Ekumenizm rodzi się w sercu człowieka

Rozmowa z bpem Tadeuszem Pikusem na temat ekumenizmu w Polsce i w całym Kościele

Andrzej Tarwid: — Przed nami kolejny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. W jego obchodach każdego roku uczestniczy wielu wiernych. Co Ksiądz Biskup mówi tym, którzy jednak kwestionują ideę ekumenizmu?

Bp Tadeusz Pikus:Przyznam, że ostatnio nie zetknąłem się w Polsce z kwestionowaniem idei ekumenizmu (dążenie do jedności chrześcijan) w sposób poważny. Spotykam natomiast ludzi, którzy nt. ekumenizmu mówią coś w żartach, ale nie przypominam sobie, żeby ktoś z nich przedstawił jakieś ważkie argumenty przeciw ekumenizmowi. Natomiast niekiedy kwestionuje się sposób działań ekumenicznych i skuteczność ekumenizmu.

— Mamy więc ogromną zmianę w świadomości...

— Wydaje mi się, że taki wniosek jest uprawniony. Niedawno np. miało miejsce spotkanie bilateralne z Kościołem prawosławnym. Uczestniczyły w nim także osoby będące w małżeństwach mieszanych. Zapytałem je, czy po 20-30 latach bycia w takich związkach zauważyły, że nastąpiła różnica w relacjach między wyznaniami. Wszyscy odpowiedzieli, że sytuacja się poprawiła. Tak więc także osoby, których mocno — bo w życiu rodzinnym i małżeńskim — dotyka problem podziału wśród chrześcijan, również widzą postęp.

— Polska Rada Ekumeniczna wspólnie z przedstawicielami KEP opracowuje dokument dotyczący małżeństw o różnej przynależności wyznaniowej. Kiedy ten dokument może wejść w życie?

— Na tym etapie prac trudno mówić o konkretnych datach.

— Do tej pory było tak, że strona katolicka przed ślubem musiała podpisać dokument, w którym była mowa o wychowaniu dzieci w duchu katolickim. Czy to się zmieni?

— Te zapisy prawa kanonicznego nie mogą być zmienione na poziomie Kościoła lokalnego. Treść kanonu 1125 stwierdza, że strona katolicka zobowiązana jest do zachowania swojej wiary. To jest wymóg bezwarunkowy. Jeżeli natomiast chodzi o dzieci, to katolik zobowiązany jest do zrobienia wszystkiego, co w jego mocy, aby je ochrzcić i wychować w wierze katolickiej. Jednak nie jest to wymóg absolutny. Strona katolicka jedynie oświadcza, że uczyni wszystko, co możliwe, ale nie kosztem np. jedności małżeństwa, które jest przecież wartością wyższą.

— Małżeństwo mieszane jest trudniejszą i bardziej wymagającą drogą...

— Tak. Dlatego ci małżonkowie potrzebują więcej łaski Bożej. Powinni więc otwierać się na życie duchowe i wymagać od siebie znacznie więcej, aby wzrastać we wzajemnej miłości i chrześcijańskiej świętości.

— Wierni zmienili swoją postawę oraz widzą, że poprawiają się relacje między wyznaniami, a do akcji ekumenicznych włączają się kolejne Kościoły. Nie sposób nie zapytać: skoro jest tak dobrze, to dlaczego my, chrześcijanie, nadal jesteśmy tak daleko od siebie?

— Posłużę się tu obrazem. Proszę zwrócić uwagę, że rozpatrujemy Kościół jako rodzinę. Mówimy: dzieci Boże. Tymczasem, jeśli nawet rodzina przeżywa jakieś kryzysy, to mimo tego jej członkowie zawsze mają poczucie bycia rodziną. Natomiast kiedy nastąpił podział — tak jak to miało miejsce w Kościele — to w miejsce rodziny pojawiło się coś w rodzaju sąsiedztwa. Rozdział w Kościele w sposób niepojęty kreuje zupełnie inny typ relacji. W konsekwencji nie jesteśmy już „my” (rodzina), ale jesteśmy „my” i „oni”.

— I ten typ kontaktów „my” — „oni” powoduje, że tak trudno się do siebie zbliżyć?

— W tych relacjach problemem jest pewna niemożność, która tkwi w nas, ludziach. W efekcie trudno otworzyć się i przyjąć od innych to, co jest istotne i inne. Oprócz elementów wspólnych w chrześcijaństwie występują bowiem liczne różnice eklezjalne, które dotyczą: dogmatów, rozumienia Kościoła, jego struktur i praktyk. Każdy z wyznawców i każdy z Kościołów boi się, że na ekumenizmie może stracić coś ze swojej tożsamości. Mówiąc inaczej, nie doszliśmy jeszcze do takiego stanu, który można byłoby nazwać stanem pełnego zaufania. Niemniej jednak dialog trwa i powoli się do siebie zbliżamy. Jest też wspólne przekonanie, że główna moc jednania jest po stronie Boga.

— Istotą dialogu ekumenicznego jest to, że kluczowe decyzje zapadają na najwyższych szczeblach. Jakie wydarzenie na polu ekumenicznym było najważniejsze w minionym roku w Kościele powszechnym?

— Z punktu widzenia Kościoła katolickiego była to kontynuacja dialogu z Kościołem prawosławnym oraz z lefebrystami. Ponadto wymieniłbym jeszcze próbę poszukiwania rozwiązań prowadzonych przez Stolicę Apostolską, aby znaleźć formułę umożliwiającą pojednanie wyznawców Kościoła anglikańskiego z Kościołem katolickim. Przypomnę, że grupa anglikanów już w końcu XX wieku uznała, że trudno jest zaakceptować praktyki swego Kościoła, które naruszają moralność i tradycję chrześcijańską. Chodzi mianowicie o święcenia kobiet, aktywnych homoseksualistów oraz akceptację związków homoseksualnych.

— W konstytucji apostolskiej „Anglicanorum coetibus” została złożona propozycja dla anglikanów. Czy to nie utrudni dialogu z protestantami? Czy nasz Kościół nie zostanie posądzony o nową formę uniatyzmu?

— Niewykluczone. Każde wydarzenie może być wykorzystane pro i kontra. Nie wolno jednak zapominać o tym, że Kościół katolicki nie może i nie powinien formułować i proponować konstytucji tym, którzy tego nie chcą. W tym konkretnym przypadku konstytucja apostolska była odpowiedzią na prośbę wspólnot Kościoła anglikańskiego.

— Czy tak będzie wyglądała przyszłość ekumenizmu?

— Trudno przewidzieć. W ekumenizmie prezentuje się różne modele pojednania. Istotna jest tutaj wola stron, uczciwość procedowania i świadomość celu. W ekumenizmie nie można zrezygnować również z duszpasterskiej zasady „otwartych drzwi”. Można jedynie zastanawiać się nad motywacją działań. Anglikanie przyszli do Kościoła katolickiego w zasadzie dlatego, że dopadł ich kryzys we własnej wspólnocie, chociaż — jak wynika z wypowiedzi, które czytałem — wola pojednania z tym Kościołem była już wcześniej. Według niektórych ekumenistów, motywem zasadniczym wszelkich działań ekumenicznych winna być pokora wobec prawdy oraz miłość do Boga i człowieka.

— Podjęcie dialogu z lefebrystami wywołało burzę medialną. Powodem tej nawałnicy nie były kwestie dotyczące dialogu, lecz nieprawdziwe wypowiedzi jednego z tamtejszych biskupów, który kwestionował istnienie komór gazowych.

— Dlatego gdy mówimy o dialogu ekumenicznym, warto przypomnieć, że jest on nie tyle prowadzony z jednostką, co z konkretną wspólnotą. A w tej wspólnocie mogą być różne jednostki. Nie możemy więc koncentrować się na wypowiedzi jednego czy drugiego człowieka — co nie znaczy, że należy się zgadzać z jakimiś fałszywymi tezami czy wypowiedziami. Nie można też myśleć w ten sposób, że gdy jeden mówi fałszywie, musi to rzutować na całą wspólnotę i obciążać ją odpowiedzialnością. Choć należy podkreślić, że wspólnota powinna odciąć się od wszelkiego fałszu i zła oraz uznać je za naganne. Nie pochwalałbym jednak wspólnoty, która pozbywałaby się odpowiedzialności za swoich członków.

— Wracając więc do istoty sprawy: czy główny problem nie polega na tym, że lefebryści kwestionują sam ekumenizm?

— Rzeczywiście, elementem bardzo trudnym w działalności ekumenicznej między Kościołem katolickim a lefebrystami jest fakt, że jedna z przyczyn rozłamu to ich sprzeciw względem dialogu ekumenicznego i dialogu międzyreligijnego. Myślę jednak, że dzięki dwustronnym próbom pojawiła się pewna szansa porozumienia. Być może dojdzie do głębszego, wspólnego studium nad kwestią rozumienia: czym jest dialog ekumeniczny i czym jest dialog międzyreligijny.

— W Karcie Ekumenicznej, która została podpisana w 2001 r., jasno stwierdzono, że Kościół ma być jeden. I właśnie temu celowi służy dialog ekumeniczny. Po co więc zastanawiać się nad tym niejako od początku?

— Kościół nie tylko ma być jeden, Kościół Chrystusowy jest jeden i jedyny, i nie ma innego — taka jest świadomość wszystkich chrześcijan. Dlatego, jak już powiedziałem na wstępie rozmowy, cały czas toczą się dyskusje dotyczące tego jednego, lecz jakże poróżnionego Kościoła. Można mówić o pewnych fazach czy też stanach nastrojowych między poszczególnymi wyznaniami, począwszy od nienawiści, wrogości, walki, nietolerancji, konkurencji, tolerancji, dialogu, współpracy... Zmiany na lepsze są świadectwem działania Ducha Świętego oraz żywej wiary i dobrej woli wierzących. Dziś wielu zastanawia się nad tym, jak najlepiej osiągnąć i wyrazić pełną i widzialną jedność Kościoła, jak uzyskać i ukazać jedność w różnorodności i różnorodność w jedności.

— Omawiając 2009 r., nie sposób nie zapytać o relacje z Kościołem prawosławnym. Minął bowiem rok, od kiedy na tronie patriarszym zasiadł Cyryl I. Czy możemy dziś powiedzieć, że Moskwa leży bliżej Rzymu?

— Relacje Kościoła katolickiego z Kościołem prawosławnym rozpoczęły się po 70 latach tragedii religijnej zafundowanej przez ateistyczny komunizm. I dopiero po upadku Związku Sowieckiego rozpoczęła się odbudowa Kościoła prawosławnego i innych Kościołów oraz religii. Mam wrażenie, że wiele zmieniło się w tych relacjach od lat 90. I dzisiaj obie strony dążą do porozumienia. Z tym że właśnie ze względów historycznych inne jest przygotowanie obu Kościołów do kwestii ekumenizmu. Myślę jednak, że przyszłość będzie lepsza.

— Na początku rozmowy Ksiądz Biskup powiedział, że nie spotyka osób kwestionujących idee ekumenizmu. Co jednak powinien robić każdy katolik, aby wzmacniać ekumenizm?

— Nie zapominajmy, że w ekumenizmie uczestniczą wszyscy, którzy są ochrzczeni w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. I wierzą w Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego i Zbawiciela. A więc ta podstawa jest tak znacząca dla wszystkich, że nie może być lekceważenia tego, co łączy i co jest fundamentem dla każdego chrześcijanina. Dlatego ekumenizm najlepiej rozwija się wówczas, kiedy sam katolik poprzez nawrócenie staje się świadkiem Chrystusa i człowiekiem modlitwy. Bo tak naprawdę ekumenizm nie dokonuje się na zewnątrz, ale wewnątrz każdego z nas. Nie wolno nam zapominać, że jedność Kościoła Chrystusowego potrzebna jest nie tylko dla jego członków, ale i dla dzieła Bożego. O to modli się Chrystus: „Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, by i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał” (J 17, 20-21).

Bp prof. Tadeusz Pikus — wykładowca UKSW, święcenia kapłańskie przyjął w 1981 r., po ukończeniu Seminarium Duchownego w Warszawie. Studiował także w Hiszpanii. Wykładał na wielu uczelniach. Był duszpasterzem Polaków w ZSRR. Ojciec Święty Jan Paweł II mianował go biskupem pomocniczym archidiecezji warszawskiej w 1999 r. W tym samym roku Episkopat powołał go na członka Rady ds. ekumenizmu KEP. W marcu 2005 r. Zebranie Plenarne KEP wybrało go na przewodniczącego Zespołu ds. Kontaktów z Polską Radą Ekumeniczną. A rok później został wybrany na przewodniczącego Rady ds. Ekumenizmu KEP.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama