Ks. Rosik: Wcielenie to największy cud w historii zbawienia. Dzięki niemu doświadczamy nieba na ziemi

Cuda jako objawy mocy Bożej to tylko jedna z przestrzeni działania Ducha Świętego. Aby wyznawanie wiary było zdrowe, konieczne jest równoczesne pogłębianie dwóch pozostałych postaw: miłości i myślenia – powiedział ks. prof. Mariusz Rosik.

Redaktor naukowy książki „Cuda dzisiaj” w rozmowie z „Gościem Niedzielnym” przypomniał, że Jezus dał swoim uczniom władzę czynienia cudów. Powiedział: „Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, a nawet większe od tych uczyni”, czyli karmił głodnych na pustkowiu, wyrzucał demony, spacerował po falach jeziora, przywracał wzrok niewidomym i sprawność sparaliżowanym, a nawet doczesne życie zmarłym. Podkreślił, że sam codziennie widzi cuda, a dzieją się one przez sakramenty.

„Gdy mówię: «Ciało Chrystusa», «Ja ciebie rozgrzeszam» albo «Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego», otwieram drogę do życia wiecznego. To o niebo – dosłownie – więcej niż przywrócenie zdrowia czy życia. Ale zdarzyło mi się kilka razy być świadkiem także takich cudów, jakich dokonywał Jezus. Przez kilka lat byłem osobą towarzyszącą egzorcyście. Widziałem wiele uwolnień od duchów, po których możemy stąpać niczym po wężach i skorpionach. Pamiętam, że ponad dwadzieścia lat temu poproszono mnie do szpitala, bym modlił się nad osobą przykutą do wózka inwalidzkiego. Operacja miała się rozpocząć następnego dnia o jedenastej. Tymczasem o tej godzinie dano jej wypis. Operacji nie było do dziś” – opowiadał. 

Zaznaczył, że cuda jako objawy mocy Bożej to tylko jedna z przestrzeni działania Ducha Świętego. Aby wyznawanie wiary było zdrowe, konieczne jest równoczesne pogłębianie dwóch pozostałych postaw: miłości i myślenia. Nie można się skupiać wyłącznie na cudach ani na siłę ich szukać, ale warto się o nie modlić w trudnych sytuacjach..

Prof. Craig Keener,  autor książki „Cuda dzisiaj”, w której opisał niemal trzysta udokumentowanych uzdrowień w XX i XXI w, zauważa, że uzdrowienia częściej dzieją się we wspólnotach w  Afryce i  Azji. Dlaczego tak się dzieje? Jak tłumaczy ks. Rosik:

„Pierwsza [odpowiedź] jest taka sama jak za czasów Jezusa, który nie mógł zdziałać wielu cudów w ojczyźnie z powodu braku wiary mieszkańców Galilei. Często umysły ludzi Europy czy Ameryki Północnej nie dopuszczają możliwości zaistnienia cudu, więc się o niego nie modlą. A skoro tego nie robią, cuda się nie dzieją. W krajach Afryki czy Azji brakuje dostępu do sprzętu medycznego czy pomocy lekarskiej. W Europie idziemy do lekarza. W Kongu czy Etiopii czasem pozostaje tylko prośba o cud. Autor bierze pod uwagę dane demograficzne. Afryka i Azja to kontynenty bardzo zaludnione, więc statystycznie mają większą szansę na cud”.

Zwrócił uwagę, że często do choroby dorabiana jest nieprawdziwa teologia krzyża – mówimy o krzyżu choroby, chociaż Jezus, mówiąc o krzyżu, nigdy nie miał na myśli chorób. Wyrywanie z kontekstu zdania o niesieniu swojego krzyża, zniekształca jego znaczenie. Trzeba je odczytywać w kontekście całej wypowiedzi Jezusa, a ten wskazuje, że mówiąc o krzyżu, Jezus ma na myśli wyłącznie prześladowania z powodu głoszenia Dobrej Nowiny. Co więcej wskazują na to także jego słowa, które wypowiada podczas posłania apostołów. Daje im tam m.in. władzę uzdrawiania chorych i do tego ich zachęca. 

„Jezus nie jest – przepraszam za określenie – schizofrenikiem, który nakazuje dźwigać krzyż choroby i jednocześnie uzdrawia osoby chore” – powiedział biblista i zaznaczył, że Bóg nie zsyła na nas chorób i nie obdarza krzyżem choroby. Chociaż krzyż w zachęcie do naśladowania Jezusa zawsze w Piśmie Świętym pojawia się z zaimkiem „swój”, a nie „zesłany przez Boga”, to Bóg może jednak posłużyć się chorobą na różny sposób, by przynieść duchowe dobra. 

„Po drugie, mowa o krzyżu choroby pojawiła się w Tradycji Kościoła i ma swe uzasadnienie, choć sformułowanie takie nie padło z ust Jezusa. Należy jednak pamiętać, że gdy mówimy o chorobie jako krzyżu, nie pochodzi on od Boga” – tłumaczył profesor. 

Ks. Rosik podkreślił, że to „wcielenie jest największym cudem w historii zbawienia”. 

„Dzięki niemu możliwe stało się odkupienie – poprzez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Dzięki niemu możemy na chwilę doświadczyć nieba na ziemi, gdy wypowiadamy «amen» po przyjęciu Komunii” – powiedział i dodał jednak, że trzeba także spoglądać w dół i dostrzegać zwykłe rzeczy, zauważać piękno życia w codziennych wydarzeniach. 

Jak tłumaczył, ważne są zarówno te wielkie cuda, jak i te małe, codzienne. 

„Keener dowiódł, że tych wielkich jest niemało, choć nie zdarzają się co dzień. Święty Augustyn był przekonany, że w jego czasach cuda ustały. Dowodził, że były potrzebne jedynie w pierwotnym Kościele. W późniejszych pismach zmienił jednak zdanie. Pewnego razu pomodlił się za swojego przyjaciela Innocentego, którego następnego dnia czekała poważna operacja. Uzdrowienie było natychmiastowe. W ciągu dwóch lat wspólnota, której przewodził, zebrała świadectwa ponad siedemdziesięciu uzdrowień, w tym z całkowitej ślepoty czy paraliżu. Oczywiście zwracanie uwagi na drobne wydarzenia, które wydają się nam znakami bliskości Boga, podnosi na duchu, umacnia wiarę i budzi nadzieję. To niezwykle istotne”.

Źródło: „Gość Niedzielny”
 

« 1 »

reklama

reklama

reklama