reklama

Kłopoty mędrców z Oslo. Jak nie dać pokojowego Nobla Trumpowi?

Żydzi w niewoli babilońskiej modlili się, aby Jahwe ich wyzwolił. Kiedy jednak to się stało, to wielu z nich przeżyło wielki zawód, ponieważ nie było nadzwyczajnych wydarzeń, błyskawic i grzmotów, lecz jedynie król perski wydał dekret pozwalający na powrót wygnańców do domu. Modlimy się o pokój na Ukrainie, ale nie będzie to raczej jakiś nowy cud nad Dnieprem – pisze br. Damian Wojciechowski.

Damian Wojciechowski TJ

dodane 13.08.2025 14:41

Obama był pierwszym laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, któremu to wyróżnienie przyznano z przyczyn rasistowskich, czyli za kolor skóry. Zaprzysiężony został 20 stycznia 2009 r., a już 10 grudnia tego samego roku odebrał nagrodę. Biorąc pod uwagę ile trwa procedura wyłaniania kandydatów do nagrody trudno zrozumieć, co takiego ważnego dla pokoju zdziałał Obama w ciągu kilku pierwszych miesięcy swojego pontyfikatu? Pozostaje więc tylko przynależność rasowa jako główny, choć niewypowiedziany argument za jego wyróżnieniem.

O, jak miło było dawać nagrodę temu czarnoskóremu kaznodziei postępu, a teraz szlachetni norwescy mędrcy trzęsą się ze strachu i pocą na samą myśl o tym, że Donaldowi Trumpowi uda się doprowadzić do pokoju między Ukrainą i Rosją. Czy będę musieli wręczyć medal z napisem  Pro pace et fraternitate gentium temu rudemu impertynenckiemu narcyzowi, który uosabia wszelkie zło, jakie tylko człowiek postępu może sobie wyobrazić? Już pewnie lepiej dać ofiarę na luterańską mszę, aby do tego pokoju nie doszło, jeśli tylko jakiś pastor w Oslo jeszcze takową odprawia.

Między Paszynianem a Alijewem

Zaiste wytrwałość, zaangażowanie i szybkość działania Trumpa są zadziwiające. Każdy inny już by się dawno poddał i dał sobie spokój z tym bałaganem, a on ciągle coś kombinuje. Nie uważam Trumpa za intelektualistę, ani szczególnego znawcę polityki międzynarodowej, ale ma on ten szósty zmysł do załatwiania trudnych spraw, a przede wszystkim zdecydowanie, brawurę i odwagę. Już wystąpił jako mediator w pax caucasus między Armenią i Azerbejdżanem. Putin w szybkim tempie dał radę w swoim brutalizmie obrazić obydwu wiecznych wrogów, a teraz cała jego super sprytna ekipa nie wie jak skomentować fotkę Trumpa między Nikolem Paszynianem i Ilhamem Alijewem – ci dwaj zaproponowali już Trumpa jako kandydata do Pokojowego Nobla!

W kilka miesięcy Trump okrzyczany przez wszelkiej maści światowych mędrców tępym amerykańskim izolacjonistą doprowadził do wybuchu znaczenia USA w polityce międzynarodowej, walcząc równocześnie zażarcie o egoistyczne interesy Ameryki. Cała kalkulacja Putina, że Trump jest półgłówkiem, którego można będzie bajerować jako europolityków legła w gruzach. Trump to facet z cojones i nie lubi jak ktoś mu chce koło pióra zrobić. Lubi męską, może nawet impertynencką rozmowę miedzy dwoma gośćmi. Dlaczego Trump się tym pokojem zajmuje? Odpowiedź jest prosta, a zarazem porażająca: ponieważ to jest jego obietnica wyborcza! Mogę sobie wyobrazić jaką to musi powodować złość i frustrację u naszych polityków. Czyż to nie jest impertynencja ze strony amerykańskiego Donalda postępować w polityce według zasady „niech twoja mowa będzie tak-tak, nie-nie?

A jeśli zaczną strzelać naprawdę?

Dlaczego Putin może w końcu zgodzić się na jakiś rozejm? Celem ataku było przepędzenie z Kijowa „faszystowskiego” rządu i stworzenie marionetkowego państwa podobnego do Białorusi. Plan się zawalił, choć administracja Bidena, aby ułatwić Putinowi załatwienie sprawy chciała wywieźć Zełenskiego do Ameryki, a Niemcy już zacierali ręce na nowe biznesy na Ukrainie. Teraz chodzi wyłącznie o ratowanie twarzy, co w tym wypadku może również oznaczać ratowanie życia Władimira Władimirowicza. Putin musi mieć jakieś zwycięstwo, jakiś pozór wygranej, aby wcisnąć go do mózgów ogłupiałych Rosjan jako wytłumaczenie tej całej fatalnej afery. Dlaczego Putin boi się Trumpa i gotów jest z nim zrobić deal? Bo Trump jest nieobliczalny i gotów na mocne decyzje, czego dowiódł bombardując Iran – Kreml nawet nie wiedział jak to skomentować. Bo Ameryka pod Trumpem stała się znowu liderem światowej polityki. Bo straty Rosji wynoszą już 200-300 tys. zabitych, nie licząc setek tysięcy kalek i coraz trudniej zdobyć nowe mięso armatnie oraz wciskać ruskim babom kit, że ich mężowie, synowie i bracia zginęli za „rodinu i Stalina”. Bo Ukraińcy, mimo zaklęć UE, przenieśli wojnę na terytorium Rosji (Kursk) i walą dronami w przemysł zbrojeniowy oraz infrastrukturę energetyczną po całej Rosji.

Dodać jeszcze trzeba kilkuset zabitych rosyjskich cywilów, czego nijak nie można wyjaśnić prowadzeniem Specjalnej Operacji na terytorium obcego państwa – nikt nie może prorokować jak długo Rosjanie będą to ignorować. I nieważne jaki jest tego efekt wojskowy, ważne, że Specjalna Operacja, która gdzieś tam działa się daleko w telewizorze zawitała w życie przeciętnego Rosjanina i nie wiadomo jak długo on będzie cierpieć odwołanie lotów na wakacje do Egiptu. A co będzie jeśli w końcu Ukraińcy zaczną walić po Rosji prawdziwymi rakietami? Jedna z największych armii świata, mimo wysiłków, może tylko prymitywnie wydrapywać sobie kawałek po kawałeczku ukraińską ziemię. Putin zapewnia, że może taką wojnę prowadzić latami, ale to twierdzenie jest wielce ryzykowne. A tu jeszcze Trump może narobić nowych problemów.

Bez cudów

Żydzi w niewoli babilońskiej modlili się, aby Jahwe ich wyzwolił i cudownie zaprowadził z powrotem do Ziemi Obiecanej. Kiedy jednak to się stało, to wielu z nich przeżyło wielki zawód, ponieważ nie było nadzwyczajnych wydarzeń, błyskawic i grzmotów, lecz jedynie król perski wydał dekret pozwalający na powrót wygnańców do domu. Modlimy się o pokój na Ukrainie, ale nie będzie to raczej jakiś nowy cud nad Dnieprem, tylko biznesowa umowa z człowiekiem podłym i przebiegłym. Pan Bóg jednak działa w historii przez konkretne wydarzenia i nie zawsze świętobliwych ludzi. Każda forma pokoju będzie błogosławieństwem dla Ukrainy i klęską (choć ukrytą pod dźwiękami orkiestry wojskowej) Putina. Traktat pokojowy to nie list miłosny, ani niedzielne kazanie pastora baptystów. Traktat pokojowy to konkretne porozumienie. Jest ono proste jeśli dotyczy bezwzględnej kapitulacji, tak jak było z Niemcami w 1945 r., bardziej skomplikowana jeśli jedna ze stron jeszcze nie leży zupełnie na łopatkach jak z tymiż Niemcami w 1918 r. A w innych wypadkach, kiedy żadna ze stron nie wygrała, jest to zawsze nadzwyczaj skomplikowany i bolesny kompromis, pełen niuansów i pułapek. Przykładem może być Pokój Westfalski a 1648 roku, który zakończył rujnującą Europę wojnę trzydziestoletnią. A że w interesie Polski leży istnienie niepodległej Ukrainy i pokój na jej terytorium, więc w odróżnieniu do mędrców z Oslo módlmy się za tego jednego, który może do tego doprowadzić.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

1 / 1

reklama