Kiedy najlepiej mieć dzieci?

Niemal każdy z nas prędzej czy później stawia sobie pytanie o to, czy i kiedy zakładać rodzinę, czy i kiedy mieć dzieci.

Pytania te są tak stare, jak ludzkość. Problemem jest to, że nie umiemy realistycznie spojrzeć na naszą sferę relacji z płcią przeciwną i często miotamy się między własnymi oczekiwaniami względem małżeńskiego „nieba” a tym, co ukazuje nam otaczająca rzeczywistość, nieraz przypominająca małżeńskie piekło lub czyściec. I w takiej sytuacji nieraz mówimy sobie, podobnie jak słuchacze Jezusa: „jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić” (Mt 19,10). Do tego fragmentu Ewangelii jeszcze wrócimy, najpierw jednak zastanówmy się, skąd biorą się trudności i wątpliwości.

Powodów jest wiele

Po pierwsze, źródłem wątpliwości może być błędny światopogląd, odrzucający trwałe związki małżeńskie lub znalezienie się pod wpływem kultury technokratycznej, oceniającej wszystko kryteriami użyteczności, wydajności i sprawności. Przezwyciężenie takich wzorców kulturowych nie jest łatwe, wręcz przeciwnie – jest to temat wymagający głębszej refleksji i uświadomienia sobie, że szczęście nie daje się mierzyć taką miarą.

Powiedzmy jednak, że udało nam się już przezwyciężyć początkowe wątpliwości, podjęliśmy decyzję o założeniu rodziny. Pojawia się kolejny problem. Z zakładaniem rodziny nie jest jak z innymi życiowymi decyzjami, takimi jak kupno samochodu czy wybór kierunku studiów, które zależą przede wszystkim ode mnie samego. Jak mówi znana fraszka „z tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”.

Oczywistą przeszkodą w założeniu rodziny jest brak odpowiedniego partnera. Problem ten w większym stopniu dotyka kobiet, ale nie jest obcy również mężczyznom. Na temat znajdowania „drugiej połówki” napisano wiele poradników. Streszczając różne dobre rady można wymienić trzy główne problemy, z którymi trzeba się zmierzyć, aby odnaleźć właściwego partnera. Po pierwsze – trzeba się przyjrzeć własnemu stylowi życia. Jeśli funkcjonuję w ciągle tym samym środowisku, kursuję jedynie między domem a pracą, nie spotykam się z ludźmi, szansa na znalezienie partnera jest mała i z każdym rokiem będzie coraz mniejsza. Po drugie – trzeba zweryfikować własne wyobrażenia na temat miłości, będące pochodną obejrzanych filmów, przeczytanych lektur czy obserwacji własnej rodziny. Każda miłość jest inna, a literacka czy filmowa fikcja nijak się ma do życia. Po trzecie – zamiast zastanawiać się nad tym, czy jestem kochany/kochana, lepiej skupić się na tym, jak samemu bardziej kochać, jak otwierać się na innych. Miłość nie jest towarem, który możemy kupić, ale jest darem, który możemy dać drugiej osobie. Miłość okazywana bezinteresownie wyzwala podobną postawę u drugiej strony. Odpycha natomiast postawa „małżeńskiego drapieżnika”, który w każdej napotkanej osobie płci przeciwnej doszukuje się potencjalnego kandydata na małżonka.

Jakoś zapomniałam

Warto też słuchać głosu własnej intuicji. Czasem podpowiada nam ona, że dana osoba nie będzie dla nas dobrym partnerem. Jej cechy charakteru, na przykład uzależnienia, nieodpowiedzialność, nieumiejętność opanowania emocji, nie rokują dobrze na przyszłość. Jedną z najgroźniejszych utopii jest przekonanie „przy mnie on/ona się zmieni”. Niestety w większości przypadków uzależnienia czy istotne wady charakteru nie znikają w małżeństwie, a raczej z biegiem lat się nasilają. Problemy nie rozwiązują się same, ale trzeba je aktywnie rozwiązywać. Nie oznacza to jednak, że należy popadać w drugą skrajność. Poszukiwanie idealnego partnera, pozbawionego jakichkolwiek wad zazwyczaj kończy się albo samotnością, albo rozczarowaniem. Zamiast idealnego, „gotowego” męża czy żony, lepiej szukać osoby, która umie pracować nad swoim charakterem i dopasowywać własny styl życia do oczekiwań drugiej strony. Takie cechy zazwyczaj ujawniają się szybko i pozwalają w przyszłości przezwyciężyć różne życiowe trudności i przeszkody.

Rodzina to jednak nie tylko „druga połówka”, ale także dzieci. I z tym również jest problem. Coraz więcej osób boi się rodzicielstwa, obawia się, że mu nie podoła, że nie zdoła go pogodzić z pracą. Dostrzegając rodzicielskie porażki własnych rodziców czy kolegów, wątpią w sens rodzenia i wychowywania dzieci. Jednocześnie narastającym problemem staje się niepłodność, czyli niemożliwość zajścia w ciążę pomimo starań.

Słyszałem kiedyś następujący dowcip: Na badania okresowe do lekarza przychodzi kobieta po czterdziestce. Lekarz zadaje jej standardowe pytania: – Czy chorowała Pani na jakieś choroby zakaźne? Czy miała Pani jakiś wypadek? Czy były operacje? Czy w rodzinie występowały jakieś choroby? A jak z dziećmi? Zdziwiona pacjentka: – Co jak z dziećmi? Lekarz precyzuje pytanie: – Czy ma Pani dzieci? – Nie, jakoś zapomniałam…

Zegar tyka

Bardzo często nasze życiowe priorytety są tak poprzestawiane, że zapominamy o tym, co najważniejsze. Wykształcenie, kariera zawodowa, zdobycie statusu społecznego, własne mieszkanie, samochód, hobby, sport czy rozrywki tak bardzo wypełniają nasze myśli i nasz czas, że nie ma już miejsca na dzieci, na głębokie relacje z małżonkiem, a także na własny rozwój. Nieraz słyszy się, że „decyzję o tym odkładam na później”. Co właściwie oznacza takie stwierdzenie? Czy to, że podjąłem świadomą decyzję, że w moim życiu ja sam, mój status i moja wygoda są na pierwszym miejscu? Że inni ludzie są tylko środkiem do realizacji moich własnych celów? A może raczej, że dałem się porwać życiu i to nie ja decyduję o tym, co robię, ale samo życie decyduje za mnie? Wydaje się, że w większości przypadków właśnie o to chodzi. Porywa nas wir życia i nie dostrzegamy, jak nasze najlepsze lata, pod względem możliwości fizycznych i intelektualnych, pochłania praca, bogacenie się i rozrywki.

Zegar biologiczny tyka jednak nieubłaganie. Mamy tylko jedno życie i nie ma na ziemi takiego lekarza czy cudotwórcy, który byłby w stanie cofnąć czas. Jak wynika z danych Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, obecnie niemal co piąta para zmaga się z problemem niepłodności. Jakie są jej główne przyczyny? Pierwszą z nich są problemy hormonalne, kolejnymi choroby, niewłaściwy styl życia oraz zatrucie środowiska. Coraz bardziej jednak źródłem problemu staje się fakt, że Polki odkładają decyzję o macierzyństwie na później. Co trzecia Polka decyduje się na pierwsze dziecko dopiero po trzydziestce, a jak podkreślają ginekolodzy, w tym wieku uznawana jest już za „starą pierworódkę”, co w praktyce oznacza zwiększone ryzyko zarówno jeśli chodzi o możliwość zajścia w ciążę, jej przebieg jak i poród. Po 32 roku życia prawdopodobieństwo zajścia w ciążę wynosi już tylko 80%, a co kolejne trzy lata spada o dalsze 10%. Światowa Organizacja Zdrowia nie bez powodu umieściła niepłodność na liście chorób cywilizacyjnych.

Niepłodność nie jest bynajmniej problemem wyłącznie kobiecym. Owszem, natura jest łaskawsza dla mężczyzn w tym sensie, że zdrowy mężczyzna może stać się ojcem aż do późnych lat – andropauza pojawia się później i ma łagodniejszy charakter niż menopauza. Jednak niepłodność dotyczy w niemal równym procencie kobiet, jak i mężczyzn; w tym drugim przypadku mniej istotnym czynnikiem jest wiek, głównym zaś stają się choroby, stres, niehigieniczny tryb życia i zaburzenia hormonalne.

Odpowiedzialny mężczyzna powinien brać pod uwagę zagrożenia związane z odkładaniem decyzji o rodzicielstwie – zarówno dotyczące niego samego, jak i żony. Jeśli główną przesłanką będą względy finansowe, to można nigdy nie doczekać właściwego momentu, aby mieć dzieci. Zawsze będą jakieś zobowiązania, czy to kredyt mieszkaniowy do spłacenia, czy wydatki na własne kształcenie, czy jakiekolwiek inne. Odkładane na później rodzicielstwo to nie tylko potencjalne problemy z zajściem w ciążę, ale także większe ryzyko wad genetycznych u potomstwa. A przede wszystkim – z upływem lat słabną nasze siły i odporność. Nieprzespane noce związane z opieką nad niemowlęciem znacznie łatwiej znieść osobie przed trzydziestką niż czterdziestolatkowi. Można więc uznać, że optymalnym wiekiem na rodzicielstwo jest czas między dwudziestką a trzydziestką. Mówimy oczywiście o pierwszym dziecku – większość rodziców potwierdzi bowiem, że z każdym kolejnym jest łatwiej. Po pierwsze, sami nabywamy doświadczenia i umiejętności jako rodzice, po drugie zaś – starsze potomstwo zazwyczaj wspiera nas w wychowaniu młodszego.

Nie warto czekać, trzeba żyć!

Pora wrócić do dialogu Jezusa z faryzeuszami, którzy próbowali Go zaskoczyć pytaniami dotyczącymi małżeństwa i rozwodu. U podłoża tych pytań kryło się przekonanie, że w życiu można dokonać swoistego „resetu”, rezygnując z jednego małżeństwa i wchodząc w kolejne. W odpowiedzi Jezusa zawarty jest klucz do zrozumienia, dlaczego nie jest to właściwa droga do przezwyciężenia życiowych trudności: mojżeszowe przyzwolenie na rozwód dane zostało „przez wzgląd na zatwardziałość serc”. Jeśli pragniemy cieszyć się dobrym małżeństwem i dobrą rodziną, nie możemy szukać dróg na skróty, które przynoszą pozorne rozwiązania. Jedną z takich dróg na skróty jest rozwód. Jak pokazuje życie, po rozwodzie w większości przypadków stare problemy przenoszone są do kolejnego małżeństwa. Źródłem problemów są bowiem nasze własne postawy życiowe, nasze „twarde serce”, które podchodzi do życia roszczeniowo. Zamiast dawać, wolimy brać; zamiast być wrażliwym na potrzeby bliskich, wolimy użalać się nad sobą; zamiast przebaczać, roztrząsamy krzywdy i urazy z przeszłości; zamiast cieszyć się każdą chwilą spędzoną z bliską osobą, zamartwiamy się o przyszłość. Ta twardość serca jest pierwszą przyczyną, dla której najpierw nie umiemy podjąć decyzji o założeniu rodziny, później – pielęgnujemy w sobie wątpliwości i lęki dotyczące naszego małżeństwa, a także odkładamy w nieskończoność decyzję o rodzicielstwie.

Czytając ewangeliczną dysputę Jezusa z faryzeuszami na temat małżeństwa być może nie zauważamy, że stanowi ona jeden ciąg z dwoma kolejnymi zdarzeniami: błogosławieństwem Jezusa wobec dzieci oraz rozmową z bogatym młodzieńcem. Wszystkie trzy ukazują odmienną perspektywę Jezusa i Jego słuchaczy. Za każdym razem uczniowie są przerażeni lub oburzeni tym, co mówi Jezus, On zaś odpowiada: „nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane”, „nie przeszkadzajcie dzieciom przychodzić do mnie, do takich bowiem należy królestwo niebieskie” oraz „u ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe”.

Gdy w naszym podejściu do małżeństwa i rodzicielstwa zabraknie tej szerszej, Bożej perspektywy, gdy będziemy brać pod uwagę jedynie ludzkie możliwości, łatwo popadniemy w zniechęcenie i zaczniemy szukać dróg na skróty. Taką drogą na skróty może być rezygnacja z małżeństwa, rozwód czy odkładanie rodzicielstwa na nieokreśloną przyszłość. Jezus jednak zapewnia, że mamy do dyspozycji coś więcej niż tylko własne ludzkie siły czy zasoby materialne. Rzeczywistość królestwa Bożego, o której przypomina nam Chrystus oznacza, że możemy liczyć zarówno na wsparcie „z góry”, na Bożą opatrzność, jak i na pomoc braci i sióstr, którzy nie zapomną o nas w trudnych chwilach i nie pozostawią samych. Oceniając więc realistycznie swoje własne możliwości, nie zapominajmy, że to co wydaje się niemożliwe i nieosiągalne dziś, jutro staje się faktem. Życie nie stoi w miejscu, a my sami jesteśmy wezwani do ciągłego przekraczania swoich słabości i ograniczeń. Nie warto czekać, trzeba żyć!

« 1 »

reklama

reklama

reklama