Sprawa czternastolatki - Agaty z Lublina, podżeganej przez środowiska "postępowe" do usunięcia ciąży
Współczuję moim przyjaciołom, pracującym w „Wyborczej”, z powodu tego, co wyprawiali w ostatnich dwóch tygodniach ich szefowie. Publikowanymi dzień w dzień tekstami na oczach całej Polski usiłowali doprowadzić do zabicia dziecka 14-letniej Agaty z Lublina.
Czternastolatka miała wątpliwości, czy powinna dziecko zabić. Jednak silnie ją w tej sprawie naciskała matka, a później również feministki z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Ruchy obrony życia zawiadomiły więc prokuraturę, a ta wszczęła śledztwo w sprawie nakłaniania dziewczyny do aborcji. Do wyjaśnienia sprawy Agata miała zostać umieszczona w pogotowiu opiekuńczym w Lublinie.
Ponieważ dziecko nadal żyło, Agata stała się symbolem walki o wolność zabijania nienarodzonych ludzi. Feministek nie obchodzi, że z syndromem poaborcyjnym 14-latka będzie musiała się zmagać do końca życia. Zwolennikom aborcji nie zależy na dobru tej dziewczyny. A obrońcy życia, którzy naprawdę chcą Agacie pomóc, zostali z niezwykłą wściekłością opluci przez „Gazetę Wyborczą”.
„Małoletnia jest w 11. tygodniu ciąży, a prawo zezwala na zabieg do 12. tygodnia” — przypominała co dzień „Wyborcza”, jednoznacznie sugerując, że wkrótce na zabicie dziecka zgodnie z prawem będzie za późno. Teksty „Wyborczej” były jak codzienne doniesienia z frontu.
Wystarczy wziąć do ręki pierwszą z brzegu „Wyborczą” sprzed tygodnia. Ja mam przed sobą egzemplarz z piątku 13 czerwca. Połowa drugiej strony to lament redaktorów nad zacofanymi rodakami, którzy mają coś przeciwko zabijaniu dzieci przed urodzeniem. A co znalazło się po sąsiedzku na drugiej połówce tej strony? Dramat jeżyków w Opolu! Tym podobnym do jaskółek ptakom wielki baner festiwalu opolskiego zasłonił dostęp do gniazd. Na dramatycznej fotografii widać, że jeżyki bezradnie latają przed rozpiętym banerem. „To straszne”, „Czy życie i ochrona ginącego gatunku ptaków jest mniej warte niż balanga polskich gwiazdeczek?”, „Za kilka dni znajdziemy pod tą ścianą martwe pisklaki” — cytuje „Wyborcza” oburzonych ludzi.
W innych okolicznościach tekst o jeżykach czytałoby się znakomicie. Ale nie w tym upiornym zestawieniu z zapiekłą walką o prawo do zabijania ludzi.
Cała awantura zaczęła się od tekstu „Odmówili aborcji zgwałconej 14-latce” w „Wyborczej” z 7—8 czerwca. Według gazety, dziewczyna chciała dokonać aborcji w szpitalu przy Inflanckiej w Warszawie, ale niespodziewanie przyjechali tam ksiądz z Lublina i działacze organizacji pro-life. Gazeta grzmiała: „Gdy do lecznicy przyjechali przeciwnicy aborcji, rozpętało się piekło. — To był koszmar — opowiada pracownica. — Oni ją zaszczuli. (...) Gdybyśmy zrobili ten zabieg, moherowe berety by nas zjadły” — napisała „Wyborcza”.
Przedrukowały to w Internecie portale informacyjne. Sformułowanie „gwałt na 14-latce” oddziałuje na emocje. Zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma tych spraw do końca przemyślanych i uważa, że w takiej sytuacji można jednak małego człowieka zabić. Internet zawrzał więc od ciężkich wyzwisk pod adresem księży i świeckich katolików. Agresywne ataki na obrońców życia podchwyciły też inne media, m.in. „Newsweek” i „Polityka”.
Informacja „Wyborczej”, że dziecko zostało poczęte w wyniku gwałtu, okazała się jednak wkrótce kompletną bzdurą. Ojcem dziecka jest 15-letni chłopak Agaty. „Oboje oświadczyli nam, że odbywali stosunki dobrowolnie” — powiedział nadkomisarz Janusz Wójtowicz, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie.
Ośmieszona „Wyborcza” z początku zaczęła się wycofywać z mówienia o gwałcie. Winę za błąd zwaliła na feministki z Federacji Kobiet i Planowania Rodziny, które przekazały taką informację. Ale w kolejnych dniach znów do twierdzenia o gwałcie wróciła. Jej dziennikarze stosowali w artykułach dziwaczne konstrukcje słowne: „Agata twierdzi, że zeznała, że została zgwałcona”. Albo powtarzali za matką dziewczynki, że „stosunek był wymuszony”. Nie wyjaśniali jednak, dlaczego młodzi rodzice mówili policjantom o stosunkach w liczbie mnogiej.
Choć to nie był gwałt, seks Agaty i jej chłopaka jest „czynem zabronionym” — bo dziewczyna nie skończyła 15 lat. W takim wypadku polskie prawo pozwala na zabicie dziecka. Wyszło jednak na jaw, że Agata oświadczyła, że chce urodzić to dziecko. Naiwni mogli się spodziewać, że „Wyborcza” pod ciężarem prawdy się wycofa. Niestety, nie ten adres. Gazeta zaczęła wtedy ubolewać, że 14-latka... często zmienia zdanie. A dziennikarka Lidia Ostałowska ogłosiła na łamach, że w takim razie wiele do powiedzenia w sprawie aborcji ma matka 14-latki, „bo niezależnie od decyzji będzie ją ponosić razem z nią”.
Agata ciężko znosiła rozłąkę z mamą. Mama odwiedzała ją jednak w szpitalu. Wkrótce dziewczyna znów zgadzała się na aborcję.
Lidia Ostałowska grzmiała w „Wyborczej”: „Jeszcze trochę i ludzie zaczną obstawiać — urodzi albo nie urodzi. A to przecież nie nasza sprawa!”.
Pomimo tej deklaracji „Wyborcza” nadal codziennie pisała o ciąży Agaty, jakby do wściekłości doprowadzał jej redaktorów fakt, że dziecko wciąż żyje. 14-latka dostała się ostatecznie znów pod skrzydła matki. A Narodowy Fundusz Zdrowia oświadczył, że może pomóc w wyborze szpitala, w którym dziecko zostanie uśmiercone.
Działania „Wyborczej” przypominają schemat, który doprowadził do prawnego uznania zabijania dzieci w wielu krajach. Tak było w USA: tam o zbiorowym zgwałceniu przez bandę kłamała Norma McCorvey, która w czasie słynnego procesu „Roe kontra Wade” występowała pod pseudonimem Jane Roe. Po latach przyznała się do kłamstwa. Nią też posługiwały się organizacje feministyczne. Udało im się: od dnia legalizacji zabijania dzieci w 1973 r. w USA zginęło już ok. 43 mln dzieci.
Amerykańscy obrońcy życia z agencji „LifeSiteNews” napisali w swoim serwisie internetowym, że sprawa Polki Agaty „jest najnowszym przykładem schematu postępowania często stosowanego przez działaczy organizacji proaborcyjnych”. Schemat ten polega na „wyszukiwaniu młodej dziewczyny w ciąży, najlepiej ofiary gwałtu, po to, by posługując się jej dziecięcym wizerunkiem, forsować legalizację aborcji”. Ten schemat został zastosowany w Nikaragui i Kolumbii.
„Wyborcza” i „Newsweek” przeprowadziły nawet wywiady z 14-latką. Skrytykowała je za to Rada Etyki Mediów. Tymczasem obrońcy życia milczeli, bo czuli się w obowiązku zachować dyskrecję i nie trąbić na cały świat o jej moralnych dylematach. Dopiero po tygodniu medialnej nagonki odezwał się ks. Krzysztof Podstawka z diecezji lubelskiej. To dyrektor Domu Samotnej Matki, którego „Wyborcza” oskarża o nękanie 14-latki. Ksiądz pokazał na konferencji prasowej odręczny list od Agaty ze słowami: „Serdecznie zapraszam księdza Krzysztofa Podstawkę do siebie do szpitala w odwiedziny. Post scriptum: może ksiądz wpadać, kiedy ksiądz chce”. Ksiądz zachęcał Agatę do urodzenia i proponował jej miejsce w Domu Samotnej Matki, gdzie mogłaby ją odwiedzać matka.
Mimo to ks. Podstawkę może czekać proces. Lubelskie SLD już skierowało do lubelskiej prokuratury zapytanie, czy ksiądz nie naruszył prywatności małoletniej. Księdzu Podstawce jest bardzo ciężko ze względu na publiczne oplucie go w mediach. Mówi jednak, że musiał Agacie zaoferować pomoc nie tylko jako ksiądz, ale po prostu jako człowiek. — Wystąpiłem w słusznej sprawie, bo obrona ludzkiego życia jest wartością najwyższą. Niezależnie od kosztów zrobiłbym to samo jeszcze raz, bo mam świadomość, że świadectwo życia chrześcijańskiego czasem bardzo dużo kosztuje — mówi ksiądz Krzysztof Podstawka
Dziennikarzom „Gazety Wyborczej” zaangażowanym w tę sprawę można zadedykować bajkę Ignacego Krasickiego o chłopcach rzucających kamieniami w żaby: „Chłopcy, źle się bawicie / Dla was jest to igraszką, nam idzie o życie”.
Mimo iż miałam wtedy 19 lat, zostałam zaszczuta jak ona. Przez własną matkę, która zmusiła mnie do skrobanki. Do dziś jest żywe we mnie wspomnienie tamtej rozpaczy. Mimo że byłam ateistką i usiłowano mnie przekonać, iż TO, co w sobie noszę, jest tylko zlepkiem komórek — broniłam się rozpaczliwie przed zabiegiem. Instynktownie czułam, że najbliższa mi osoba chce mnie skrzywdzić. Matki nie przekonało ostrzeżenie lekarza, iż mogę już nigdy nie móc urodzić dziecka. W jej oczach byłam smarkulą, która do macierzyństwa nie dorosła, a ona nie czuła się na siłach stawić czoła opinii środowiska, w którym żyłyśmy.
Pamiętam tamten wieczór, jakby był wczoraj. Następnego dnia miałam mieć aborcję. Błagałam, by mi tego nie robiła. To był 11. tydzień. Nie wiem, skąd mi się wzięło, że krzyknęłam: ono ma już przecież paznokcie. W rozpaczy dodałam: to grzech. Skąd wiedziałam ja, niemająca żadnej styczności z Kościołem? Usłyszałam wtedy: Nie urodzisz tego bachora, a jeżeli to zrobisz, to was na progu tego domu zabiję. Jeżeli jest to grzech, biorę go na swoje sumienie.
Nie znałam wtedy nikogo, kto byłby w stanie mi pomóc, nie wiedziałam nawet, że jeszcze są jacyś normalni księża. Gdyby była wtedy taka ustawa, jak jest dziś, mogłabym powiedzieć, że nie wolno łamać prawa. Choć nie jestem pewna, czy moja matka nie wymyśliłaby czegoś podobnego jak matka Agaty. Miała na mnie tak silny wpływ psychiczny, że być może też bym zeznała, iż ciąża jest z gwałtu.
Poszłam więc i zrobiłam, jak mamusia chciała. Niedługo później wyszłam za mąż. Gdy okazało się, że znowu spodziewam się dziecka, wystarczyły już tylko jej słowa: usuniesz. Następna ciąża i już nic nie trzeba mi było mówić. Poszłam tak, jak się idzie do dentysty. Przy tej czwartej mój młody mąż nie chciał już się zgodzić. Prosił, żebym urodziła. Nie chciałam nawet słuchać. Przyprowadził swoją mamę, która mnie bardzo kochała, licząc, że może ona mnie przekona. Jego mama miała wtedy ponad 60 lat — on był 4. dzieckiem, które urodziła w wieku 45 lat. Oczywiście moja mamuśka stanęła po mojej stronie — że młodziutka jestem (20 l.) i nie można mi życia łamać. Mama mojego męża siedziała na krześle i tylko bezgłośnie płakała. Warknęłam: odczepcie się, ja chcę jeszcze sobie pożyć.
Po tej skrobance lekarz zapisał mi tabletki. Nie dawano ich wtedy kobietom, które nie rodziły. Kolejna ciąża mogła mnie zabić — wyskrobana macica była zbyt słaba — wybrano mniejsze zło.
Urodziłam później dwoje dzieci. Po pierwszym porodzie byłam okazem szpitalnym. Wybrykiem medycznym. Ciąża piąta, poród pierwszy, dziecko z konfliktu serologicznego. Pokazywano mnie personelowi medycznemu jako ciekawy egzemplarz. Córeczka, gdy miała trzy tygodnie, zaczęła umierać. Z trudem ją odratowano. Podobnie było (po dwóch latach) z synkiem. Nie potrafiłam jednak kochać swoich dzieci. Nie umiałam być matką. Wtedy nie wiedziałam, dlaczego. Zrozumiałam to dopiero po wielu latach. Gdy moja córka, mająca ze sobą duże problemy zdrowotne, poinformowała mnie, że spodziewa się dziecka (przyszły ojciec okazał się alkoholikiem), było oczywiste, że urodzi. Do 3. roku życia wnuka to my z mężem mieliśmy maleństwo. Teraz już sobie radzi (mały ma 5 lat). Możemy obie powiedzieć, iż jedyna rzecz, jaka nam się w życiu udała, to ten maluch. Świetnie się rozwija i jest silnym i zdrowym dzieckiem.
Renata Manikowska
Świetnie rozumiem Agatę. Byłam kiedyś w podobnej sytuacji jak ta dziewczyna.
Feministek nie obchodzi, że z syndromem poaborcyjnym 14-latka będzie musiała się zmagać do końca życia. Zwolennikom aborcji nie zależy na dobru tej dziewczyny
List otwarty w sprawie 14-letniej matki
Sprawa „Agaty” przypomina historię 13-letniej Włoszki, która próbowała się zabić, bo poddano ją przymusowej aborcji. Valentina chciała urodzić dziecko, ale rodzice wyrokiem sądu zmusili ją do usunięcia dziecka. Skończyła w szpitalu psychiatrycznym.
Kobieta w ciąży potrzebuje wsparcia. Szczególnie 14-letnia. Agata z Lublina sama zwróciła się o pomoc do dorosłych. To od niej obrońcy życia usłyszeli, że chce urodzić, ale jest pod silną presją otoczenia. Natychmiast zaoferowali pieniądze, opiekę, zakwaterowanie, adopcję i wszystko inne, czego mogła potrzebować na czas ciąży i później, gdyby zdecydowała się dziecko zatrzymać.
Działacze pro-life kontaktowali się z Agatą, ponieważ ona tego chciała. Byli do jej dyspozycji o każdej porze, gotowi służyć pomocą w swoim prywatnym czasie, nie mając w tym żadnego interesu własnego. Dziś, w środku agresywnej nagonki, tych ludzi dobrej woli, którzy dołożyli wszelkich starań, żeby odpowiedzieć na prośby dziewczyny o wsparcie, spotyka publiczny samosąd, oszczerstwa, groźby przemocy. Na podziw zasługuje ich pokorna postawa. Nie zważając na własne bezpieczeństwo, nadal mają na względzie tylko dobro Agaty. Nie podejmują dialogu z mediami, przez delikatność i szacunek do prywatności młodej matki, do której zostali dopuszczeni.
Przeraża znieczulica osób, które tak łatwo skazały młodziutką dziewczynę na traumę aborcji. Wstrząsające są próby zbicia kapitału politycznego na jej dramacie podejmowane przez lewicę. Zaskakuje łatwość, z jaką niektórzy podżegają do agresji wobec obrońców życia. Zdumiewa polskie prawo, które chociaż chroni dorosłe kobiety przed tragedią aborcji, jednocześnie zezwala na zabieg na życzenie dziewczynkom poniżej 15. roku życia.
Apelujemy o zaprzestanie spektaklu politycznego wokół tego dramatu, prześladowań ludzi dobrej woli, którzy odpowiedzieli na wołanie o wsparcie, oraz publicznej presji proaborcyjnej na młodziutką matkę.
List podpisali m.in.: Przemysław Babiarz, dziennikarz; Szymon Babuchowski, dziennikarz „Gościa Niedzielnego”; Wojciech Cejrowski, podróżnik, pisarz; Mikołaj Cieślak, Kabaret Moralnego Niepokoju; Piotr Dardziński, Centrum Myśli Jana Pawła II; Wiesława Dąbrowska-Macura, sekretarz redakcji „Gościa Niedzielnego”; Barbara Fedyszak-Radziejowska, socjolog, IRWiR PAN, KNSiA PW; ks. Marek Gancarczyk, red. nacz. „Gościa Niedzielnego”; Grzegorz Górny, red. nacz. „Frondy”; Olimpia Górska, „Panorama” TVP2 i „Kronika” TV Kraków; Dariusz Karłowicz, filozof; Michał Kozak, dziennikarz „Rzeczpospolitej”; Paweł Królikowski, aktor, reżyser; Franciszek Kucharczak, redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”; Przemysław Kucharczak, dziennikarz „Gościa Niedzielnego”; Michał Lorenc, kompozytor; Andrzej Macura, zastępca red. nacz. portalu wiara.pl; Marek Magierowski, z-ca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”; Joanna Najfeld, publicystka; Natalia Niemen, piosenkarka; ks. Robert Nęcek, rzecznik prasowy Archidiecezji Krakowskiej; Małgorzata Ostrowska-Królikowska, aktorka; Jan Pospieszalski, publicysta TVP; Wanda Półtawska, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny; Agnieszka Rybak, dziennikarka „Rzeczpospolitej”; ks. Kazimierz Sowa, dyrektor religia.tv; ks. Artur Stopka, red. nacz. portalu wiara.pl; Kuba Sufin, dziennikarz, tvn24.pl; Gabriela Szulik, red. nacz. „Małego Gościa Niedzielnego” ; Tomasz Terlikowski, „WPROST”; Paweł Toboła-Pertkiewicz, Fundacja PAFERE; Łukasz Warzecha, „FAKT”; Rafał Ziemkiewicz, pisarz, publicysta.
List można podpisać na stronie www.agataidziecko.pl
opr. mg/mg