Ten, kto szanuje własne korzenie, potrafi uszanować narodową i religijną tożsamość innych ludzi. Ten natomiast, kto jest wykorzeniony w imię jakiejś europejskości, (…) ma poważne problemy, by szanować, a przynajmniej tolerować, tożsamość, np. polsko- katolicką, innych– pisze ks. Dariusz Kowalczyk.
W felietonie dla tygodnika „Idziemy” ks. Kowalczyk zastanawia się nad byciem Polakiem i katolikiem. Jak zaznacza na początku: „Nie umiałbym wyobrazić sobie siebie samego bez przynależności do Kościoła katolickiego i bez poczucia bycia Polakiem”.
Odwołuje się do nauczania Jana Pawła II dotyczącego patriotyzmu. Jak zauważa, papież nauczał, ale i pokazał, że „mocna katolicka tożsamość oraz umiłowanie Polski jako ojczyzny wcale nie prowadzą do pogardzania innymi wyznaniami, religiami czy też narodami”.
„Wręcz przeciwnie! Ten, kto szanuje własne korzenie, potrafi uszanować narodową i religijną tożsamość innych ludzi. Ten natomiast, kto jest w gruncie rzeczy wykorzeniony w imię jakiejś europejskości albo światowości, łatwo ulega globalnym, lewicowo-liberalnym albo po prostu konsumpcyjnym ideologiom i – pomimo haseł o tolerancji i otwartości – ma poważne problemy, by szanować, a przynajmniej tolerować, tożsamość, np. polsko- katolicką, innych ludzi” – tłumaczy.
Ks. Kowalczyk dzieli się swoimi przemyśleniami po tym, jak zobaczył budynek, na którym powiewały dwie flagi – polska i tęczowa, a na budynku widniał napis: „Są dwa poważne powody, dla których Polska mi zbrzydła: za dużo święconej wody, za mało zwykłego mydła”.
„Nasunęło mi się pytanie, czy jest coś istotnego, co mnie łączy z ludźmi, którzy zawiesili powyższe hasło. Na czym moglibyśmy oprzeć jakieś wspólne działanie dla Polski? Przecież dla tego rodzaju ludzi wielka katolicka karta polskich dziejów, zastępy świętych i błogosławionych od św. Wojciecha i św. Stanisława do św. Jana Pawła II i bł. Stefana Wyszyńskiego to żaden powód do dumy. Ich serca ożywiają się raczej przy hasłach ideologii gender/LGBT. A ja z kolei tę ideologię uważam za coś bardzo szkodliwego nie tylko dla Polski, ale w ogóle dla ludzkiej cywilizacji” – pisze profesor.
Zauważa, że w okresie międzywojennym mimo wielu opcji politycznych, wszyscy Polacy („z wyjątkiem małych grup polskojęzycznych”) pragnęli niepodległej Polski. Dzięki temu możliwa była jedność narodowa np. podczas nawały bolszewickiej. Teraz niestety tej jedności nie ma.
„Dziś mamy totalną opozycję, która w nawet tak – zdawałoby się – oczywistej sprawie, jak potrzeba zdecydowanej obrony naszej granicy z Białorusią, atakuje rząd, używając retoryki Łukaszenki. A z drugiej strony nieustannie donosi na Polskę do różnych agend Unii, domagając się surowych kar. W sprawie Turowa od razu staje po stronie manipulatorów z Czech oraz najwyraźniej nielubiącej Polski autorytarnej sędziny z TSUE. Jak przeżywać swój patriotyzm, skoro tak wielu rodaków skłonnych jest wybierać osoby pokroju posłanki Jachiry i posła Sterczewskiego?” – zastanawia się ks. Kowalczyk.
Zwraca także uwagę, że „nie jest też łatwo cieszyć się przynależnością do wspólnoty katolików”, bo jest w niej sporo osób traktujących zasady wiary wybiórczo i podważających naukę Kościoła. Wymienia tu Donalda Tuska, który popiera aborcję i jednocześnie wspomina chrześcijańskie zwyczaje matki. Przywołuje również księży, którzy chcą redefiniować naukę o małżeństwie i dać do niego dostęp osobom LGBT.
„W tym wszystkim można się pocieszać, że w Kościele nigdy nie było sielsko-anielsko, czyli bezproblemowo, a poza tym – i to jest najważniejsze – Duch Święty prowadzi nas do całej prawdy (zob. J 16, 13)” – kończy profesor.
Źródło: „Idziemy”