„Spór PiS-u z anty-pisem ma przede wszystkim podłoże społeczno-ekonomiczne. „Gniew sytych” przełożył się na mobilizację i kolejki przy urnach" – ocenia dziennikarz Opoki Patryk Lubryczyński.
Wybory parlamentarne przybrały formę plebiscytu za lub przeciw obozowi rządzącemu. Na dobre w naszym życiu społeczno-politycznym zapanował „trybalizm”, w którym zwalczają się dwa plemiona. Niestety coraz trudniej budować wspólnotę opartą na wartościach. Głosuje się bardziej przeciwko „wrogom”, niż za spójną opowieścią o Polsce. Organizacjom pozarządowym i celebrytom udało się przekonać przede wszystkim młodych wyborców do spontanicznego happeningu. Młodzi ludzie niezależnie od czasów mają pragnienie, aby uczestniczyć w kluczowych wydarzeniach dziejowych, by po latach wspominać, że brali udział w czymś niezwykłym.
Spór PiS-u z anty-pisem ma przede wszystkim podłoże społeczno-ekonomiczne. W narracji opozycyjnej bogaci i wykształceni muszą łożyć na wyrównywanie szans dla ludności i regionów, które nie były wygranymi transformacji ustrojowej w Polsce. „Gniew sytych” przełożył się na mobilizację i kolejki przy urnach. Na wybory poszedł liczniej wielkomiejski elektorat w większości głosujący przeciwko PiS-owi.
Natomiast partia rządząca nie zmobilizowała wystarczająco Polski „powiatowej" i wschodniej, która była jednym z głównych beneficjentów polityki solidarnościowej obozu rządzącego. Mimo, że Zjednoczona Prawica wygrała na polskiej wsi, według badania Ipsos zdobywając 45%, to i przy tym wyniku widać trend zniżkowy. Zdaniem wspomnianej pracowni sondażowej w wyborach parlamentarnych w 2019 r. PiS uzyskał na obszarach wiejskich 56%.
W 2015 r. program 500+ okazał się świeżym powiewem. Przekraczał wyobraźnię wielu konkurentów politycznych, stając się dla PiS-u lokomotywą dającą zwycięstwo. Program zakładał odczucie pozytywnego działania władzy przez zwykłego obywatela. Wyborcy przyjęli tę obietnicę za dobrą monetę dając szansę Zjednoczonej Prawicy. Dodatkowym bonusem dla PiS-u było zejście pod próg wyborczy Zjednoczonej Lewicy, która nie przekroczyła 8% progu wyborczego dla koalicji partyjnej. Co pozwoliło Zjednoczonej Prawicy zbudować samodzielną większość parlamentarną. Kolejne wybory w 2019 r. były w pewien sposób podziękowaniem za budowę państwa opiekuńczego. W tamtym czasie do wyborców PiS-u nadal trafiała jeszcze narracja o możliwym odebraniu Polakom programów społecznych.
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki...
Sytuacja po 8 latach diametralnie się zmieniła. PiS przyzwyczaił obywateli, że pieniądze z programów społecznych należą się ludziom. Stąd opozycja w kampanii wyborczej licytowała się z rządem, kto da więcej. Nawet Konfederacja postulująca wolność gospodarczą w programie przedwyborczym zapowiadała pozostawienie 500+, ale bez podniesienia świadczenia do 800+. PiS złapał „zadyszkę”. Obozowi rządzącemu zabrakło nowego pomysłu na postulat dający przewagę nad konkurencją.
Do tego doszły też propozycje ciągnące Zjednoczoną Prawicę w dół, takie jak wprowadzenie Polskiego Ładu. Co nie odbyło się bez częściowej dekompozycji obozu rządzącego, odejścia w 2021 r. z rządu Jarosława Gowina, a następnie rozbicia i wchłonięcia większości Porozumienia przez partię Republikańską będącą częścią Zjednoczonej Prawicy.
Elektorat Gowina tworzyli m.in. mali i średni przedsiębiorcy, którzy ponosząc koszty Polskiego Ładu w znacznej części odpłynęli do partii opozycyjnych. Te kilka procent mogło być kluczowe w obecnej układance powyborczej i poszerzyć elektorat w kierunku centrum. Nie bez znaczenia były też 351 tys. głosów oddanych na konserwatywną Polska jest Jedna. PiS mógł zaproponować start temu komitetowi ze swoich list wyborczych, ale nie zdecydował się na takie posunięcie. Zresztą konsekwentnie grając na samodzielną większość do końca kampanii wyborczej. Do tego dochodzi fakt starzejącego się elektoratu partii rządzącej, z którego kilkadziesiąt tysięcy od 2019 r. zmarło.…
Istotne czynnikiem było też wstrzymanie środków z KPO. Widoczne było sympatyzowanie instytucji unijnych z polską opozycją. Negatywne wypowiedzi czołowych przedstawicieli UE o praworządności w Polsce oraz poziom inflacji i sprawa wiz osłabiły obóz rządzący. W konsekwencji PiS odniósł „pyrrusowe zwycięstwo" przy braku zdolności koalicyjnej i najprawdopodobniej będzie najsilniejszą opozycją parlamentarną w historii III RP zdolną podtrzymać weto prezydenckie w parlamencie.
Między political fiction a alternatywą
Pozostaje jeszcze kwestia sojuszu PiS-u z PSL, co miałoby pozwolić utrzymać władzę Zjednoczonej Prawicy. Na obecnym etapie, to mało prawdopodobne. Z jednej strony partie konkurują o podobne elektoraty, a z drugiej strony ludowcy pamiętają, że w wejście w koalicję z PiS-em kończyło się źle dla dotychczasowych koalicjantów. Wystarczy przypomnieć przypadek Samoobrony i LPR.
Koalicji z PiS-em nie wybaczyliby także PSL-owi jego wyborcy. Konsekwencje wizerunkowe dla ludowców, którzy krytykowali rządy PiS-u byłby kosztowne. Zaś wyciągnięcie przez Zjednoczoną Prawicę, aż 37 posłów z różnych ugrupowań opozycyjnych graniczy z cudem. Sytuacja może zmienić się za jakiś czas, jeśli zacznie dochodzić do napięć pomiędzy PSL-em, a resztą koalicjantów w trakcie sprawowania władzy. Co byłoby realną szansą dla PiS-u na złożenie ponownej oferty ludowcom.
Wydaje się, że na obecnym etapie zdobycie władzy i „depisyzacja" będzie dla opozycji ważniejsze, niż ewentualne różnice.
Wróci też zmora kohabitacji, w której prezydent i rząd są z przeciwnych obozów politycznych. Nic nie zapowiada dobrej współpracy. Tym bardziej, że już słychać pohukiwania opozycji, że jeżeli Andrzej Duda będzie zwlekał z powołaniem centrolewicowego rządu, to nowy parlament ograniczy mu budżet na prezydencką kancelarię. Z kolei Koalicja Obywatelska w ramach programu wyborczego zapowiedziała postawienie głowy państwa przed Trybunałem Stanu. Poza deklaratywnym gniewem opozycja nie ma na to większych szans. W głosowaniu Zgromadzenia Narodowego (połączone izby Sejmu i Senatu obradujące wspólnie) musiałoby paść 2/3 głosów za postawieniem prezydenta przed Trybunałem Stanu (374 głosy). Z kolei głowa państwa może stać się w obecnej sytuacji gwarantem dla wyborców PiS-u, że pomysły ograniczające zakres programów społecznych i wprowadzające radykalne zmiany światopoglądowe nie dojdą w części do skutku.
Jedno jest pewne powyborczy kurz szybko nie opadnie, bo przed nami już na wiosnę 2024 r. maraton wyborczy z wyborami samorządowymi i europejskimi.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.