Spotkanie na moście

Duszpasterstwo dzieci i młodzieży niepełnosprawnej intelektualnie to w dużej mierze praca z rodzicami. Jest to więc katecheza rodzinna, w której duszpasterz pomaga i którą nakierunkowuje

Z ks. prof. Andrzejem Kicińskim z Katedry Katechetyki Szczegółowej i Współczesnych Form Przekazu Wiary Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego rozmawia Monika Lipińska.

Na czym polega posługa Księdza dzieciom i młodzieży niepełnosprawnej intelektualnie?

Chyba można mówić o kilku jej wymiarach. Na początku byłem katechetą i spowiednikiem dzieci, ale dość szybko odkryłem, że moim powołaniem jest bycie katechetą rodziców. To oni wykonują większość pracy edukacyjnej. Ja przez katechezę rodzinną tylko im asystuję na drodze rozwoju religijnego. Trzeci wymiar to prowadzenie studiów doktoranckich dla kapłanów i świeckich, których przygotowuję do towarzyszenia duchowego rodzinom z osobami z różnymi niepełnosprawnościami.

Rodzicom zależy na katechizacji i przystąpieniu niepełnosprawnych intelektualnie dzieci do sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego?

Wygląda to tak samo, jak w przypadku wszystkich rodziców. Dla większości życie duchowe ich dziecka jest bardzo ważne, a troska o nie oczywista. Niektórzy kierują się w pierwszym rzędzie względami społecznymi - „bo do Komunii przystępuje cała klasa”. W przypadku rodziców dzieci z niepełnosprawnością jest też podejście, które można by nazwać magicznym: utożsamiają swoje pociechy z aniołkami, które nie grzeszą, i w związku z tym nie są przekonani, że powinny się spowiadać. Bywa, że gdy sami zaobserwują później owoce, jakie zaczyna przynosić edukacyjny aspekt przygotowań do I Komunii św. i bierzmowania, tzn. dziecko zaczyna rozróżniać dobro od zła, potrafi przeprosić itd., zaczynają to doceniać.

Jak w rozmowie z rodzicami, którzy mają wątpliwości, uzasadnia Ksiądz tę potrzebę?

Uczę się tego od samych rodziców. Jeżeli się ze mną kontaktują, to nawet jeśli mają jakieś uwagi na „nie”, są już na dobrej drodze. Często mówią po prostu: chcielibyśmy, żeby nasze dziecko przyjęło I Komunię św., bo kiedy nas zabraknie, to już Pan Bóg będzie nad nim czuwał. Albo jako argumenty na „tak” przywołują przeżycia ze swojej I Komunii św., mówią, czym dla nich jest wiara. To proste, ale przekonujące argumenty.

Jeśli szukają pomocy u Księdza, znaczy to, że nie mają jej w parafii?

Najczęściej powód jest prozaiczny - czują skrępowanie zachowaniem dziecka, które nie jest w stanie usiedzieć w kościele, a dodatkowo np. cały czas coś mówi albo pluje. Zwykle jednak o możliwości indywidualnego przygotowania dowiadują się od innych rodziców będących w takiej samej sytuacji, którzy opowiadają, jak wyglądała Komunia św. ich dziecka, dlaczego warto zrobić to w taki sposób. Można więc powiedzieć, że rodzice są katechetami innych rodziców.

Chociaż każdy przypadek jest inny, rodzice zawsze przeżywają wiele dylematów. Zwykle wiedzą, jak ważny jest aspekt sumienia dziecka i zawierzenia go Bogu. Mniej oczywista dla nas, dorosłych, pozostaje sprawa relacji niepełnosprawnych intelektualnie dzieci z Panem Bogiem. Dla dzieci - zapewniam - jest bardzo prosta. Przypominam rodzicom, że to Jezus prosi: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”. Jest w tych słowach wielka mądrość, ponieważ jeśli nie nauczy się człowieka w okresie dziecięcym dokonywać wyboru między dobrem a złem, jeśli wtedy nie pracuje się na jego dobrze pojętej wolności religijnej, to później, gdy dokonywanie wyborów pozostawia się jemu, może okazać się, że wychowanie poszło w innym kierunku. Przypominają mi się słowa pewnego dyrektora szkoły, który powiedział kiedyś w rozmowie ze mną, że to dzięki lekcji religii jego uczniowie mają rozróżnienie dobra i zła, bo matematyk czy biolog tego nie nauczy.

Rodzicom łatwiej zadecydować, jeśli dziecko chodzi do tzw. placówki dla dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych?

Mam bardzo dobre doświadczenie współpracy ze szkołami specjalnymi. Zachowana jest w nich triada między nauczaniem, kształceniem a wychowaniem, a człowiek traktowany jest całościowo - od wymiaru fizycznego, poprzez intelektualny, po religijny, z czym wiele szkół masowych ma problemy. Pracują w nich specjaliści i każdy, także nauczyciel wspomagający, rehabilitant czy katecheta, jest ważnym ogniwem nauczania; oni wiedzą, że ich uczniowie wymagają specjalistycznego, ale też stałego kontaktu i stymulacji. Nauczyciele religii zatrudnieni w szkołach specjalnych na terenie diecezji siedleckiej studia w zakresie katechetyki specjalnej w większości ukończyli na KUL.

Pamiętam pierwszą grupową spowiedź dzieci z SOSW w Baczkowie, które przygotowywałem, dojeżdżając do parafii Zwola Poduchowna w latach 1998-2001. Proboszcz ks. kan. Włodzimierz Tendorf i katecheta Janusz Zboina świetnie ją zorganizowali. Tworzyliśmy czarno-białe tablice jako narzędzia wspierające komunikację dzieci. Żeby czuły się w kościele dobrze, cała podłoga została zasłana dywanami. W pamięć zapadła mi też I Komunia św. dla dzieci z autyzmem z bialskiego stowarzyszenia „Wspólny Świat” kierowanego przez Annę Chwałek, przygotowana wspólnie z ks. kan. Henrykiem Jakubowiczem i katechetką Barbarą Arseniuk. Uroczystość była dopracowana w szczegółach, niedawno ta młodzież przystąpiła do sakramentu bierzmowania. Kadra przygotowuje dzieci rokrocznie do I Komunii św.

W jaki sposób przebiega indywidualne przygotowanie np. dziecka z autyzmem do I Komunii św.?

Pierwsze katechezy prowadzone w kościele są krótkie - trwają 8-15 min., np. opowiadam o chrzcielnicy, ołtarzu. Pozwalam dziecku wybrać miejsce, w którym dobrze się czuje, i przyzwyczajam je do niego - tutaj prowadzimy kolejne katechezy. Stopniowo wprowadzam w czytanie słowa Bożego, dużo mówię o przeproszeniu Pana Boga, oglądamy konfesjonał, stułę. Tak to wygląda w dużym skrócie. Doświadczenie tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że daremna jest moja praca, jeśli katechezy nie ma w domu, dlatego proszę rodziców, by ją kontynuowali. Musi być zatem rozmowa i ścisła współpraca z rodzicami. Nazywam to spotkaniem na moście.

Osobie z boku może się wydawać, że trudność w komunikowaniu to bariera nie do pokonania.

Przy niepełnosprawności intelektualnej mamy cztery stopnie: lekki, umiarkowany, znaczny i głęboki, ale w Kościele ta klasyfikacja nie jest nikomu potrzebna. Dla mnie ważna jest osoba i poziom, na jakim mogę się z Piotrem czy Agatką porozumiewać. Każde z dzieci ma swój niepowtarzalny sposób wyrażania myśli, reagowania, zachowania, zaczynamy zatem od spotkania z rodziną, by poznać dziecko i ustalić sposób komunikowania się z nim. Robię to zawsze z grupą specjalistów. Jest dużo sposobów komunikacji, zawsze jednak ma on charakter indywidualny; piktogramy czy znaki PCS to nie wszystko. My, dorośli, zazwyczaj szukamy drogi na skróty. A dziecko chce być traktowane normalnie, np. móc się wygadać po swojemu, powiedzieć o swoich problemach.

Głębszy stopień niepełnosprawności wymaga większej pracy. Uprzedzę pytanie, czy takie osoby mogą przyjmować Komunię św. W dokumencie „Sacramentum Caritatis” Benedykt XVI pisał, że osoby, z którymi nie ma żadnej komunikacji, przyjmują Komunię św. w wierze rodziców lub wspólnoty wierzących. Jeśli zatem pragną tego rodzice albo inni bliscy, możemy im udzielić Komunii św. Zawsze potrzebna jest wspólnota. Sparaliżowanego człowieka przyniosło na drzwiach do Pana Jezusa także kilka osób.

Które z Komunii szczególnie zapadły w pamięć?

Znam po imieniu wszystkie dzieci, które przygotowywałem do I Komunii św. indywidualnie, ich rodziców. Z większością utrzymuję kontakt, towarzyszę w przygotowaniach do bierzmowania. Zaprzyjaźniłem się z Michałem, który po przyjęciu Pana Jezusa, nie mogąc wypowiedzieć werbalnie słowa „amen”, spojrzał na mnie i pocałował w rękę. Nie zapomnę niezwykłej spowiedzi Tymka, który tak bardzo chciał rozmawiać, że stworzyliśmy na jego potrzeby nowe piktogramy. Spotkanie przy konfesjonale, które miało być spowiedzią próbną, przerodziło się, za zgodą proboszcza, w pełną spowiedź. Z łzą w oku wspominam pana Zenka Niewęgłowskiego, któremu bardzo zależało, by jego syn - autystyk - budował swoje życie na Bogu. Dopilnował przygotowań do jego I Komunii św., jakby przeczuwał, że on sam wkrótce odejdzie. Będąc po 40, dostał zawału...

Czego nauczył się Ksiądz, pracując z osobami niesprawnymi intelektualnie?

Żeby nie traktować ich jako wieczne dzieci, tylko zgodnie z wiekiem. Kiedy ma 15 lat, jest młodym chłopakiem, dziewczyną, a nie dzieckiem. Poważną pracą wychowawczą czy religijną z nimi warunkuje rozmowa o problemach, które dotykają tego wieku, mimo że nam się wydaje, że on czy ona czegoś nie rozumie. Jeśli im się tego nie mówi, nie kształtuje się ich odpowiedzialności.

Nabożeństwa organizowane tylko dla nich są potrzebne?

Ks. kan. Franciszek Rozwód z Wrocławia przez kilka lat przed śmiercią (zmarł w wieku 104 lat) często dzwonił do mnie z prośbą, bym towarzyszył duchowo rodzicom niesprawnych intelektualnie dzieci. Odprawiał takie Msze w niedziele o 15.00. Pewnego razu zwierzył się ze swoich wątpliwości. Otóż jeden z autystów, Wojtek, upodobał sobie pewien konfesjonał - chował się w nim i siedział tam całą Mszę. Uznaliśmy, że trzeba mu na to pozwolić. Chłopiec nie chciał zbezcześcić tego miejsca, tylko się w nim wyciszyć.

Takie Msze są zatem potrzebne. Jestem jednak za tym, by w miarę możliwości wprowadzać niepełnosprawnych we wspólnotę, ale to zadanie dla duszpasterstwa, które musi otworzyć się na tych ludzi. Dobrym przykładem jest kościół akademicki KUL, gdzie nikt nie ma problemu z akceptacją takich dzieci. One też czują się tutaj dobrze. Tak jak piktogramy piszemy na rok, dwa, bo zmienia się zakres komunikacji, tak samo konieczny jest progres, jeśli chodzi o obecność w kościele, bo dziecko ma potrzebę poznać nowych ludzi albo schować się w nowym konfesjonale, jak Wojtek.

Dziękuję za rozmowę.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama