Jak wielka jest siła modlitwy - świadectwo Katarzyny Pazdan i Małgorzaty Bartas-Witan

Katarzyna Pazdan i Małgorzata Bartas-Witan dzielą się świadectwem tego, jak wielką moc ma modlitwa duchowej adopcji dziecka poczętego.


- Żyłam w czasach, kiedy lekarze pytali otwarcie, czy dziecko ma się urodzić, czy jest przeznaczone do usunięcia. Kiedy w 80. latach w Polsce pojawiła się forma modlitwy za dzieci nienarodzone zagrożone śmiercią przed narodzeniem, zaczęłam podejmować adopcję dziecka poczętego. Spodziewałam się trzeciego dziecka i okazało się, że nie żyje od mniej więcej dwóch tygodni. To był dla nas ogromny cios. Byłam bardzo zrozpaczona, kiedy zadzwoniłam do mojej babci, powiedziała: "wiesz, dwa tygodnie temu miałam sen. Śniła mi się twoja babcia i powiedziała; Kasi syn nie żyje". To było bardzo mocne doświadczenie, bo zdałam sobie sprawę, że to dziecko nie należy tylko do mnie, lecz całe niebo wie o tym dziecku. Z drugiej strony uświadomiło mi to, że nie tylko moje dziecko należy do całej ludzkości, ale tez inne dzieci należą do mnie - opowiadała Katarzyna Pazdan

- Znalazłam się w szpitalu w celu dokonania rutynowego zabiegu po poronieniu i na łóżku znajdowała się dziewczyna, która właśnie dokonywała aborcji. Ja opłakiwałam moje dziecko, którego ciałko za chwilę miało być usunięte z mojego ciała, natomiast obok umierało dziecko właśnie wtedy zabijane przez lekarzy, mamę. Zaczęłam rozmawiać z tą dziewczyną - dodawała

- Byłam później z nią w  kontakcie, okazało się, że małżeństwo tej dziewczyny się rozpadło, że sama przeżywa wielki ból spowodowany swoją decyzją i stratą tego dziecka. Żegnając te dzieci, wiedziałam jak bardzo jest potrzebna modlitwa za nienarodzone dzieci - podkreślała

Z kolei Małgorzata Bartas - Witan podzieliła się swoją historią:

- Pod wpływem spotkań z panią Wiesławą Kowalską, niestrudzoną animatorką duchowej adopcji dziecka poczętego, podjęłam się tej modlitwy właśnie 25 marca, w Dzień Świętości Życia. Niedługo później dowiedziałam się, że jestem po raz piąty w ciąży. Mieliśmy już duże dzieci i pojawiły się we mnie wielkie obiekcje i trudności. Było to w trakcie trwającej już modlitwy duchowej adopcji.  Przekonałam się o tym, że ta modlitwa dotyczy również mnie, wtedy, kiedy dowiedziałam się, że mój synek jest śmiertelnie chory, że nie ma prawa żyć. Dowiedziałam się o tym w bardzo brutalny sposób, od lekarza, który bardzo mnie pospieszał we wszystkich badaniach, żeby "jeszcze zdążyć". Nie wiedziałam z czym mam zdążyć. Byłam zupełnie wyrwana z takiego myślenia i przetoczyła się przeze mnie cała lawina, czego doświadcza wiele kobiet, czyli tragicznej diagnozy "to jest błąd natury, trzeba go usunąć" - mówiła dziennikarka


- Wtedy doświadczyłam, że jedynym murem, który może otoczyć bezpiecznie kobietę, jest właśnie modlitwa - zaznaczyła

- Michałek urodził się już martwy. Przyjęliśmy go  z wielką radością, chociaż brzmi to dziwnie. Wiedzieliśmy z mężem, że zwyciężyliśmy w zmaganiu o jego narodziny. Wtedy zobaczyłam jak wielką siłę ma modlitwa i jak  jest konieczna w sytuacji, kiedy takie myśli mają prawo przychodzić do głowy kobiecie, która jest otoczona takimi złymi doradcami i nie ma kogoś, kogo mogłaby się uchwycić. Jak bardzo jest potrzebna pomoc duchowa, kiedy nie ma pomocy fizyczne - podsumowała

« 1 »

reklama

reklama

reklama