Nasi i wasi. Nie słowa ani czyny są dziś najważniejsze, ale wola polityczna

„Dziś trudno zrozumieć, co kogo obraża. Jednych obraża billboard z wezwaniem «Mamo i tato – kochajcie się», a wizerunek płodu obramowany sercem zajadle niszczą kijami, krzyżowanie zaś genitaliów im nie przeszkadza” – pisze w „Do Rzeczy” prof. Wojciech Roszkowski.

Pisząc o tym, od czego zależy ocena słów i czynów, autor nie pozostawia zbyt wiele złudzeń – dziś decyduje punkt widzenia. „Jeśli «nasi» po pijanemu i bez prawa jazdy potrącają kogoś na pasach, to mogą liczyć na łagodny wyrok, i to z pewnością w zawieszeniu, z kolei jeśli «ich» kolumna rządowa przypadkiem nie ustąpi drogi i uderzy w samochód kogoś, kto popędzi po pomoc do «naszych», to zaraz zorganizuje się mu zbiórkę na remont auta oraz ogłosi wszem wobec, że ochrona rządowa rozbija się po Polsce bezkarnie” – pisze prof. Roszkowski.

W swoim tekście przyznaje on, że pokusa uznania, że mnie (nam) wolno więcej istnieje w każdej sytuacji. „Taka jest ułomna natura ludzka. Pytanie, czy tej ułomności nie należy i leczyć i kto ma to zrobić. Otóż normalnie służą do tego sądy” – pisze.

Zauważa jednak, że „we współczesnej liberalnej demokracji sądy nie są od ustalania prawdy materialnej, ale od stosowania przepisów prawa”. Zajmują się więc „znalezieniem odpowiedniego paragrafu i dopasowaniem czynu do tego przepisu”.

„Jeśli jednak przepisu nie można znaleźć lub jeśli jest on niejasny, lub jeśli zawiera «widełki» kary, to sąd przystępuje do oceny tego, czy naprawdę wina komuś przeszkadza, a jeśli tak, to komu. Jeśli sąd ma przed sobą postać znaną, np. «naszego» dziennikarza, to włos mu z głowy nie spadnie. «Odwieszenie» wyroku recydywisty? A co, jeśli poprzednie wyroki się gdzieś zawieruszyły? Kto by to spamiętał? Jest przecież tyle spraw. Oczywiście od czasu do czasu trzeba wykazać sądową czujność i kogoś nieznaczącego porządnie ukarać, żeby nie było gadania, ale tak w ogóle nie należy przesadzać ani ze słowem, ani z czynem, chyba że dotykają kogoś «naszego»” – zauważa.

Ostatecznie decydują zatem – jak stwierdza W. Roszkowski – nie słowa ani czyny, ale wola polityczna. „Można sobie wyobrazić finał mistrzostw świata w boksie i zawodnika o właściwych parametrach mniejszościowych, który przegrywa przez nokaut. Co powstrzyma go od złożenia pozwu przeciw zwycięzcy z artykułu o naruszenie nietykalności osobistej? Obawa, że przegra sprawę, maleje na naszych oczach” – podsumowuje.

Źródło: „Do Rzeczy”

« 1 »

reklama

reklama

reklama