reklama

Irytujący Samarytanie

ks. Michał Kwitliński ks. Michał Kwitliński

dodane 29.09.2025 13:16

Uczniowie mieli przygotować pobyt Pana Jezusa w miasteczku samarytańskim. To konkretne zadanie, które staje się symbolem ich misji, a zarazem misji wszystkich chrześcijan w świecie. Mamy przygotować świat na Jego przyjście. Nie chodzi tylko o drugie przyjście Pana Jezusa, czyli Paruzję, potocznie i niezbyt poprawnie zwane „końcem świata”. Pan Jezus już przychodzi, teraz. Jest obecny w świecie, poprzez swoją prawdę, poprzez sakramenty. Zadaniem Kościoła jest czynić obecnym Chrystusa, przekazując naukę wiary i sprawując sakramenty. Wielu ludzi jednak w ogóle nie jest gotowa na Jego przyjęcie. Naszą, uczniów Chrystusa rolą, jest ich przygotowywać. Jest to zadanie piękne, a zarazem frustrujące. Bo i świat czasem, podobnie jak Samarytanie, mówi, że nie interesuje ich jakiś Jezus z Nazaretu. Odrzucają Go, czasem ze złością lub pogardą. Może nas wówczas ogarnąć gniew, jak Jana i Jakuba.

Samarytanie wywodzili się z Izraela, a ich religia była mieszanką elementów religii mojżeszowej i pogańskich kultów. Miasteczko Samarytan to dobra metafora cywilizacji Zachodu, niekiedy nazywanej postchrześcijańską. W naszym świecie prawda chrześcijańska miesza się z ideologiami, będącymi na ogół tegoż chrześcijaństwa wypaczeniem. Podkreślamy ludzką godność i wolność, a następnie w imię wolności depczemy godność, jak to ma miejsce w przypadku zabijania dzieci nienarodzonych. Rzekomo bronimy godności, niezwykle wyczuleni, aby nie urazić członków żadnej mniejszości i w imię tego bezmyślnie pozwalamy, aby państwo ograniczało wolność wyznania czy wolność słowa. Wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka, łączy się ze skrajnym indywidualizmem, wielkie ideały ze skrajnym materializmem.

Uczniowie nie wytrzymali wobec bezczelności Samarytan. Ci półpoganie nie tylko nie szanują świętego prawa gościnności, ale odrzucają ich Nauczyciela! Sama reakcja jest zrozumiała, dobrze że kochają Pana Jezusa, nie chcą pozwolić, aby traktować Go bez szacunku. Jednak to, co proponują, kierowani gniewem, pokazuje, że oni sami muszą jeszcze wiele się nauczyć. Po pierwsze panowanie nad emocjami. Widać, że to jeszcze młodzi ludzie, z natury porywczy, dają się zaślepić gniewowi. Uczeń Chrystusa powinien starać się o ludzką dojrzałość, aby jego sercem kierował prawy rozum, a nie tylko uczucia. Ale sprawa jest głębsza. Uczniowie jeszcze sami dobrze nie znają Pana Jezusa. Brakuje im wiary. Chcą sięgnąć po metody zupełnie nie odpowiadające duchowi chrystusowemu. Nie jest jasne, czy uczniowie spodziewali się, że rzeczywiście są w stanie ściągnąć ogień z nieba. Może chodziło im o wygłoszenie rytualnego przekleństwa, a może po prostu zamierzali podpalić parę domów i dać temu sankcję nadprzyrodzoną. Może gdzieś w głowie mieli historię Sodomy i Gomory i wyciągnęli wniosek, że Boża sprawiedliwość oznacza anihilację tego, kto Bogu się sprzeciwia. Rzeczywiście, historia sprzed tysiącleci mówi, że grzech ściąga katastrofę. Zawsze, dziś również. Sam grzech jest katastrofą, odwrócenie się od Boga jest tragedią, nawet jeśli ogień nie spada z nieba. Bóg go nie zsyła, sami go ściągamy. Czasami konsekwencje stają się widoczne od razu. Bez przerwy gdzieś w świecie ogień spada z nieba, czasem dosłownie, w niekończących się wojnach, których źródłem ostatecznie zawsze jest grzech. Innym razem skutki niszczenia własnej duszy grzesznik odczuwa dopiero po czasie, może po śmierci.

Uczniom wydaje się jednak, że mogą Panu Bogu podpowiedzieć, jak należy wykonywać sprawiedliwość, albo wręcz Go wyręczyć. Tylko, że robią to na swój sposób, daleki od Bożej sprawiedliwości. Pan Jezus zdecydowanie im zabrania wchodzenia w Jego kompetencje, bo są skrajnie niekompetentni.

Nie jesteśmy od wykonywania Bożej sprawiedliwości. Wystarczy, że staramy się żyć cnotą sprawiedliwości w relacjach między nami. A i tutaj, Jezus uczy nas, że  sprawiedliwość powinna być, jak w Bogu, połączona z miłosierdziem.

Wracając do wioski Samarytan. Gdyby uczniowie na spokojnie zastanowili się nad sytuacją (może to zrobili po burze jaką dostali od Nauczyciela), pojęliby absurdalność swojego projektu. Celem Pana Jezusa jest nawrócenie ludzi do miłosiernego Boga. Spopieleni Samarytanie się nie nawrócą. Gdyby zaś przeżyli, to  w najlepszym wypadku skojarzyli by pożar z Jahwe – mścicielem, a nie miłosiernym Ojcem. Pan Jezus działa aby osiągnąć cel, a nie wyładować emocje.

Kiedy ogarnia nas oburzenie czy smutek wobec różnych obiektywnie negatywnych zjawisk w naszym społeczeństwie przypomnijmy sobie scenę z dzisiejszej Ewangelii. Tak, wielu ludzi odwraca się od Boga lub w ogóle Go nie szuka, co ma swoje konsekwencje. Nie jest to powód, żeby przeklinać czy nienawidzić otaczającego nas świata, a w szczególności ludzi. To tak jakby lekarz przeklinał chorego, za to że jest chory. Przekujmy oburzenie na modlitwę i pozytywne działanie. Czasami zaś trzeba ominąć wioskę, która jeszcze nie dojrzała do przyjęcia Pana Jezusa, z nadzieją, że kiedyś się to jednak stanie.

1 / 1

reklama