Nobel dla misjonarzy

Katoliccy księża pracujący w Republice Środkowoafrykańskiej mogliby być znakomitymi kandydatami do pokojowej Nagrody Nobla. Nie dostaną jej - ponieważ są katolickimi księżmi

Nobel dla misjonarzy

Mam znakomitych kandydatów do Pokojowej Nagrody Nobla. A jednocześnie mam pewność, że jej nie dostaną. Z prostego powodu. Są katolickimi księżmi. Od lat pracują w Republice Środkowoafrykańskiej. Gdyby byli — dajmy na to — buddyjskimi mnichami, zapewne mogliby się liczyć w stawce o zaszczytny tytuł.

Jak przekonuje Dawid Wildstein, który odwiedził niedawno to jedno z najniebezpieczniejszych państw świata, polscy misjonarze dokonali tam prawdziwego cudu. Kiedy cały kraj utonął we krwi, w mieście Bouar, gdzie pracują, udało im się utrzymać pokój. Miejscowy imam nie miał wątpliwości, że to zasługa polskich misjonarzy (więcej w GN 6/2015 na ss. 27—29). Swoją drogą zaskakujące, a jednocześnie budzące sporą satysfakcję jest to, że polskich księży można spotkać wszędzie tam, gdzie są potrzebni. Tak jest na przykład na Ukrainie. W Mariupolu i Doniecku, obecnie dwóch największych ogniskach wojny, działają katolickie parafie. Pierwszą prowadzą paulini, drugą chrystusowiec, ks. Mikołaj Pilecki. Z Doniecka wyjechał w sierpniu, a wrócił w listopadzie. Jego parafia w tym czasie bardzo się zmniejszyła. Niegdyś na Mszę św. niedzielną przychodziło 350 osób, dzisiaj jest ich nie więcej niż sto. Zmieniło się także miasto, w którym od dawna obowiązuje godzina policyjna. Po godz. 20 transport przestaje funkcjonować, a na ulicach widać jedynie uzbrojone patrole Donieckiej Republiki Ludowej. Właściwie odgłos strzałów nie milknie ani w dzień, ani w nocy. Ludzie są w coraz większej depresji, gdyż ciągle przybywa ofiar, a końca horroru nie widać.

W bieżącym Gościu Niedzielnym polecam tekst o pigułce antykoncepcyjnej. Od wprowadzenia jej do sprzedaży minęło pięćdziesiąt lat. W USA pojawiła się w roku 1960, a w Polsce w 1966. Od grzechu Adama i Ewy nic tak nie zmieniło stosunków między mężczyzną i kobietą jak pojawienie się tej pigułki. Choć tak postawiona teza może się wydawać grubą przesadą, to jednak zgodna opinia ostatnich papieży, filozofa Francisa Fukuyamy, aktorki Raquel Welch oraz redaktorów tygodnika „Time”, a więc osób pochodzących z różnych środowisk, co więcej również dalekich od Kościoła, każe ją potraktować poważnie (więcej GN 6/2015 na ss. 18—21).

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama