Bez pamięci nie ma narodu

Narody, które nie dbają o swoją historię, przestają odgrywać jakąkolwiek rolę, rozpadają się czy tracą tożsamość.

"Idziemy" nr 38/2009

BEZ PAMIĘCI NIE MA NARODU

Z Robertem Kostro, dyrektorem Muzeum Historii Polski, rozmawia Marek Krukowski

W jakiej fazie tworzenia znajduje się Muzeum Historii Polski?

Na początku tego roku otrzymaliśmy ostateczną zgodę na budowę gmachu muzeum nad Trasą Łazienkowską, w okolicach Zamku Ujazdowskiego. Jesteśmy już po pierwszym etapie konkursu architektonicznego. Spośród ponad 300 prac, które spłynęły z całego świata, wybraliśmy dziesięć. 6 grudnia jury ma ogłosić zwycięzcę tego konkursu. Wtedy przyjdzie czas na sporządzenie projektu wykonawczego, uzyskanie pozwolenia na budowę. Następnie będziemy musieli zorganizować przetarg na wykonawcę, a sama budowa potrwa około dwóch lat. Jeśli wszystko pójdzie gładko, to muzeum zostanie otwarte na przełomie 2012 i 2013 roku. Zastrzegam jednak, że jest to termin bardzo optymistyczny.

Trochę późno, ale dobrze, że jest. Takie inicjatywy powinny były narodzić się jeszcze w latach 90., ale to, niestety, był okres zaniechań. Nie było polityki historycznej. Uznano, że Polakom historia nie jest potrzebna?

W ostatnich latach byliśmy świadkami burzliwej debaty na temat polityki historycznej, debaty uwikłanej w kontekst bieżących sporów politycznych. Osobiście nie potępiałbym w czambuł dorobku lat 90., ale nie da się też ukryć, że dopuszczono się wtedy wielu zaniedbań. W Niemczech w tym czasie powstały dwie ważne placówki: Muzeum Historii Niemiec w Berlinie oraz Dom Historii Republiki Federalnej w Bonn. W Polsce nie potrafiliśmy wyjść poza deklaracje o potrzebie powstania muzeów upamiętniających Powstanie Warszawskie czy „Solidarność”. Nie było wtedy woli politycznej, ale też trzeba pamiętać o ówczesnych uwarunkowaniach finansowych.

Gdybyśmy prowadzili odpowiednią politykę historyczną, może mniej pisano by o „polskich obozach koncentracyjnych”. Czy na „Listę Schindlera” nie można było zareagować filmem o Irenie Sendlerowej?

Nie ulega wątpliwości, że jesteśmy w tej materii opóźnieni. „Katyń” Andrzeja Wajdy był pierwszym ważnym filmem historycznym, który powstał po 1989 r. Przytoczę następującą anegdotę: jakiś czas temu na konferencji w Berlinie pewien Nowozelandczyk, zresztą dyrektor muzeum, zapytał mnie, po której stronie podczas II wojny światowej walczyli Polacy… Wydaje się to wprost niewiarygodne, zwłaszcza że Nowa Zelandia przystąpiła do wojny 3 września 1939 r.

To pokazuje, jak niezmiernie ważna jest polityka historyczna, jeśli idzie o zagranicę. Ale i my musimy znać swoją historię.

Pamięć jest taką przestrzenią, w której konstytuuje się naród. Bez pamięci nie ma narodu. Te narody, które nie potrafią dbać o swoją historię, przestają odgrywać jakąkolwiek rolę, rozpadają się czy po prostu tracą swoją tożsamość. Polacy przetrwali zabory w dużej mierze dlatego, że potrafili pielęgnować tę pamięć.

Muzeum, mimo braku stałej siedziby, prowadzi cały czas działalność. Na czym ona polega?

Na różnych działaniach edukacyjnych, ukierunkowanych przede wszystkim na młodzież i rodziny. Bardzo ważne są dla nas wystawy. Największa z nich, „Dwudziestolecie. Oblicza nowoczesności” odniosła spory sukces. Obejrzało ją ponad 50 tysięcy osób. Prowadzimy badania naukowe, tworzymy kolekcję, zbieramy relacje. Popularyzujemy również naszą historię za granicą. Mamy fundusz stypendialny dla cudzoziemców zajmujących się historią Polski, współuczestniczymy w różnych projektach międzynarodowych.

Jakie będą idee przewodnie stałej ekspozycji?

W sferze historii politycznej zależy nam najbardziej na wyeksponowaniu wątku wolności. Począwszy od tradycji republikańskich I Rzeczypospolitej, poprzez różne formy walki o niepodległość w czasach zaborów i podczas II wojny światowej, na „Solidarności” kończąc. Nie zabraknie tu postaci Jana Pawła II, jego ważnej roli w historii Polski, ale również jego wielkiego umysłu, który w swoim nauczaniu wyrażał ducha wolności i poczucie zakorzenienia w polskiej tradycji. Opublikowaliśmy zresztą wybór jego myśli dotyczących historii Polski. Po drugie taka wystawa musi być ważnym głosem na temat naszej tożsamości. Chcielibyśmy przedstawić przemiany, którym ulegaliśmy. Jak z narodu szlacheckiego, republikańskiego przekształciliśmy się w naród etniczny. Po trzecie, chcemy też uwypuklić historię codzienną. Pokazać, że dzieje nie składają się tylko z wielkich wydarzeń politycznych, czy procesów społecznych, ale także z tego jak ludzie żyli.

Główna ekspozycja będzie się koncentrowała wokół tych trzech wątków.

Będzie ona, jak rozumiem, multimedialna.

Oczywiście, nie ma sensu wyważać otwartych drzwi. W dużej mierze będziemy się odwoływać do modelu, który się sprawdził w Muzeum Powstania Warszawskiego. To będzie oczywiście inna wystawa, większa i wielowątkowa, ale formuła ekspozycji narracyjnej, multimedialnej najbardziej się nadaje do współczesnego muzeum historycznego.

Nie da się mówić o historii Polski bez uwypuklenia roli chrześcijaństwa czy – węziej –katolicyzmu?

Tak, trudno to sobie wyobrazić. Wyróżniłbym tu trzy punkty ciężkości. Pierwszy to przyjęcie chrztu i co za tym idzie tradycji kulturalnej Zachodu. To nie był tylko akt religijny, ale pierwsza rewolucja społeczno-kulturowa na ziemiach Polski, pierwsza wielka modernizacja.

Drugi moment to ukształtowanie się w XV–XVI wieku specyficznego modelu państwa wielowyznaniowego. Nasi przodkowie byli prekursorami takiego modelu państwa, które pozostawiało człowiekowi wolność sumienia. Tacy myśliciele jak Paweł Włodkowic czy Stanisław ze Skalbmierza torowali w XV wieku drogę idei tolerancji. To jest nasze wyjątkowe doświadczenie historyczne. Kolejnym punktem ciężkości jest szczególny związek polskości i katolicyzmu, rozpoczęty w XVII wieku. Od tego momentu Kościół zawsze towarzyszył narodowi we wszystkich ważnych wydarzeniach patriotycznych. Oczywiście, należy pamiętać i szanować fakt, że byli w naszej historii, często niesłychanie zasłużeni, Polacy innych wyznań – prawosławni, protestanci czy Żydzi, ale trudno wyobrazić sobie historię Polski bez obrony Częstochowy, bez szczególnej roli Kościoła w okresie zaborów i II wojny światowej, bez kardynała Wyszyńskiego. Ostatnim etapem tego wyjątkowego związku jest pontyfikat Jana Pawła II i ruch „Solidarności”.

Przedstawiając historię Polski, nie da się uniknąć interpretacji. Choćby w nieśmiertelnej kwestii przyczyn upadku I Rzeczypospolitej.

Nie będziemy uciekali od spraw trudnych, kontrowersyjnych czy wstydliwych. Najlepszą polityką historyczną jest polityka zgłębiania prawdy. Jeśli zaś chodzi o przyczyny rozbiorów, to można się spierać, czy zawiniły tu głównie siły zewnętrzne czy wady ustrojowe. Niemniej z tego powodu, że system miał słabości, nie wynika, że był zły. Rozwijał się przecież od XIV wieku i upadł dopiero po przeszło 400 latach. To dłużej niż trwało imperium brytyjskie! Warto zwrócić uwagę na fakt, że Polska do XVII w. była krajem imigracyjnym. Ludzie zwykle nie przenoszą się tam, gdzie jest im gorzej. Chłopi niemieccy czy holenderscy osadzali się tutaj, uciekając z przeludnionej Europy Zachodniej, bo tu było lepiej. Mieszczanie robili dobre interesy w Krakowie czy Gdańsku. Żydzi i innowiercy przybywali, bo szukali wolności.

To podważa w jakimś stopniu dogmat o naszym stałym zacofaniu cywilizacyjnym i trawiących nas kompleksach niższości.

Nasz sposób oceny przeszłości jest uwarunkowany przez rewolucję przemysłową. W ciągu ostatnich trzystu lat największy postęp cywilizacyjny dokonał się w krajach zurbanizowanych, jednak w XVI wieku nie przepadano za miastami, bo były brudne i śmierdzące. Polski szlachcic czerpał zadowolenie z tego, że mógł siedzieć pod lipą, ucinać drzemkę i pisać wiersze. Nie zazdrościł Francuzowi, że mieszkał w Paryżu. Nie domagajmy się od naszych przodków, by posiadali naszą wiedzę. W XVI wieku wyższość Paryża nad Czarnolasem była wątpliwa.

To nie jedyny fenomen postponowanej w PRL Rzeczypospolitej szlacheckiej. Fascynująca jest na przykład jej wieloetniczność i wzajemne oddziaływania kulturowe.

Zależy nam, aby pokazać skomplikowaną strukturę, z której wyrosła polska kultura. Pamiętamy o unii polsko-litewskiej, ale zapominamy czasem o różnych tego konsekwencjach. Nie wiemy, że ogromną rolę na Litwie odgrywała kultura ruska. Mamy szesnastowieczne dokumenty pisane cyrylicą. Statuty litewskie były spisane w języku starobiałoruskim. Tu nie ma prostej ciągłości, jest za to wielowymiarowość. Mickiewicza traktujemy słusznie jako polskiego wieszcza narodowego, ale nie bez pewnych racji również Litwini i Białorusini uważają go za swojego poetę. Dla Mickiewicza bycie Polakiem i bycie Litwinem się nie wykluczało, a przy tym urodził się w granicach Litwy historycznej, obejmującej również i dzisiejszą Białoruś. Musimy mieć świadomość, że jesteśmy depozytariuszami starej, bogatej kultury, która nie jest naszą wyłączną własnością. I nic nam nie ubędzie, jeśli Litwin czy Białorusin potraktuje „Dziady” czy „Pana Tadeusza” również jako swoje dziedzictwo.

Jakie są najbliższe plany Muzeum?

Już 11 listopada zamierzamy otworzyć w gmachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego wystawę „Wojenne rozstania”. Będzie poświęcona II wojnie światowej widzianej przez pryzmat losów siedmiu zwykłych rodzin z wypędzeniami, zsyłkami i emigracją w tle.

Robert Kostro (1967), historyk, dziennikarz, publicysta, polityk. Od 2006 dyrektor Muzeum Historii Polski. Związany jest ze środowiskiem krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej. Publikował m.in. w „Rzeczypospolitej”, „Nowym Państwie” i „Tygodniku Powszechnym”.

Polski szlachcic nie zazdrościł Francuzowi, że mieszkał w Paryżu, którego wyższość nad Czarnolasem była wątpliwa.

Nasi przodkowie byli prekursorami takiego modelu państwa, które pozostawiało człowiekowi wolność sumienia.

Narody, które nie dbają o swoją historię, przestają odgrywać jakąkolwiek rolę, rozpadają się czy tracą tożsamość.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama