reklama

Kościół nakazuje tkwić w przemocowej relacji w rodzinie? Nieprawda!

Kościół nie nakazuje trwania w relacji, która krzywdzi. W przeszłości wynikało to raczej z pewnych mentalnych schematów, ale dziś Kościół jasno mówi: jeśli w domu dzieje się przemoc, trzeba się przed nią chronić – podkreślił w ks. Paweł Dubowik, krajowy duszpasterz wspólnoty „Sychar”.

MG

dodane 21.11.2025 11:31

Anna Rasińska (KAI): Wspólnota Trudnych Małżeństw „Sychar” to katolicka wspólnota wspierająca sakramentalne małżeństwa przeżywające kryzys, działająca od 2003 roku. Jak wygląda jej działalność w praktyce? Kto do niej należy?

Ks. Paweł Dubowik, krajowy duszpasterz wspólnoty „Sychar”: „Sychar” tworzą sakramentalni małżonkowie doświadczający różnych etapów kryzysu. Na spotkania przychodzą pary, które wciąż są razem i wspólnie podejmują wysiłek zrozumienia, czym jest miłość małżeńska i jak nią żyć mimo trudności. Drugą grupę stanowią małżonkowie, którzy choć mieszkają pod jednym dachem, żyją obok siebie. Między nimi narastają mury i dystans, a jedna ze stron, dostrzegając problem, szuka na spotkaniach wsparcia i podpowiedzi. Druga strona bywa w tym czasie niezainteresowana lub nawet nastawiona niechętnie. Trzecia grupa to osoby, które z ludzkiego punktu widzenia znajdują się w najtrudniejszej sytuacji, są po rozwodzie cywilnym. Choć otoczenie uznaje wówczas małżeństwo za zakończone, ludzie wierzący mają świadomość, że ważnie zawartego sakramentu małżeństwa nie może rozwiązać żadna ludzka władza.

Których małżeństw jest we wspólnocie najwięcej? Tych przeżywających trudności, czy osób po rozwodzie, które czekają na zmianę decyzji współmałżonka?

Jeśli spojrzeć na liczby, najwięcej jest osób z drugiej i trzeciej grupy, czyli małżonków przychodzących samotnie, żyjących w kryzysie lub już po rozwodzie cywilnym. Par, które przychodzą razem, jest mniej, choć w ostatnim czasie zauważam, że ich liczba powoli rośnie – zależy to od miejsca i okoliczności. Oczywiście praca w parze wydaje się łatwiejsza, ale także osoby przychodzące pojedynczo mogą podejmować realny wysiłek i trud. Jednym z głównych celów wspólnoty jest praca nad sobą, która może prowadzić do uzdrowienia małżeństwa.

W dzisiejszych czasach perspektywa małżeństwa bardzo się zmienia. Z jakimi problemami zmagają się małżonkowie? Czy te trudności ewoluują?

Podkreślę, że mówię wyłącznie z własnych obserwacji i doświadczenia. Moje wnioski nie muszą pokrywać się z opiniami badaczy czy specjalistów. W moim odczuciu jednym z najczęstszych źródeł kryzysów jest kryzys wartości, a przede wszystkim osłabienie relacji z Panem Bogiem. Gdy człowiek nie ma uporządkowanej hierarchii wartości i jasnych punktów odniesienia, trudniej mu radzić sobie z problemami, które pojawiają się w małżeństwie. Widzę to u wielu osób, które mówią o swoim oddaleniu od Boga i zapominają, że w sakramencie małżeństwa obecny jest Pan Bóg, z którym także trzeba budować relację, a nie opierać się jedynie na więzi międzyludzkiej. To w mojej pracy duszpasterskiej wydaje się najważniejszym czynnikiem.

Oczywiście istnieją również inne trudności, o których wiele się mówi.

Co robić, gdy w małżeństwie pojawia się przemoc? Czy Ksiądz słyszy takie historie i jak wówczas reagować?

Niestety, przemoc również jest jedną z przyczyn kryzysów małżeńskich. To zjawisko, które niszczy relację i uderza w godność człowieka. Nie ma „lżejszych” i „cięższych” form przemocy – każda jest złem, któremu trzeba stawiać jasne granice. Nie wolno się na nią godzić. Trzeba wykorzystywać wszelkie dostępne środki, także prawne i psychologiczne. W skrajnych sytuacjach, jeśli inne metody nie przynoszą efektu, konieczna może być separacja, by zapewnić ochronę sobie i dzieciom. Osoba krzywdzona może i powinna szukać wsparcia w odpowiednich instytucjach: policji, prokuraturze, ośrodkach pomocy społecznej czy organizacjach pomocowych, również korzystając z procedury „Niebieskiej Karty”.

Chociażby ostatnio, w kontekście filmu „Dom Dobry” Wojciecha Smarzowskiego, pojawiają się głosy, że to Kościół, nakazuje trwać w małżeństwie mimo przemocy. Jak Ksiądz to ocenia?

Kościół nie nakazuje trwania w relacji, która krzywdzi. W przeszłości wynikało to raczej z pewnych mentalnych schematów, ale dziś Kościół jasno mówi: jeśli w domu dzieje się przemoc, trzeba się przed nią chronić, nawet jeśli oznacza to separację. Małżonkowie pozostają małżeństwem w sensie sakramentalnym, ale nie muszą żyć razem, jeśli relacja jest chora. Celem jest zawsze ochrona dobra osoby i dzieci, przy jednoczesnym unikaniu skrajności – ani lekceważenia małżeństwa, ani tolerowania przemocy. Trzeba stosować środki adekwatne do sytuacji, tak aby zapewnić bezpieczeństwo i przerwać krzywdę.

Po doświadczeniu przemocy trudno w ogóle mówić o przebaczeniu czy powrocie do małżeństwa. Zna Ksiądz takie przypadki?

Znam takie przypadki. Po ludzku jest to rzeczywiście bardzo trudne. Kościół nigdy nie oczekuje powrotu do chorej relacji. Jeśli sprawca przemocy przeżyje realną przemianę i nawrócenie, a osoba skrzywdzona dojdzie do uzdrowienia swojej traumy, możliwe jest jednak pojednanie. Na pewno nie wolno jednak stawiać znaku równości między przebaczeniem a powrotem do sytuacji, która była raniąca. Z perspektywy wiary istnieją przebaczenie i pojednanie, ale warunkiem jest pełna przemiana i odejście od zachowań krzywdzących. Powrót może nastąpić tylko do relacji uzdrowionej, nigdy do tej, która wyrządzała krzywdę.

 

Źródło: KAI

1 / 1

reklama