowo Tomasz Terlikowski w wywiadzie dla Gazeta.pl stwierdził: „Wiemy, że kardynał Gulbinowicz zachowywał się niegodnie, a najpewniej popełniał przestępstwa pedofilskie i uchodziło mu to płazem”. Tymczasem na pytanie Bugały, skąd ta wiedza, publicysta przyznaje: „Z wyroku Stolicy Apostolskiej, a dokładniej z jego interpretacji. I z informacji, jakie podał Karol Chum”.

Innym chętnie udzielającym się w mediach krytykiem hierarchii jest ks. prof. Andrzej Kobyliński. W Polsat News stwierdził on, że reakcja Kościoła „spóźniona była o 60 lat. Już wtedy w kręgach Kościoła była pełna wiedza dotycząca skłonności seksualnych ówczesnego księdza Gulbinowicza”. Na pytanie Bugały, co konkretnie wydarzyło się 60 lat temu, o czym Kościół wiedział i nie zareagował, profesor UKSW odpowiada powołując się na dokumenty IPN, „które mówią, że Służba Bezpieczeństwa w latach 60. wiedziała o relacjach homoseksualnych Gulbinowicza z klerykami i młodymi księżmi. Jeśli to pisali oficerowie SB, to znaczy, że w kręgach kościelnych wiedza musiała być powszechna.”

Rewelacji ks. Kobylińskiego nie potwierdza jednak wydana właśnie publikacja IPN dotycząca kontaktów Gulbinowicza z SB, w której wątek obyczajowo-moralny jest jedynie marginalny. Konkretnie, są to jedynie dwie notatki z 1969 oraz 1970 r., w których służby specjalne powołują się na pogłoski krążące wśród duchowieństwa dotyczące domniemanych skłonności homoseksualnych przyszłego hierarchy. Jak jednak jednoznacznie wynika z tych notatek, SB nie udało się zweryfikować prawdziwości tych pogłosek, a gdyby to się udało z pewnością wykorzystałaby to przeciw Gulbinowiczowi.

Jak zauważa autorka, większość, jeśli nie wszystkie ostre opinie oparte są na tym, że „w kręgach kościelnych wiedza musiała być powszechna”. Słusznie zwraca więc uwagę na to, czy godzi się „uznawać pogłoski za wystarczającą podstawę do wydawania daleko idących ocen moralnych? Pada zarzut pedofilii, ale ani orzeczenie Stolicy Apostolskiej, ani Karol Chum składający zeznanie we wrocławskiej kurii o pedofilii nie mówią. Rzecz jasna, jeśli kardynał dopuściłby się molestowania 16-letniego chłopca, to jest to czyn naganny i przestępstwo kanoniczne, ale według kwalifikacji prawnej nie jest to pedofilia”.

Problem publikacji niezweryfikowanych pogłosek i przedstawiania ich jako faktów dotyczy niestety nie tylko polskich mediów. Jak pisze Bugała: „7 listopada watykański dziennik «L’Osservatore Romano» podaje informację, że «na polskiego hierarchę nałożono sankcje dyscyplinarne za molestowanie, czyny homoseksualne i współpracę z ówczesną Służbą Bezpieczeństwa». To pierwsza publikacja prasowa, w której w odniesieniu do kardynała pojawia się zarzut współpracy z SB. Zaskakuje też liczba mnoga: «czyny homoseksualne»”. Co istotne, to właśnie „L’Osservatore” „jako jedyny do tej pory zestawia przyczyny nałożonych sankcji”. Dziennikarka podejmuje się więc sprawdzenia, wysyłając zapytanie do redakcji „L’Osservatore” o źródło ich informacji. Pytanie pozostaje jednak bez odpowiedzi. Jak jednak sądzi „osoba związana z Kościołem we Włoszech”, „watykański dziennik powołał się na opinię formułowaną w polskich mediach”.

Nietrudno zauważyć, że powstaje tu mechanizm błędnego koła – jedni dziennikarze powołują się na drugich, nie sprawdzając faktów u źródła, czy też opierając się na wypowiedziach, które w ogóle nie padły z ust Chuma. Bez odpowiedzi pozostaje więc pytanie, na jakich podstawach oparta została decyzja Watykanu pozbawiająca kardynała przywilejów i prawa do pochówku w katedrze. Uczciwie wypadałoby przyznać, że nie wiemy, jakie były powody tej decyzji, a nie wyciągać z niej daleko idące wnioski, które są po prostu nadinterpretacjami.

Kontakty z SB w świetle późniejszej działalności

W swym artykule dziennikarka analizuje także wątek społeczno-polityczny i zaangażowanie kardynała we wspieranie antykomunistycznej opozycji w latach 1980. Przypomina, że po zbadaniu materiałów IPN 6 lutego 2007 r. kard. Gulbinowicz otrzymał dokument potwierdzający przyznanie mu statusu pokrzywdzonego. Przyznanie Orderu Orła Białego w 2009 r. poprzedzone było również weryfikacją kandydata. Wątpliwości zaczęły się pojawiać dopiero w czerwcu 2019 na skutek badań dr. Rafała Łatki. Trzeba jednak wyraźnie stwierdzić, że wątpliwości te dotyczą kontaktów hierarchy z SB w okresie od 1969 do 1985 r., a najpoważniejszym zarzutem jest nielojalność względem kard. Wyszyńskiego. Być może rozmowy prowadzone ze służbami specjalnymi cechowały się brakiem roztropności i należało o nich powiadomić Prymasa. Z pewnością jednak postawa Gulbinowicza wobec władz PRL, zwłaszcza w czasie stanu wojennego i później, odznaczała się odwagą i zdecydowaną obroną Kościoła.

Swój artykuł autorka kończy apelem o uczciwe przeanalizowanie życiorysu kard. Gulbinowicza, z poszanowaniem faktów i właściwych proporcji ewentualnych uchybień w stosunku do całokształtu życia. „Publiczny demontaż życiorysu tak ważnej osoby nie może odbywać się bez podania powodów. Rewizja czyjegoś życia dokonana na oczach opinii publicznej wymaga publicznego wyjaśnienia”. Wypada zgodzić się z wnioskami dziennikarki, bo, jak widać, kwestie ewentualnych win kardynała nie są bynajmniej tak oczywiste, jak chcieliby to widzieć publicyści.

Więcej ciekawych artykułów na stronie opoka.org.pl >>

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama