Obyś się nie urodził...

Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (16/2002)

O rozpoczętym właśnie procesie przed sądem w Łomży trudno myśleć bez zgrozy. Przypomnijmy: rodzice dziecka dotkniętego chorobą, której skutkiem jest ogromny fizyczny niedorozwój, wytoczyli proces szpitalowi i lekarzom, którzy nie skierowali matki na badania prenatalne. Skarżący nie ukrywają, że intencją przeprowadzenia tych badań było dokonanie aborcji, gdyby okazało się, że poczęte dziecko cierpi na tę właśnie chorobę. Tym samym schorzeniem dotknięte jest ich pierwsze dziecko. Rodzice domagają się odszkodowania, ponieważ odmówiono im prawa do decyzji o życiu dziecka.

Nie jest moim zamiarem osądzanie rodziców. Ich sytuacja jest tak dramatyczna, że zupełnie odbiera ochotę do wydawania chłodnych sądów z boku. Nie potrafię jednak nie czuć przerażenia na myśl, że rodzice potrafili uwierzyć w to, iż najlepszym wyjściem dla ich cierpiącego dziecka jest jego zabicie.

Jeszcze większe przerażenie budzi pomoc prawników, którzy dla rodzicielskiego bólu znaleźli koszmarną formę prawną i zaoferowali się z „pomocą”. Podobne zresztą sprawy znamy już z innych krajów, choć forma prawna roszczeń była tam inna. Chodzi jednak o to samo: dopuszczenie do urodzenia się chorego dziecka miałoby być złem, które może być podstawą do żądania odszkodowania.

Nie są to pierwsze działania prawne, w których chodzi o to, by budzące współczucie nieszczęście wykorzystać dla nieludzkich celów: zabicia w powszechnej świadomości prawdy o tym, że poczęte dziecko jest po prostu człowiekiem. Wysiłki te przynoszą, niestety, owoce: powszechną w naszym kręgu kulturowym dopuszczalność zabijania dzieci poczętych, rozszerzającą się zgodę na zabijanie osób nieuleczalnie chorych. To nie jest — na szczęście — cała prawda o naszej cywilizacji, ale ta część owej prawdy nie daje o sobie zapomnieć.

Nigdy więc za dużo wysiłków, by do wszystkich docierała inna, głębsza i ważniejsza prawda — o równej i niezbywalnej godności wszystkich ludzi, niezależnie od wieku, stanu zdrowia, siły czy słabości. Prawdę tę trzeba nie tylko głosić, ale także o niej świadczyć. Takim świadectwem są np. wspólnoty organizowane przez Jeana Vaniera, uczące, że niepełnosprawne dziecko jest ogromnym darem — wcale nie mniejszym niż zdrowe, nawet jeśli wymaga nieporównanie większego wysiłku. Szkoda, że zrozpaczeni rodzice nie trafili na swej drodze na tych, którzy mogliby im naprawdę pomóc, a nie wpoić im, że ich dziecko nie powinno było się urodzić.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama