• Idziemy

Prawo obywatelstwa

Słowa o braku miejsca w Betlejem dla św. Józefa i Jego Małżonki, noszącej pod sercem Jezusa, bolą tym bardziej, kiedy uświadomimy sobie, że w tym mieście musiało mieszkać wielu, choćby dalszych krewnych Józefa – pisze ks. Henryk Zieliński.

Nie wiemy, czy święci Mateusz, Jan i Łukasz, opisując w swoich Ewangeliach narodzenie Jezusa Chrystusa, mieli świadomość, że ich narracje będą nam towarzyszyć w te bodajże najpiękniejsze święta przez całe tysiąclecia. Ale jeśli nawet oni nie mogli tego wiedzieć, to z całą pewnością wiedział o tym Duch Święty, pod którego natchnieniem działali. Stąd nic, co znajdujemy w biblijnych opisach Bożego Narodzenia, nie znalazło się tam przypadkiem. 

Opisy te, choć doskonale nam znane, w każde Boże Narodzenie cieszą, ale i niepokoją nas na nowo. Wyczuwamy w nich jakąś niesprawiedliwość wobec Pana Jezusa i Świętej Rodziny. Bo przecież narodziny w Betlejem, choć zapowiadane przez proroków, miały bezpośredni związek ze spisem ludności zarządzonym przez cesarza Augusta. Cesarz z szacunku dla żydowskiej tradycji postanowił, że każdy w związku ze spisem uda się do miasta, z którego pochodził. Było w tym potwierdzenie jakże ważnej dla każdego Żyda przynależności do konkretnego rodu i pokolenia oraz uznanie jego prawa do tego skrawka ziemi, którą Bóg nadał ich przodkom. 

Słowa o braku miejsca w Betlejem dla św. Józefa i Jego Małżonki, noszącej pod sercem Jezusa, bolą tym bardziej, kiedy uświadomimy sobie, że w tym mieście musiało mieszkać wielu, choćby dalszych krewnych Józefa. Było to miasteczko pochodzenia i pierwszego królowania ich praojca Dawida. Nawet po ludzku Jezus, jako prawny potomek Dawida, miał prawo do swojej części dziedzictwa w Betlejem. Prawo to zostało potwierdzone także w urzędowych dokumentach rzymskich, kiedy św. Józef ze swoją rodziną został zewidencjonowany w tym mieście. Gdy mimo to Jezus rodzi się w stajence, historia zatacza koło, bo Dawid na króla Izraela też został wzięty „od trzody”. 

Jezus nie miał rzymskiego obywatelstwa, które w owych czasach było swoistym szlachectwem. Jako narodzony z Matki Żydówki był pełnoprawnym Żydem, członkiem narodu, który szczycił się, że jest szczególną własnością Pana. Kiedy czytamy o Przedwiecznym Słowie, które przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli, to przypominamy sobie, że to odrzucenie Chrystusa przez religijne i polityczne elity Izraela nie skończyło się na narodzeniu w szopie poza miastem. Nie skończyło się nawet na krzyżu, choć był on najbardziej dramatycznym akordem tego odrzucenia. Ono trwa dalej, o czym pisze też narodzony z żydowskiej matki i wychowany w Izraelu ks. Jacek Stefański (s. 10). On sam jest przykładem, że nie można mówić o odrzuceniu przez cały Lud Bożego Wybrania. Zawsze bowiem jest ta biblijna „reszta”, gotowa współpracować z Bogiem w zbawieniu świata na Bożych warunkach. 

Wspomniany Duch Święty wiedział i wie najlepiej, w jakim kontekście czytać będziemy w tegoroczne Boże Narodzenie Ewangelię o wydarzeniach z Betlejem. Dlatego pozostaje ona aktualna również dzisiaj, kiedy Jezusowi Chrystusowi, narodzonemu z ludzkiej matki, odmawia się prawa obywatelstwa w ludzkim świecie. W tym świecie, który tworzymy przez politykę, prawo, kulturę, technologię i biznes. Paradoks polega na tym, że z najmocniejszym odrzuceniem Chrystusa mamy do czynienia w tych krajach, których cała cywilizacja, z jej bogactwem i prawami człowieka, najwięcej zawdzięcza chrześcijaństwu. Ci, którzy gotowi są dzisiaj przyjąć Chrystusa, ze wszystkimi tego konsekwencjami, są już mniejszością na Zachodzie i w Polsce. On jednak przychodzi do tych, którzy na Niego czekają, i do tych, którzy urządzają sobie świat bez Niego. I nas wzywa, żebyśmy byli Jego pokornymi świadkami wobec tych, którzy sobie tego życzą, i tych, którzy sobie tego nie życzą. Takie jest nasze powołanie jako członków Chrystusowego Kościoła. 

Świątecznie w imieniu całej redakcji „Idziemy” dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób włączają się w naszą misję. Najpierw tym biskupom diecezjalnym, którzy już nam zaufali, księżom i wszystkim innym, którzy nas kolportują, naszym współpracownikom i reklamodawcom, bez których nie poradzilibyśmy sobie w tych trudnych czasach. Najbardziej jednak dziękuję naszym Czytelnikom, którzy co tydzień przyjmują nasze małe słowo, będące tylko echem tego jedynego Słowa. Szczególnie wzruszyli nas ci, którzy w ostatnich dniach Adwentu pojawiali się w redakcji, żeby za własne pieniądze zakupić nawet po kilkadziesiąt egzemplarzy „Idziemy” do rozdania wśród krewnych, sąsiadów i znajomych. To wyraz zaufania do nas i przykład realizacji chrześcijańskiej misji w świecie.

Niech wszystkim tym, którzy umiłowali przyjście Syna Bożego w ludzkim ciele, Dziecię Jezus hojnie błogosławi!
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama