Mogę uchylić rąbka tajemnicy, że w mojej ocenie zabójstwo nie zostało dokonane siłami Stasi czy KGB, ale polskimi – powiedział prokurator Michał Skwara, prowadzący śledztwo ws. zabójstwa ks. Franciszka Blachnickiego.
W rozmowie z tygodnikiem „Idziemy” zaznaczył, że pierwsze śledztwo zostało umorzone ze względu na brak dostatecznych danych uzasadniających popełnienie przestępstwa. Nie przeprowadzono jednak wtedy sekcji zwłok ks. Blachnickiego. Do sprawy wrócono, kiedy do Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN wpłynęło formalne pismo o zbadanie tej sprawy.
„Ciało księdza zostało sprowadzone do Krościenka w 2000 r. Strona kościelna przeprowadziła sekcję zwłok w 2006 r. Ustalenia z tej sekcji były na tyle ciekawe, że skłoniły mnie do zbadania sprawy ze wszystkimi rygorami wymaganymi w toku postępowania karnego” – mówił prokurator.
Podkreślił, że w śledztwie występuje wiele czynników, jak np. przesłuchania świadków czy kwerendy archiwalne, ale to ekshumacja jest tutaj jednym z najważniejszych elementów.
„Ekshumacja została przeprowadzona w październiku 2020 r. Zwłoki ks. Blachnickiego przewieziono z Krościenka do Szczecina, gdzie pobrano próbki z tkanki kostnej, tkanek miękkich i włosów. Materiał badali biegli z zakresu medycyny sądowej i toksykologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie i biegli Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, który jest instytutem kryminalistycznym. Po pewnym czasie spłynęły opinie wskazujące kierunek dalszych badań. Poza tym równolegle zasięgaliśmy kolejnych opinii toksykologicznych. To wszystko doprowadziło do wydania końcowej, kompleksowej opinii, w oparciu o akta sprawy” – tłumaczył.
Powiedział, że znana jest zarówno substancja, która zabiła ks. Blachnickiego, jak i sposób jej podania, ale na razie nie przekazuje się więcej informacji.
„Potocznie mówi się o truciźnie, ale to jest określenie obiegowe; chodzi o ksenobiotyk, substancję chemiczną. Żeby wykluczyć migrację różnych środków chemicznych z gleby do zwłok, pobieraliśmy próbki ziemi z miejsca pierwotnego pochówku ks. Blachnickiego w Niemczech” – powiedział prokurator.
Dodał, że ponieważ postępowanie się toczy, wiedza na jego temat musi być reglamentowana. Udało się jednak osiągnąć, jak to określił, cel minimum, czyli ustalenie, czy doszło do zabójstwa i w jaki sposób zostało dokonane.
„A plan maksimum to jest po prostu akt oskarżenia – postawienie przed sądem przynajmniej części sprawców. Tak to sobie wyobrażam. Będzie to bardzo trudne. Żeby postawić komuś zarzuty, trzeba mieć zindywidualizowane dowody, że ta osoba popełniła przestępstwo – nie jakaś grupa czy ogólnie komunistyczny wywiad, ale Kowalski. Są pewne poszlaki, dowody do przeprowadzenia. Czas też działa na niekorzyść, minęło już wiele lat od 1987 r.” – mówił.
Zapytany, czy można stwierdzić, skąd wyszło zlecenie zabójstwa z PRL czy np. ZSRR, odpowiedział:
„Blachnicki był niewątpliwie niewygodny dla ustroju komunistycznego jako takiego, natomiast ja bym przestrzegł przed myśleniem, że wszystko złe pochodzi z zewnątrz. To wcale nie musi tak wyglądać. Historycy mogą sobie pozwolić w tej sprawie na spekulacje, dziennikarze mogą jeszcze więcej, a prokurator musi mieć twarde dowody zgromadzone na gruncie postępowania karnego. Mogę uchylić rąbka tajemnicy, że w mojej ocenie zabójstwo nie zostało dokonane siłami Stasi czy KGB, ale polskimi”.
Zaznaczył również, że sprawa ma 40 tomów akt. To mało w porównaniu ze sprawą zamachu na Jana Pawła II, która liczyła 240 tomów akt i wiele tomów załączników.
„Natomiast sprawa jest bardzo poważna, moim zdaniem. W jakimś sensie odnosi się do przemiany ustrojowej 1989 r. Jeżeli dwa lata przed okrągłym stołem dokonuje się zabójstwa politycznego, to można zadawać różne inne pytania. Zabójstwo jest poważnym przestępstwem, ale ta sprawa znaczy coś więcej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka…” – powiedział.
Źródło: „Idziemy”