Syndrom Jerozolimy

Recenzja książki Pino Farinottiego "7 km od Jerozolimy" (Wyd. Jedność 2006)

Mężczyzna w średnim wieku spotyka na ulicy Jezusa — przyznają państwo, że to dość ryzykowny pod względem literackim pomysł fabularny. Czy to w ogóle możliwe, by wybierając tak trudny temat, realizując tak karkołomny projekt - uniknąć kiczu, banału, prawd w stylu Coelho? Farinotti znalazł na to sposób: obrał odpowiedniego bohatera: Aleksander to mężczyzna dostatecznie gorzki, sceptyczny i zmęczony. Czytelnik zaś niepewny co do proweniencji postaci, zgadza się na prawa konwencji i nie dziwi się, że oto Chrystus opowiada Aleksandrowi jego życie. Bohater otrzymuje pewien cenny dar: jeśli chce, może dowiedzieć się jak jego losy potoczyły by się przy obraniu alternatywnego rozwiązania życiowego.

Okazuje się, że nie wszystkie wybory, które początkowo okazują się łatwe i oczywiste — mają właściwe, przewidziane konsekwencje. Pojawia się pytanie o oceny moralne: czy liczą się intencje? Sztuka przewidywania? Szczęśliwy traf? Właściwy zbieg przypadków?

Ale „7 km od Jerozolimy” to nie traktat filozoficzny tylko łatwa w odbiorze powieść mówiąca raczej o mężczyźnie przeżywającym kryzys wieku średniego niż o spotkaniu na szczycie i relacji Bóg-człowiek.

Aleksander jest w trudnej życiowej sytuacji: rzuciła go żona, zabierając ze sobą córeczkę, stracił etat w agencji. To, że jest pracownikiem branży reklamowej tylko pogłębia kontrast między zawodnikami w grze „Babilon kontra Prawda”, „materializm kontra moralność”.

Najpierw dziwimy się, że Chrystus nie wybrał na kompana duchownego, rozmodlonej dziewicy, prawego mizantropa tylko złamanego rozwodnika z mnóstwem wątpliwości i słabo dookreśloną wiarą w Boga. Potem jednak rozumiemy: heroiczne i czyste wydają się sprawy Aleksandra w ponurych, bagnistych kontekstach świata reklamy i polityki. Dosłownie cudem utrzymał się w czystości, nie sprzedał i przede wszystkim nie stracił jasności co do podziału dobre — złe, uniknął moralnego relatywizmu. Czasem go podkusi i poprosi Chrystusa o jakiś cud. Ale spełnienie marzenia, zniesienie granicy między życiem a śmiercią, okazuje się dramatyczne i przede wszystkim - całkiem niepotrzebne. Farinotti chce nam przez to powiedzieć, że wiedza, którą w życiu otrzymujemy jest wystarczająca, że otrzymujemy jej dawkę idealną, że pełniejsza, głębsza wiedza wiązałaby się ze „skutkami ubocznymi”.

Spajający wszystkie historie motyw rozmowy z Chrystusem jest bardzo malowniczy, spektakularny i na powieść będzie się patrzyło głównie przez ten pryzmat: rzecz o tym jak facet spotyka Chrystusa. Tymczasem opisane przez Farinottiego historie są autoteliczne i spokojnie mogłyby się obejść bez niezwykłości i sacrum. To opowieści o ludziach i ich dramatycznych, trudnych wyborach. Szybko okazuje się, że wybór na poziomie życia codziennego także może być wyborem moralnym. Bohaterami historii są ludzie z różnych środowisk, na ogół jednak inteligenckich. Obserwujemy ich uwikłanych w kampanie reklamowe i wyborcze, poznajemy zasady ich funkcjonowania w przemyśle telewizyjnym i prasowym. Oglądamy sobie pod mikroskopem ich niejednoznaczne grzechy, ich większe lub mniejsze słabości. I tu się spisał Farinotti na medal: nie daje łatwych odpowiedzi, mnoży pytania i często pozostawia nas w impasie. Nie jest oczywiste jak zachowalibyśmy się na miejscu bohaterów.

To nie do uniknięcia w tej konwencji: chwilami dialogi wydają się zbyt teatralne, nieco groteskowe. Chociaż jesteśmy w stanie uwierzyć, że takim językiem mógłby mówić współczesny Bóg, to jednak trudno nam wyobrazić go sobie na tylnim siedzeniu Golfa. Podobnie jak Aleksandrowi. Dlatego leitmotivem powraca jego pytanie: „Kim jesteś?”. W końcu trudno uniknąć patosu rozmawiając z Bogiem. Czasem jednak dla równowagi w przyrodzie Aleksander mówi mu coś ryzykownego w stylu „Jesteś genialnym, niezwykle sprytnym specjalistą od przekazu. Największym copy — to właśnie to dewaluujące słowo — w historii ludzkości”. Farinotti zdawał sobie sprawę ze stopnia trudności zadania. Dlatego jego bohater wciąż pozostaje zbity z tropu, wciąż nie wie jak z Chrystusem rozmawiać, jaką przyjąć strategię. Ciągle wydaje mu się, że zaraz się obudzi.

„W hotelu wynająłem samochód, żeby odwiedzać różne miejsca Ziemi Świętej (...) — a trąbię klaksonem, żeby wyszedł Bóg. (...) Na pewno okoliczności sprzyjały alienacji człowieka, który rozmawia z Jezusem. W domu skontaktowałbym się z jakimś psychoanalitykiem lub z neurologiem.”

Czytelnik też pewny nie jest: może postać Chrystusa jest projekcją bohatera, alter-ego, które pozwala mu analizować przeszłe życie, oczyścić się i zacząć od nowa? A może Aleksander zapadł na tak popularny, świetnie opisany przez Pawła Smoleńskiego Syndrom Jerozolimy? Każdego roku izraelscy psychiatrzy stwierdzają go u około dwustu osób. Dwukrotnie częściej dotyka mężczyzn niż kobiety. „Chorobę zdiagnozowano już w latach trzydziestych ubiegłego stulecia, ale nazwano ją dopiero w latach osiemdziesiątych; zrobił to izraelski psychiatra, dr Jair Bar-El — pisze Smoleński. Podobno występowała w Jerozolimie od początku dziejów. Dotknięci Syndromem izolują się od przyjaciół i znajomych, na kilka dni stają się samotnikami, zatopionymi we własnych myślach i uczuciach”. Czy nie to właśnie przydarzyło się Aleksandrowi? Ostatecznie nie jest to jednak fundamentalne dla książki pytanie. Farinotti dzięki sceptycznemu bohaterowi unika egzaltacji, a jednak czasem czytelnik może uśmiechnąć się pobłażliwie w momencie, kiedy życie bohatera wydaje się nazbyt wyreżyserowane, kiedy puenta jest zbyt Hoolywodzka, a dialog zbyt gładki. Myślę jednak, że warto czytać tę książkę jako rzecz o przebudzeniu w trakcie życia, o dramacie człowieka wrzuconego w szereg przypadków. Wtedy „7 kilometrów od Jerozolimy” jawi się nie tylko książką interesującą, ale i potrzebną. Taką, która pozwala zrozumieć opisany przez Milana Kunderę dramat życia. Polega on na tym, że życie nie jest szkicem do obrazu, a farbę możemy położyć tylko raz.

Pino Farinotti
„7 km od Jerozolimy”

przeł. Janina Dembska
Wydawnictwo Jedność
Kielce 2006

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama