Życie ludzkie biznesem

Przyjęta ustawa o leczeniu niepłodności w wielu punktach jest nieetyczna, niezgodna z konstytucją i prawem europejskim. Skąd taki nagły pospiech w jej uchwalaniu?

Życie ludzkie biznesem

25 czerwca 2015 r. Sejm, a 10 lipca br. Senat przegłosował projekt liberalnej Ustawy o leczeniu niepłodności. O licznych jej wadach, niekonstytucjonalności i niezgodności z prawem europejskim z dr Joanną Banasiuk — wiceprezesem zarządu Instytutu na rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris” oraz analitykiem Karoliną Dobrowolską rozmawia Iwona Galińska

IWONA GALIŃSKA: — Ustawa została przyjęta przez Sejm i Senat. Środowiska liberalne triumfują, a premier rządu Ewa Kopacz jest szczęśliwa, że zwyciężyła wolność. Ale wolność na zasadzie „róbta, co chceta” jest bardzo niebezpieczna. Projekt tej ustawy jest jednym z najbardziej liberalnych w Europie. Czym zasłużył sobie na taką opinię?

JOANNA BANASIUK: — Jest to rzeczywiście jeden z najbardziej liberalnych projektów o zapłodnieniu in vitro, a nie o leczeniu niepłodności. Próbuje się nam wmówić, że dopiero wdrożenie tej ustawy spełni kryteria unijne. Będziemy mieli standaryzowane normy o ochronie komórek rozrodczych. Jest zupełnie odwrotnie. Prawo unijne jest bowiem o wiele bardziej restrykcyjne niż to, co nam się proponuje. Dyrektywy unijne szanują podstawowy ład, mówią bardzo wyraźnie, że należy zapewnić gwarancję wysokiego poziomu ochrony zdrowia ludzkiego. Odwołują się bezpośrednio do ochrony godności ludzkiej, do wartości, które mamy zagwarantowane w Karcie praw podstawowych Unii Europejskiej. Dają państwom członkowskim swobodę działania — można zabronić dystrybucji, oddawania i testowania komórek rozrodczych, można także pójść dalej w ich ochronie. Tym samym dyrektywy unijne nie sprzeciwiają się większej restrykcyjności ochrony tych komórek.

— Oddawanie i testowanie komórek rozrodczych stanowi newralgiczny problem. Łączy się z anonimowością dawcy, tak strzeżoną w polskim projekcie.

J.B.: — Dyrektywa unijna uwzględnia pewną specyfikę oddawania komórek rozrodczych, gamet żeńskich i męskich, i dlatego stwierdza, że w wypadku powołania nowego życia anonimowość dawcy nie powinna być zachowana. Państwa członkowskie mogą z niej zrezygnować. Polski projekt zakłada natomiast skrajne utajnienie dawcy. W przyszłości może to mieć tragiczne skutki. Brat i siostra, nie wiedząc o swoim powinowactwie, mogą wstąpić w związek małżeński. Anonimowość rodzica to także brak informacji o jego chorobach genetycznych. Każdy z nas ma także prawo do poznania własnej tożsamości. Jest to zagwarantowane zarówno w przepisach polskich rozwiązań normatywnych, jak i w przepisach prawa międzynarodowego.

— Dlaczego wobec dużego zagrożenia polscy promotorzy projektu optują za anonimowością?

J.B.: — Kilka miesięcy temu w artykule zamieszczonym w „Dzienniku Gazeta Prawna” można było przeczytać, że złamanie anonimowości uniemożliwiałoby dalszy dynamiczny rozwój przemysłu in vitro. Barierą byłaby możliwość obciążenia dawcy świadczeniami alimentacyjnymi. In vitro to wielki biznes.

— Mówi się także, że ustawa jest wstępem do stworzenia możliwości adopcji dzieci przez pary homoseksualne.

J.B.: — W projekcie ustawy zaproponowano przepis, który ma się pojawić w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym. Aby zostać ojcem w rozumieniu prawa, wystarczy podpis matki dziecka złożony na specjalnym oświadczeniu przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego. Jeżeli partner kobiety to potwierdzi, zostanie w świetle prawa ojcem. Otwiera to drogę do surogacji, handlu dziećmi, macierzyństwa zastępczego. Ustawa wyważa wiele drzwi, które do tej pory były zamknięte. To ukłon w stronę środowisk LGBT. Warto wiedzieć, że 3 maja br. w Brukseli odbyła się konferencja, na której przedstawiono obecny stan rzeczy i kierunki dalszego rozwoju instytucji surogacji, macierzyństwa zastępczego dla par homoseksualnych.

— Ustawa narusza także gwarancje konstytucyjne o ochronie życia, godności ludzkiej.

KAROLINA DOBROWOLSKA: — Ustawa uderza w podstawowe zapisy polskiej konstytucji. Przede wszystkim sprzeniewierza się ona art. 30., gwarantującemu każdemu człowiekowi ochronę godności, jak i art. 38., 39. i 40., dotyczącym ochrony zdrowia ludzkiego, zakazu eksperymentów medycznych dokonywanych na ludziach oraz nieludzkiego traktowania. Ustawa o in vitro dopuszcza selekcję zarodków, podział na te, które będą się prawidłowo rozwijały, i te, które ktoś, według sobie tylko znanych kryteriów, uzna za „niezdolne do prawidłowego rozwoju”. Otwiera to furtkę do dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. Ci gorsi potraktowani zostaną jako odpad medyczny lub surowiec do eksperymentów medycznych.  Ustawa tworzy także nieprzewidzianą w polskim prawie przesłankę do dokonywania aborcji. Ciąża rozpoczyna się od momentu poczęcia i polska ustawa o ochronie płodu ludzkiego wyraźnie chroni życie poczęte. Jeśli dopuścimy możliwość selekcji zarodków, okaże się, że powstaje kolejna możliwość przerwania ludzkiego życia, niemająca żadnego uzasadnienia w polskim prawie. Ustawa o in vitro jest sprzeczna ze wszystkimi gwarancjami, które w naszym prawie istnieją.  J.B.: — Gwarancje ochrony godności ludzkiej wyraźnie odnoszą się do człowieka w najwcześniejszej fazie jego życia. Nie możemy różnicować poziomu ochrony godności człowieka na podstawie fazy rozwoju jego życia. Podkreśla to jednoznacznie Trybunał Sprawiedliwości UE. Wypowiada się on za poszanowaniem godności embrionu ludzkiego. Te standardy nie są zachowane w ustawie o in vitro. Polska naraża się na niewłaściwe wdrażanie pomysłu prawa unijnego.

— Jesteśmy bardziej liberalni także w tym, że proponuje się tworzenie większej liczby zarodków niż w innych krajach europejskich.

J.B.: — Według polskiej ustawy, sześć zarodków to minimum. Im więcej się ich tworzy, tym większa jest skuteczność metody in vitro. U kobiety, która przekroczyła 35. rok życia, liczba zarodków może być jeszcze większa. Niemcy i Szwajcarzy dopuszczają tylko trzy zarodki, które są od razu wszczepiane kobiecie, nie mrozi się ich. U nas nie chodzi o podstawową gwarancję ochrony godności ludzkiej ani o dobro dziecka. Ważny jest jedynie komercyjny sukces metody in vitro.

— Sejm przegłosował projekt ustawy. Trafił on do Senatu, a tamtejsza Komisja Zdrowia zawnioskowała o odrzucenie go w całości. Niestety, Senat, w którym większość ma PO, również przegłosował projekt. Musi go jeszcze podpisać ustępujący prezydent Bronisław Komorowski, który deklarował, że to uczyni. Jakie są możliwości, aby nie dopuścić do przyjęcia tej ustawy?

J.B.: — Zarówno w świetle analiz przygotowywanych przez Instytut „Ordo Iuris”, jak i w świetle stanowiska Sądu Najwyższego, który jednoznacznie skrytykował ten projekt, ustawę należy skierować do Trybunału Konstytucyjnego. Jest ona sprzeczna z konstytucją nie tylko w sprawie poszanowania godności istoty ludzkiej w jej początkowej fazie życia. Dotyczy to także osób dorosłych, które są podmiotami tej procedury. Mówimy o naruszeniu ich prawa do prywatności, nietykalności cielesnej. Ustawa ta bowiem umożliwia pobranie komórek rozrodczych od osoby, która świadomie nie wyraziła na to zgody.

— Jaka jest skuteczność metody in vitro?

K.D.: — Oficjalnie podaje się, że 50 proc., ale to nieprawda. W rzeczywistości skuteczność ta waha się w granicach 23-25 proc. Dzieci, które rodzą się w wyniku tej metody, są często obciążone poważnymi wadami. Dwukrotnie wzrasta ryzyko porażenia dziecięcego, występują wady genetyczne. Kliniki nie informują o tym swoich pacjentów. Większość kobiet jest nieświadoma konsekwencji.  J.B.: — W klinikach, do których zgłaszają się osoby chcące skorzystać z metody in vitro, nie ma rzetelnej informacji. Wszystko wskazuje na to, że zawierają one z pacjentami umowy, w których w razie pomyłki jest specjalna klauzula zabezpieczenia się przed ewentualnymi roszczeniami pacjentów. W świetle obowiązującego prawa jest to wątpliwe i powinien się tym zająć prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.  K.D.: — W ustawie nie mówi się o ludzkich zarodkach, dzieciach we wczesnym etapie rozwoju, a jedynie o grupie komórek. Jest to zabieg stosowany przez propagatorów procedury in vitro, działających niejednokrotnie w interesie klinik stosujących tę metodę. Celem tego zabiegu jest manipulacja opinią publiczną — mówi się o tym, że ustawa jest tylko dla chętnych, że to wszystko kwestia sumienia. Jest to próba odczłowieczenia ludzkiego zarodka, by zwiększyć próg akceptowalności w społeczeństwie. Tymczasem nie mówimy tu o swoim widzimisię, lecz o faktach naukowych, które ewidentnie pokazują, że życie ludzkie zaczyna się w momencie poczęcia. Bawienie się w Boga — w Stwórcę często kończy się dramatem. Wystarczy przypomnieć sobie głośną sprawę prof. Bogdana Chazana. Przez aborcję chciano odczłowieczyć małego człowieka poczętego metodą in vitro, obciążonego poważnymi wadami.  Dlatego tak ważna jest akcja informacyjna. Mamy nadzieję, że dobra informacja na temat tej metody sprawi, że wielu ludzi zmieni o niej zdanie.

— W odniesieniu do in vitro wciąż używany jest termin „metoda leczenia niepłodności”. A z leczeniem nie ma to nic wspólnego...

K.D.: — Na pewno tą metodą niepłodności się nie leczy. Stwarza ona natomiast możliwości obejścia problemów związanych z niepłodnością. Zwrócił na to uwagę Sąd Najwyższy, który wskazał na wadliwą nazwę tej ustawy. Inne metody leczenia niepłodności, w tym coraz popularniejsza naprotechnologia, zostały w niej niemal pominięte. Naprotechnologii poświęcono zaledwie dwa lakoniczne przepisy.

— Kontrowersyjne są także koszty związane z tą ustawą. Jeden udany zabieg to 28 tys. zł z budżetu państwa.

K.D.: — Jest to wątpliwe moralnie, zwłaszcza wtedy, gdy niektóre leki dla chorych na raka nie są refundowane i gdy ciężko chorzy ludzie muszą czekać w długich kolejkach, aby otrzymać świadczenia nierzadko ratujące im życie. A in vitro, obarczone tak dużą nieskutecznością, poważnym ryzykiem uszkodzeń płodu, może być dotowane przez NFZ. Biorąc jednak pod uwagę osoby, które pracowały przy tym projekcie, prawdopodobne jest, że ustawa była pisana pod dyktando klinik in vitro.

— Własny projekt ustawy o in vitro zgłosił Jarosław Gowin...

K.D.: — Projekt ten to próba wyważenia różnych stanowisk. Odwołuje się on do ustaw, które obowiązują w Niemczech i w Szwajcarii. In vitro jest tam dozwolone, ale ograniczone dużymi restrykcjami. Dopuszczalne jest utworzenie maksymalnie trzech zarodków, zabronione jest ich zamrażanie oraz anonimowość dawców komórek rozrodczych, a refundacja obejmuje jedynie pary małżeńskie. W szwajcarskiej konstytucji zawarte są gwarancje godności dzieci poczętych tą metodą. W Niemczech gwarancji ustawowych nie ma. Ustawę w każdej chwili można zmienić, „rozmiękczając” jej przepisy. I okaże się, że nie trzy zarodki są dopuszczalne, ale sześć, a zamrażanie możliwe jest w wyjątkowych sytuacjach. W Polsce, chociaż konstytucja chroni ludzką godność, ustawa o in vitro została przyjęta przez Sejm. Grupy interesów są tak silne, że pomimo sprzeczności z polską ustawą zasadniczą ustawa obarczona tak licznymi błędami została zaakceptowana.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama