Zaczynam dzień z Ewangelią

I lekarze i duszpasterze winni pamiętać, że ludzie są spragnieni dotyku, który uzdrawia: który uzdrawia mocą wiedzy medycznej i mocą wiary z Jezusa.

Pełny tekst czytań wraz z komentarzem >>

Spragnieni dotyku

Jeszcze półtora roku temu takie pojęcia jak: praca „na odległość”, nauka zdalna, teleporada u lekarza były praktycznie nieużywane. Także wyrażenie „Komunia duchowa”, choć znane w tradycji chrześcijańskiej (przynajmniej od czasu Soboru Trydenckiego, a sięgające najgłębszymi korzeniami Ewangelii według św. Jana, nazywanej Ewangelią duchową), nie było znane ogółowi wiernych. Wszystko zmieniło się przez pandemię i konieczność zachowywania dystansu społecznego. Wiele firm przeszło na zdalny tryb pracy, czyli przez Internet. Podobnie funkcjonowały szkoły i uczelnie. Lekarze konsultowali pacjentów przez telefon (niektórzy czynią tak do dzisiaj), a duszpasterze, umożliwiając słuchanie i oglądanie Mszy świętych przez Internet, zachęcali do duchowej Komunii, wyjaśniając, że chodzi o pełne wiary pragnienie przyjęcia Jezusa do serca.

Wiadomo: tak trzeba było to wszystko organizować. Jednak im dłużej trwała izolacja, tym bardziej ludzie byli spragnieni kontaktów. Nauczyciele przekazywali wiedzę przez Internet, ale po jakimś czasie – i uczniowie, i rodzice, i pedagodzy – zobaczyli, że brakuje spotkań, więzi, relacji. Lekarze wypisywali elektroniczne recepty, ale pacjenci pytali, jak można badać chorego bez kontaktu z nim, bez zajrzenia do gardła, bez osłuchania płuc. Wierni oglądali transmisje Mszy świętych i uczyli się jednoczyć z Jezusem w Komunii duchowej, jednak wielu z nich przeżywało głód i tęsknotę za Komunią sakramentalną. Ktoś zauważył, że życie bez Komunii świętej było jak nakłuty balon, z którego schodzi powoli powietrze. Ktoś inny powiedział kapelanowi szpitala covidowego, że pozytywną stroną znalezienia na takim oddziale było to, że ksiądz przyniósł Komunię świętą, do której jako osoba chora przebywająca w domu nie miała dostępu przez wiele miesięcy trwania epidemii. Niestety, nie wszyscy chorzy przebywający w szpitalach, ani też nie wszyscy pensjonariusze domów pomocy społecznej, mieli możliwość spotkania z Jezusem w Komunii świętej sakramentalnej. Kapelan nie przychodził nieraz długimi tygodniami, a nawet miesiącami. Wiele czasu można by analizować przyczyny takiego stanu rzeczy.

To prawda, że Jezus potrafił leczyć na odległość. Tak było w przypadku sparaliżowanego sługi setnika. Proszący Jezusa setnik wierzył w uzdrowieńczą moc słów Jezusa, wypowiedzianych „na odległość”: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł pod mój dach, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie” (Mt 8, 8). I rzeczywiście: „do setnika … Jezus rzekł: Idź, niech się stanie, jak uwierzyłeś. O tej godzinie jego sługa odzyskał zdrowie” (Mt 8, 13). W innej Ewangelii dziesięciu trędowatych prosiło Jezusa o pomoc i czynili to „na odległość”: „zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: Jezusie. Mistrzu, ulituj się nad nami” (Łk 17, 12n). Używając współczesnego języka: zachowali dystans społeczny. Zresztą do tego zobowiązywało ich Prawo Mojżeszowe. Jezus także utrzymał dystans: „na ten widok rzekł do nich: Idźcie, pokażcie się kapłanom! A gdy szli, zostali oczyszczeni” (Łk 17, 14). Zatem także i Komunia duchowa może przynieść wewnętrzny pożytek, umocnienie, uzdrowienie.

Jednak człowiek to jedność duszy i ciała. Z Jezusem pragnie spotkać się duchowo, ale także fizycznie. W dzisiejszej Ewangelii jesteśmy świadkami dwóch cudów. Obydwa z nich dokonały się przez kontakt „fizyczny”. Pierwszy z nich to uzdrowienie kobiety cierpiącej od dwunastu lat na upływ krwi. Kobieta pragnęła bardzo bliskiego kontaktu z Jezusem: „żebym się choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa”. Mogły być przynajmniej dwa powody tego pragnienia. Po pierwsze, sama choroba dotyczyła bardzo delikatnej i intymnej sfery. Trędowaci mogli wołać do Jezusa na głos, bo ich choroba była powszechnie znana. O chorobie kobiety mało kto wiedział. Po drugie, ten typ choroby zgodnie z Prawem Mojżeszowym ściągał na kobietę nieczystość rytualną i ona sama nie powinna się z nikim kontaktować. Pragnęła bliskiego kontaktu, by nie wyszły na jaw jej faktyczne problemy. Dotknięcie płaszcza Jezusa rzeczywiście okazało się uzdrowieńcze, ze skutkiem natychmiastowym.

Drugi cud to wskrzeszenie córki Jaira. Też dokonał się „kontaktowo”. Najpierw ojciec prosił: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Potem sam Pan Jezus postępował następująco: „ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum, to znaczy Dziewczynko, mówię Ci wstań”. Życie i zdrowie powróciły w momencie. Przez dotyk Jezus uzdrawiał wielu chorych: i głuchoniemego, i niewidomego, i jednego trędowatego (tak: nawet zakaźnie chorego uzdrowił przez dotyk, choć tamtych wspomnianych dziesięciu trędowatych – „na odległość”), i jeszcze wielu innych, na których zwykle kładł ręce. Jezus skracał dystans: dotykał potrzebujących i był przez nich dotykany.

Oczywiście, ostatecznie kluczowa dla uzdrowienia była zawsze wiara. To ona otwierała człowieka na uzdrowieńczą moc Jezusa. Obydwa cudy w dzisiejszej Ewangelii dokonały się właśnie dzięki wierze. Gdy przełożony prosił o uzdrowienie córki, to czynił to z wiarą. W pewnym momencie jego wiara została wystawiona na próbę. Stało się to w chwili, gdy dotarła informacja o śmierci córki. Dlatego też Jezus momentalnie zareagował: „Nie bój się, tylko wierz”. Jakby chciał dopowiedzieć: wiem, co czujesz, życie się wali, Twoja wiara słabnie. Jednak zachęta „Nie bój się, tylko wierz” była mobilizacją, by nie zamknęło się serce ojca, by wiara została ocalona, bo była kluczowa dla życia i samego Jaira, i dla uleczenia jego córki. Podobnie było w przypadku kobiety, która dotknęła płaszcza Jezusa. Decydująca była jej wiara, co wyraźnie podkreślił Jezus: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź wolna od swej dolegliwości”. W tamtej scenie wielu dotykało Jezusa: tłum „zewsząd napierał”, do czego nawiązali uczniowie Jezusa: „widzisz, że tłum zewsząd cię ściska, a pytasz: kto Mnie dotknął”. Tłum dotykał jednak bez wiary, Jezus szukał spojrzeniem tej, który dotknęła Go z wiarą.

Niedawno pewien profesor medycyny powiedział, że w czasie pandemii okazało się, że jest dwóch przegranych: i służba zdrowia i Kościół, bo… odeszli od chorego. To być może zbyt surowa ocena, gdyż zarówno wielu lekarzy starało się: nie tylko przez telefon, ale i kontaktowo, a i wielu duszpasterzy uwijało się: nie tylko przez Internet, ale i bezpośrednio. Prawdą jest też, że niektórym chorobom da się zaradzić przez telefon, a wzbudzenie z głęboką wiarą pragnienia przyjęcia Jezusa w Komunii duchowej może przynieść uzdrowienie. Jednak i lekarze i duszpasterze winni pamiętać, że ludzie są spragnieni dotyku, który uzdrawia: który uzdrawia mocą wiedzy medycznej i mocą wiary z Jezusa.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama