Nieprzyjaciel

Grzech jest nieprzyjacielem. Myślę o tej regule w epoce wielkiego strachu przed koronawirusem, czyli – nie owijajmy w bawełnę – strachu przed śmiercią.

Grzech jest nieprzyjacielem. Myślę o tej regule w epoce wielkiego strachu przed koronawirusem, czyli – nie owijajmy w bawełnę – strachu przed śmiercią.

Są tacy, którzy twierdzą, że gdyby proces Jezusa Chrystusa miał miejsce kilka lat wcześniej, najprawdopodobniej Piłat uniewinniłby więźnia i nie doszłoby do Jego ukrzyżowania. Przyczyną takiego stanu rzeczy miałaby być relacja pomiędzy cesarzem a rzymskim prefektem. Tyberiusz robił się coraz bardziej drażliwy, a Piłat niejedno miał na sumieniu, słysząc więc krzyki tłumu: „Ukrzyżuj!”, nie widział innej możliwości, jak ulec. Wybór najgorszy z możliwych to wybór w strachu. Kiedy człowiekowi rozum odbiera, bo się boi. Nie mam bynajmniej zamiaru dywagować nad tym, co by się stało, gdyby Pan Jezus przez prefekta Judei nie został na śmierć skazany, bo przecież Pan Bóg zbawił człowieka tak, jak Mu się podobało. Rozmyślam jedynie nad strachem Piłata i nad tym, że w końcu uległ. Niektórzy mówią bowiem, że ulec to najlepszy sposób na pozbycie się pokusy. A to teza z gruntu fałszywa. Każdy, kto od wielu lat walczy ze swoimi nałogami, słabością, skłonnością do grzechu, wie, o czym mówię: ulec pokusie oznacza klęskę. Zawsze. Bo grzech jest nieprzyjacielem. I nie ma od tej reguły wyjątków.

Myślę o tej regule w epoce wielkiego strachu przed koronawirusem, czyli – nie owijajmy w bawełnę – strachu przed śmiercią. W XXI wieku, kiedy już mamy piękne fotografie panoramy Marsa, medycy przeszczepiają wątroby, serca i twarze, a samochody zaczynają poruszać się bez czynnego udziału człowieka, taki sobie właśnie wirus, do grypy podobny, zbiera żniwo i ani myśli przestać. Stąd strach. Bo człowiek generalnie boi się o siebie i o swoje życie. I nie chce umierać. Jeszcze bardziej boi się ten, kto nie wierzy, że poza tą ziemią i jej materialnym wymiarem istnieje jakakolwiek inna rzeczywistość. Czyli ten, co nie wierzy w Boga.

Strach ma wielkie oczy. I powstało na jego temat wiele przysłów oraz powiedzeń. „Bój się Boga!” – mówią ci, co innych chcą przestrzec, że idą w niebezpiecznym kierunku. My w dzisiejszym „Gościu Niedzielnym” radzimy: Nie bój się Boga. Bój się raczej grzechu. Stąd na okładce Adam i Ewa odchodzący z raju w słynnej biblijnej scenie. Trochę wcześniej dali sobie wmówić, że złamanie Bożego zakazu może dać im szczęście. Nie dało. Bo grzech zawsze jest nieprzyjacielem człowieka, powtórzę. I jako że mamy Wielki Post, przypomnę słowa Benedykta XVI, przywołane w tym numerze „Gościa” przez Marcina Jakimowicza („Grzechu warte?” – s. 28). Otóż w encyklice „Deus caritas est” Benedykt stwierdził, że kiedy Chrystus w swoich przypowieściach mówił o pasterzu i zaginionej owcy, albo o ojcu, który wychodzi na spotkanie marnotrawnego syna, to nie teoretyzował, ale praktycznie wyjaśnił, po co właściwie przyszedł na świat: „W Jego śmierci na krzyżu dokonuje się owo zwrócenie się Boga przeciwko samemu sobie, przez które On ofiarowuje siebie, aby podnieść człowieka i go zbawić”, napisał Benedykt. Jestem mu za to przypomnienie wdzięczny. Bo nie chodzi przecież o to, czy Piłat z Tyberiuszem mieli trudne dni. Ba – nawet nie o to, czy Piłat się bał. Raczej o to, że Jezus umarł na krzyżu i dlatego my bać się nie musimy.

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama