„Św. Wincenty a Paulo został księdzem, aby robić karierę. Jednak w święto Nawrócenia św. Pawła otrzymał tę samą łaskę co apostoł. Dopiero wtedy zobaczył jak wiele ludzi potrzebuje pomocy” – opowiada w rozmowie z Opoką s. Elżbieta Kramp ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo.
Izabela Hryciuk: 27 września wspominamy św. Wincentego a Paulo, który nazywany jest „geniuszem miłosierdzia”. Papież Leon XIII ogłosił go patronem wszystkich dzieł miłosierdzia. Jak to miłosierdzie było widoczne w jego życiu?
S. Elżbieta Kramp: Początkowo nie bardzo było widoczne, ponieważ Wincenty szedł do kapłaństwa dla pieniędzy. Chciał po prostu zrobić karierę, ale też wspomóc finansowo swoją rodzinę. Jednak w pewnym momencie Bóg dał mu łaskę nawrócenia. I wtedy naprawdę otworzyły mu się oczy. Zobaczył ile jest biedaków na ulicach; ile ludzi potrzebuje wsparcia, pomocy – i to nie tylko materialnej, ale także duchowej. Był tytanem w służbie ubogim, choć sam mówił o sobie, że nic nie robi. Wstawał o 4 rano, modlił się i pomagał porzuconym dzieciom, galernikom, żebrakom, kobietom, ofiarom wojen. Znana jest pewna historia, która wydarzyła się w trakcie jego odwiedzin jednej francuskiej parafii. Usłyszał wtedy o ubogiej rodzinie, która potrzebuje wsparcia. Od razu opowiedział o tym parafianom, prosząc ich o pomoc. Ci ludzie, autentycznie przejęli się tym, co mówił. Wincenty miał właśnie taki styl – potrafił przemawiać do ludzkich serc. Sam był zaskoczony, gdy zobaczył, jak wiele osób zaangażowało się w pomoc ubogiej rodzinie. Powiedział wtedy, że to miłosierdzie trzeba jakoś zorganizować.
Czy to wtedy powstało Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia?
Początkowo powstały Panie Miłosierdzia, czyli świeckie kobiety, które przychodziły z pomocą biednym. Jednak niektóre sytuacje były tak ciężkie, że nie wszystkie panie chciały pomagać. Dodatkowo ich mężowie denerwowali się, że gdzieś wychodzą. Wincenty w wielu konferencjach mówił, że on zupełnie nie myślał o założeniu zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. W jego sercu byli najubożsi i to dla nich za wszelką cenę pragnął zorganizować pomoc, która będzie bezinteresowną, ofiarną miłością bliźniego. Pewnego dnia przyszła do Wincentego młoda wiejska dziewczyna – Małgorzata Naseau, która chciała z oddaniem służyć ubogim. Wincenty znał już wtedy Ludwikę de Marillac, którą formował, i z którą się przyjaźnił. Powierzył więc Małgorzatę Naseau jej opiece. Z czasem przyłączyło się więcej dziewczyn, które miały takie same pragnienia. Św. Wincenty powiedział o Małgorzacie, że „miała szczęście wskazać drogę innym”. Szarytki, których zgromadzenie powstało w 1633 r. to tak naprawdę pierwsze siostry, które wyszły do ludzi. W tamtych czasach nie do pomyślenia było, żeby siostry wychodziły gdzieś poza mury klasztorne.
Oprócz dzieł miłosierdzia, jaki był jeszcze charakterystyczny rys duchowości Wincentego?
Wincenty wiedział, że człowiek, który ma czas na modlitwę, znajduje czas na wszystkie inne obowiązki. Trzymać się mocno modlitwy i być jej wiernym – to było dla niego bardzo ważne. Nie da się bez fizycznego trwania w obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie iść do ludzi i im służyć. Człowiek naprawdę nie da rady. Prędzej czy później opadnie z sił. A w najgorszym wypadku porzuci powołanie. To właśnie ze spotkania z Jezusem czerpie się siły do służby. Wincenty trzymał się kurczowo modlitwy. W ciszy otrzymywał kierunkowskaz i światło, a na horyzoncie pojawiała się droga, którą miał iść. I to nie znaczy, że nigdy nie wątpił i nie miał kryzysów.
Jak w takim razie Wincenty a Paulo radził sobie z kryzysami?
Wiele razy pytał, co by Pan Jezus zrobił na jego miejscu. Szukał odpowiedzi w wytrwałej modlitwie. Wiedział, że dzięki ufności mroki ustępują, mgła się unosi i widzi się jaśniej. Gdy przeżywał głęboki kryzys wiary napisał na kartce „Credo” i nosił zawsze przy sobie. Było to dla niego przypomnienie, że Bóg zawsze jest przy nim, nawet gdy wątpi.
Wiemy, że św. Ludwika de Marillac, Współzałożycielka Zgromadzenia, również nie miała w życiu łatwo...
Ludwika de Marillac od początku chciała całkowicie powierzyć się Bogu, ale była wątłego zdrowia, więc żaden zakon jej nie przyjął. Wyszła więc za mąż i urodziła syna. Kiedy mąż był chory, Ludwika wciąż szukając swojej drogi, przeżywała noc wiary. Bóg jednak nie zostawił jej samej i wszystko rozjaśnił – pokazał jej, że w przyszłości, po śmierci swojego męża, będzie zajmować się młodymi dziewczętami. Wspólnie będą służyć ubogim, świadcząc dzieła miłosierdzia. W „widzeniu” obecny był też Wincenty, z którym Ludwika współpracowała na rzecz rozkwitu nowego dzieła w Kościele. Można więc powiedzieć, że siostry niejako wzięły się właśnie z tego „Światła” Ludwiki, które otrzymała w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego 4 czerwca 1623 r. Ludwika spisała je na kartce i do końca życia nosiła przy sobie. W tym roku obchodzimy 400. Jubileusz tego wydarzenia.
Czy mogłaby Siostra opowiedzieć o „darach nieba” obecnych w Zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia?
Wydaje mi się, że na bazie wiary, zaufania i miłości Wincentego i Ludwiki, Bóg obdarzył zgromadzenie, ale i przez to wszystkich ludzi – licznymi darami. Pierwszym jest Cudowny Medalik, który jest powszechnie znany na całym świecie. Ale chciałabym więcej opowiedzieć o dwóch szkaplerzach, które nie są aż tak popularne.
Zielony Szkaplerz Niepokalanego Serca Maryi został objawiony siostrze Justynie Bisqueyburu 8 września 1840 r. W objawieniu Niepokalana trzymała w prawej ręce swoje Serce, z którego wychodziły jasne płomienie. W drugiej ręce miała szkaplerz: kawałek zielonego sukna z tasiemką tego samego koloru. Po jednej stronie materiału była Maryja, wskazująca na swoje Serce, a po drugiej przebite mieczem Serce oraz napis: „Niepokalane Serce Maryi, módl się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej”. Co ciekawe, ten szkaplerz nie ma bractwa, a więc nie musi być nałożony przez kapłana. Wystarczy, że zostanie poświęcony. Matka Boża obiecuje dobrą śmierć, nawrócenie, uzdrowienie, dar wiary oraz wiele innych łask. Jeśli dzieją się cuda, to tylko dzięki wierze ludzi, którzy go przyjmują. Maryja mówiła, że łaska zależy od siły ufności i wiary osób, które ofiarują szkaplerz innym lub sami go noszą. Jest wiele świadectw związanych z tym szkaplerzem i coraz więcej osób go przyjmuje. Matka Boża jest tak prosta, a jednocześnie bardzo skuteczna.
Drugim ze szkaplerzy jest Czerwony Szkaplerz Męki Pańskiej – objawiony siostrze Apolonii Andriveau 26 lipca 1846 r. W trakcie objawienia Apolonia widziała Jezusa ubranego w długą czerwoną suknię i niebieski płaszcz. W prawej ręce trzymał szkaplerz. Po jednej stronie szkaplerza Jezus był przedstawiony na krzyżu, a wokół niego słowa: „Najświętsza Męko Pana naszego Jezusa Chrystusa, zbaw nas”. Po drugiej stronie znajdował się wizerunek Najświętszych Serc Jezusa i Maryi. Na dole widniał napis: „Najświętsze Serca Jezusa i Maryi, strzeżcie nas”. Ten szkaplerz zostaje nałożony przez kapłana, chociaż też nie ma przynależności do bractwa. Tym, którzy go noszą Pan Jezus obiecał wielkie pomnożenie wiary, nadziei i miłości oraz odpuszczenie win w każdy piątek.
Do tej pory z warszawskiej Prowincji Sióstr Miłosierdzia zostało wysłanych ok. 14 tys. zielonych szkaplerzy i 2 tys. czerwonych. Niektóre powędrowały do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, Holandii, Niemiec, Ukrainy, Rosji.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.