Prawo do prawdy. Czy istnieją narzędzia prawne do walki o prawdę historyczną?

Nie ma osobnej umowy międzynarodowej, która przewidywałaby ochronę prawdy historycznej, dając nam tym samym mechanizm pozwalający na pociąganie do odpowiedzialności prawnej osób fałszujących prawdę historyczną – powiedział prof. Michał Balcerzak. Istnieje jednak „prawo do prawdy”, które może w tym pomóc.

W rozmowie z Piotrem Włoczykiem („Do Rzeczy”) powiedział, jak wygląda prawna sytuacja dotycząca prawdy historycznej i czy istnieją narzędzia do walki o nią.

„Niestety nie ma osobnej umowy międzynarodowej, która przewidywałaby ochronę prawdy historycznej, dając nam tym samym do rąk klarowny mechanizm pozwalający na pociąganie do odpowiedzialności prawnej osób fałszujących prawdę historyczną” – powiedział.

Dodał, że w prawie międzynarodowym są pewne furtki, ale okazji do ich stosowania jest niewiele.

„Przykładowo dobre, choć wąskie rozwiązanie przewiduje prawo Unii Europejskiej. Mam na myśli Decyzję ramową Rady 2008/913WSiSW z 2008 r. o zwalczaniu «pewnych form i przejawów rasizmu i ksenofobii». Chodzi tu o negowanie najpoważniejszych zbrodni uznanych za takie w prawie międzynarodowym, nie tylko Holokaustu. Prawo unijne nakłada na państwa członkowskie obowiązek ścigania takich zachowań. Muszą to być jednak akty umyślne i połączone z nawoływaniem do nienawiści lub podburzaniem do przemocy. A przecież gdy historyk, dziennikarz czy polityk mówi lub pisze nieprawdę na tematy historyczne, to rzadko czyni to z taką właśnie wyraźną intencją” – opowiada profesor.

Tłumaczy też, czym jest „prawo do prawdy”.

„Ta koncepcja została stworzona ok. 30 lat temu, gdy na różnych kontynentach upadały dyktatury i społeczeństwa domagały się poznania prawdy na temat popełnionych zbrodni. Chodziło o ustalenie losu ofiar reżimów, również zbrodni międzynarodowych” – mówi prof. Michał Balcerzak.

Zaznacza, że artykuł 32 I Protokołu dodatkowego do konwencji genewskich zobowiązuje państwa do dbania o „prawo do wiedzy rodzin o losie ich członków”. Jest to koncepcja obecna także w orzecznictwie m.in. Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

„To element tzw. sprawiedliwości tranzytywnej. Ale wydaje się też, że beneficjentami tego prawa mogłyby być całe narody lub grupy etniczne” – ocenia profesor.

Jak tłumaczy, prawo do prawdy „wciąż wypełniane jest treścią” i ma coraz większe znaczenie. Jest więc możliwe, że będzie traktowane szerzej jako prawo do zgodnej z prawdą narracji historycznej dotyczącej danej osoby, jej rodziny czy narodu, co pozwoliłoby na reakcję w przypadku kłamstw historycznych.

Prof. Balcerzak podkreśla, że nie ma traktatu ani nawet aktu „prawa miękkiego”, „który wykazywałby troskę społeczności międzynarodowej o zgodną z prawdą narrację historyczną”. Dodaje, że ten brak nie oznacza, że nic nie należy robić w tej sprawie.

„To zadanie przede wszystkim dla polskiej dyplomacji. Z pewnością nie jest to łatwa droga. Taka inicjatywa wymaga «pracy u podstaw» i zabierze zapewne wiele lat. Jako państwo nie powinniśmy tu sobie stawiać zbyt ambitnych celów, ponieważ nie sądzę, by udało się przyjąć w tej sprawie traktat międzynarodowy. Widzę jednak szansę, by małymi krokami wprowadzić tu standardy tzw. soft law, czyli wspomnianego «miękkiego prawa». Pamiętajmy, w prawie międzynarodowym niekiedy kodyfikujemy to, co początkowo funkcjonuje jako «soft law». Potrzebujemy do tego odpowiedniego forum, zapewne najlepsze byłoby forum Organizacji Narodów Zjednoczonych. Myślą przewodnią powinna być troska o prawdziwość narracji historycznej w oparciu o rzetelną wiedzę historyczną” – mówi profesor.

Źródło: „Do Rzeczy”


« 1 »

reklama

reklama

reklama