Bolesna miłość. Gdy seksualność dzieli małżonków - fragmenty
Idea płci i wyrażające ją praktyki uległy z biegiem czasu znaczącym przemianom. Przesłanie chrześcijańskie zawsze czerpało ze źródła ewangelicznego, aby przyczynić się do wyzwolenia ludzkiego i religijnego potencjału płci od negatywnych uwarunkowań, jakie przynosiły (i wciąż przynoszą) zmieniające się czasy; ale również doceniało pozytywne przesłanki wnoszone przez każdą epokę i każdą sytuację dziejową.
W przeszłości zazwyczaj podkreślano obowiązek, wysiłek, poświęcenie, zaangażowanie, odpowiedzialność. Mogło to w niektórych przypadkach prowadzić do uwięzienia w „klatce superego”, uniemożliwiającej budowę ja zrównoważonego, spokojnego i pogodnego. Interpretacja etyki, w której przeważało poczucie obowiązku, dominowała także w kulturze katolickiej. Przez wiele wieków żyć moralnie oznaczało poddać się prawu, podporządkować się serii norm dyktowanych przez jakiś autorytet. Należało zachowywać wierność określonym zobowiązaniom wobec osób i instytucji. W dziedzinie płciowości, chodziło o wierność opartą nie na miłości, ale na wysiłku woli, na panowaniu nad namiętnościami. Także w życiu małżeńskim należało stosować te kryteria, pozostając wiernym wyznaczonym rolom.
Ta wypaczona interpretacja etyki chrześcijańskiej nie brała pod uwagę drugiej osoby, negowała ją. Według tej interpretacji tylko dwa czynniki liczyły się w grze: ja i obowiązek; druga osoba była tylko przedmiotem służącym realizacji własnych założeń etycznych, narzędziem uspokajania własnego sumienia. Potrzeby, pragnienia, wewnętrzne impulsy — wszystko to zostało zanegowane w imię „obowiązku”. Związek między dwiema osobami stawał się przez to pusty i martwy. Jak małżonkowie mogli czuć się spełnieni i szczęśliwi, jeśli budowali swój związek tylko i wyłącznie na stłumieniu predyspozycji obojga i każdego z nich z osobna? Jak mogli pomnażać pragnienie bycia razem, jeśli nie towarzyszyła temu radość i entuzjazm? Wiele robiono, by wychować do bólu, do cierpienia, do wysiłku. Bez wątpienia jest to bardzo ważne. Ale równie ważne jest wychowanie do rozkoszy. Często również religijne podejście do tematu wychowania do rozkoszy opiera się w większym stopniu na tych zamiarach moralizatorskich, niż na pragnieniu przekazania w sposób niezafałszowany przesłania ewangelicznego. To przesłanie, jak wiemy, nie zmierza do wychowywania osób stłamszonych i sfrustrowanych, ale mężczyzn i kobiet bogatych radością i świadomością.
Dziś, z wielu względów, podkreśla się wartość wzajemności i związku. Jesteśmy świadkami ogólnego dowartościowania relacji międzyosobowych, przy czym coraz więcej uwagi poświęca się otwarciu na innego, na dialog, na spotkanie. Oczywiście, stajemy wobec zdecydowanego uznania prymatu osoby, ale pojawiają się też nieustanne, krzywdzące próby sprowadzenia jej do roli instrumentu. Wystarczy pomyśleć o rozwiniętym do ostatnich granic konsumizmie (posuwającym się niejednokrotnie do „urzeczowienia” osoby), o fenomenie masyfikacji wywołanym odejściem od tradycji, korzeni, utratą przynależności, o potędze uwarunkowań stwarzanych we wszystkich dziedzinach życia przez wszechobecne media, o pojawieniu się relatywizmu moralnego prowadzącego do nieznającego granic subiektywizmu.
W tym kontekście także sprawy seksu i miłość zostają upodlone, potraktowane nadzwyczaj powierzchownie i podporządkowane pseudowartościom, takim jak kariera, konsumizm, żądza pieniędzy, pewien rodzaj władzy, przy czym zapomina się raz jeszcze o właściwie pojmowanej, intensywnej rozkoszy, rozumianej jako zaspokojenie potrzeb i fundamentalnych pragnień w pełnej i twórczej realizacji osoby. Poszukuje się seksualności, często rozpaczliwie, ale zniekształca się jej najgłębszy sens. W ten sposób, także w relacji między dwiema osobami, może się zrodzić wiele rodzajów zniewolenia: fałszywe przekonania, przesądy, ograniczenia, egoizmy... Małżonkowie znajdują się w niebezpieczeństwie popadnięcia w stereotypy, identyfikujące na przykład męskość z częstotliwością stosunków płciowych czy kobiecość z możnością wyzwalania podniecenia. Seks bywa widziany wyłącznie jako dobro konsumpcyjne, jako spektakl, droga ucieczki od rzeczywistości lub rozrywka. Kultura współczesna dąży do rozdzielenia funkcji kopulacyjnej i prokreacyjnej, co ma poważne konsekwencje społeczne, psychiczne i moralne, obecnie widoczne i oczywiste już na każdym kroku.
A przecież osoba, która jest przy nas jako współmałżonek jest kimś do przyjęcia, do zaakceptowania i do pokochania.
Chrześcijańska wizja spraw płci może nam pomóc w przezwyciężeniu opozycji, umieszczającej relację mężczyzny i kobiety pomiędzy obowiązkiem a konsumpcją.
Na każdej drodze rozwoju pojawiają się przeszkody. Ich pokonanie pozwala na znalezienie się na wyższym poziomie integracji, na pogłębioną interakcję afektywną, na nieznaną wcześniej zdolność do wspólnoty w różnorodności. Miłość małżeńska jest ze swej natury jedyna i nierozwiązywalna. Cała energia małżonków musi być nakierowana na umacnianie tego związku, rozpoczętego wraz z Bożym błogosławieństwem. To wszystko ma sens na bliższą i na dalszą metę, nawet jeśli w chwili obecnej nie potrafimy go pojąć. Nasze refleksje mają pomagać w formułowaniu pytań, sugestii i pragnień, otwierając przed nami nowe perspektywy.
opr. aw/aw