S. Małgorzata Borkowska: Nie wyrzucajcie nas, sióstr zakonnych, do kosza

„Są tacy, którzy by chętnie karnie egzekwowali od zakonnic wszystko, co ich rozczarowuje. Tylko że nie oczekują tego od innych grup społecznych” – powiedziała s. Małgorzata Borkowska, benedyktynka.

W rozmowie z „Gościem Niedzielnym” odniosła się do kryzysu w Kościele i w zgromadzeniach zakonnych. 

Zaznaczyła, że żeńskie zakony to specyficzne środowiska, które mają swoje wady i zalety.

„Środowisko zakonów żeńskich ma swoje mocne strony, ale również przechodzi kryzys, choćby dlatego że drastycznie zmalała liczba powołań. Poza tym, podobnie jak w przypadku księży, nasz świat ma swoje punkty hańby. Na pewno ma ich mniej niż świat męski, ale jednak…”

Jak wytłumaczyła, miała na myśli głośną sprawę sióstr betanek, ale również sytuacja w DPS-ie w Jordanowie była trudna. Zaapelowała, aby „nie stosować do nas innej miary, niż stosuje się do świeckich”.

„Niektórzy komentatorzy zaczęli głosić tezy, że siostrom zakonnym trzeba odebrać DPS-y, że zakonnice trzeba odsunąć od pracy z osobami z niepełnosprawnościami. Jeszcze nie słyszałam, żeby po nadużyciach w państwowym zakładzie powiedziano, że trzeba wszystkich świeckich odsunąć od takiej pracy. Wielu świeckich patrzy dzisiaj na zakonnice jak na coś obcego. A skoro jest obce, tym bardziej musi być wszystkiemu winne” – opowiadała. 

Podkreśliła, że to zrozumiałe, że od sióstr zakonnych wiele się wymaga, „tylko że wymagać, a chcieć zlikwidować czy wyrzucić wszystkie zakonnice z pracy, to dwie różne sprawy”. 

„Są tacy, którzy by chętnie karnie egzekwowali od zakonnic wszystko, co ich rozczarowuje. Tylko że nie oczekują tego od innych grup społecznych. Nie wyrzucajcie nas do kosza tylko dlatego, że mamy problemy, bo musielibyście wszyscy też do tego kosza wleźć” – zaznaczyła siostra.

Jak tłumaczyła, problem opieki w DPS-ach jest złożony, a „zakonnice oberwały za wszystkich”.

„Może są inne sposoby opanowania trudnych pacjentów. Nie znam się na tym. Ale ten problem, z którym w Jordanowie zmierzyły się siostry zakonne, staje również przed świeckim terapeutą. Oczywiście od sióstr oczekuje się więcej. Zgoda. Siostry nie dały sobie rady z problemem. Ale są inne siostry, które takie zakłady prowadzą bez zarzutów”.

Zauważyła również, że przyczyną kryzysu w Kościele nie są skandale, ale „skandale są kryzysem”. Do skandalu mogą doprowadzić na przykład niewłaściwe zachowania duchownych.

„Ale tutaj znowu rodzi mi się refleksja, czy przypadkiem skandal nie wywołuje dzisiaj u niektórych świeckich westchnienia ulgi… Już nie trzeba przejmować się nauką Kościoła, można wszystko wyrzucić, bo tam jest zło, więc kończymy z tym złem. Można mieć święty spokój. Ale czy to jest dobre? Czy to coś zmienia? Uczono mnie kiedyś takiej sentencji: «Krytykujesz – proponuj; proponujesz – wykonuj». Zawsze łatwiej jest się wycofać na «moralną pozycję» i z daleka osądzać, niż coś zrobić, żeby było dobrze. Kiedy się widzi jakieś zło, należy możliwie szybko spełnić jakieś dobro, dla równowagi, a nie wycofywać się na kanapę w roli zgorszonej ciotki”.

Zapytana o drogi wyjścia z kryzysu, odpowiedziała, że nie trzeba ich szukać daleko ani wymyślać. „Drogi wyjścia są cały czas praktykowane przez zakonników, zakonnice, osoby duchowne i świeckie: przez wszystkich, którzy zamiast dużo mówić, po prostu dużo robią”.

Zauważyła, że takie osoby są pomijane w mediach, bo nie przyniosą klikalności. Lepiej sprzedają się w mediach te złe historie. Dotyczy to i księży, i sióstr zakonnych. „Ci, którzy dobrze pracują, są właśnie drogą wyjścia z kryzysu”. 

Jak tłumaczyła, przez 40 lat badała historię wspólnot zakonnych i widać, że liczebność powołań w Kościele falowała. Dlatego podkreśliła, że obecny spadek powołań jest naturalnym zjawiskiem, ale nie jest czymś stałym. Stała jest tęsknota człowieka za Bogiem.

„Mogą się zmienić środki wyrazu, ale pragnienie Boga nigdy w ludziach nie wygaśnie. Nigdzie nie jest powiedziane, że pewne rzeczy muszą trwać wiecznie, że jakiś zakon albo pojedynczy klasztor musi trwać do końca świata. Nie musi. Ale poszukiwanie Boga trwa zawsze. I przetrwa. Nie widzę powodu do paniki. Życie zakonne jest pomyślane jako próba możliwie bliskiego kontaktu z Bogiem. Ta próba była praktykowana zawsze i jest praktykowana nadal, jako wypróbowana; ale są także inne” – podkreśliła benedyktynka. 

Źródło: „Gość Niedzielny”

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama