reklama

Wow...

ks. Tomasz Jaklewicz ks. Tomasz Jaklewicz

dodane 27.08.2025 14:32

Dlaczego Twoi uczniowie nie poszczą? Styl życia uczniów Jezusa musiał odbiegać od standardów religijności popularnej wśród faryzeuszów. Jezus w odpowiedzi na zaczepkę nie wchodzi w dyskusję o postach, ale zwraca uwagę na coś zupełnie innego. Akcentuje nowość tego, co On jako Mesjasz przynosi. I porównuje siebie do oblubieńca, któremu towarzyszą weselnicy. „Czy możecie nakłonić gości weselnych do postu, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli”. To odwołanie się do symboliki weselnej jest zrozumiałe tylko w biblijnym kontekście zapowiedzi mesjańskich. Pomaga także znajomość żydowskich tradycji weselnych. A żydowskie wesela trwały długo, siedem dni świętowania w gronie rodziny i przyjaciół.

Jezus porównuje czas swojego objawienia do tygodnia weselnego. W czas wesela, nie wypada pościć. Kim są goście weselni? W oryginale jest tu wyrażenie „synowie komnaty weselnej”. W żydowskiej tradycji nazywano tak przyjaciół pana młodego (drużbowie), którzy przygotowali dla niego komnatę weselną i usługiwali podczas wesela. Na czas świętowania zaślubin byli zwolnieni z wykonywania niektórych obowiązków religijnych i z całą pewnością nie pościli. Kulminacją wesela była noc poślubna. Wtedy to pan młody opuszczał swoich przyjaciół i spędzał noc poślubną w komnacie małżeńskiej. Łącząc się ze swoją żoną, zostawiał synów komnaty małżeńskiej „w żałobie” po stracie przyjaciela. Dzień, w którym „zabiorą” oblubieńca, oznacza dzień śmierci Jezusa.

Jest w tym obrazie coś szokującego i zarazem porywającego. Jak można porównywać hańbiącą śmierć na szubienicy krzyża z nocą poślubną? Kluczem jest miłość. Jezus nie umiera jak zwykły skazaniec niesprawiedliwe zasądzony na śmierć. On jako Bóg-Oblubieniec daje siebie w miłości. Daje swoje ciało i krew. Chce w ten sposób zjednoczyć się z oblubienicą, którą jest Kościół. Chce mojej miłości, mojego ciała i krwi. Ta namiętna „szalona miłość” (tak nazywał ją św. Izaak Syryjczyk „manikos eros”) jest owym „młodym winem”. Starym winem było rozumienie Boga jako Ojca, a nas jako jego dzieci. Takie wino jest dobre, ale chcemy również innego.

Człowiek nie może karmić się tylko miłością rodzicielską. Potrzebujemy innej miłości – oblubieńczej, partnerskiej, wzajemnej, przyjacielskiej. Takiej, która uderza mocno do głowy jak młode wino. W Jezusie Bóg przychodzi nie jako nasz Ojciec, Prawodawca czy Sędzia, ale jako zakochany Pan Młody, który pragnie gorąco naszej miłości, chce zjednoczenia, bliskości, oddania. Daje wszystko i chce wszystkiego. Asceza, posty mają sensy tylko jako tęsknota za wielką miłością. Celem chrześcijańskiego życia nie jest ostatecznie wyrzeczenie, ale zjednoczenie, zatopienie się w miłości bez granic. Życie jako przygotowanie na noc poślubną trwającą na wieki. Wow…

1 / 1

reklama