Polscy katolicy muszą przestać wciąż oglądać się na Jana Pawła II, a zacząć patrzeć jego oczyma w przyszłość – radzi George Weigel. Zdaniem amerykańskiego intelektualisty od dwustu lat kruszą się fundamenty cywilizacji Zachodu, zaś prawdziwym problemem USA jest brak poważnego przywództwa politycznego.
Pytany o najbardziej dziś aktualne elementy nauczania Jana Pawła II, George Weigel wymienia encyklikę „Centesimus annus” dotyczącą zasad życia w demokracji, teologię ciała czyli papieskie nauczanie o ludzkiej seksualności oraz ideę nowej ewangelizacji.
„Posługiwanie się kryzysem nadużyć seksualnych, aby umniejszyć postać Jana Pawła II jest, szczerze mówiąc, obrzydliwe” – ocenia amerykański intelektualista.
Bazując na doświadczeniach amerykańskich podkreśla, że w argumentacji na rzecz ochrony życia Kościół powinien przytaczać argumenty przekonujące nie tylko niewierzących. Przede wszystkim jednak nie może poprzestawać na nauczaniu lecz tworzyć sieć wsparcia dla kobiet znajdujących się w trudnej sytuacji, by mogły znaleźć opiekę zarówno przed jak i po urodzenia dziecka.
Tomasz Królak, Marcin Przeciszewski, o. Stanisław Tasiemski OP (KAI): Napisał Pan kilka książek o Janie Pawle II, w tym jego najważniejszą biografię, „Świadek nadziei”, ale na początku warto przypomnieć, że nie czuje się Pan jego biografem, a tym bardziej – biografem autoryzowanym...
George Weigel: W marcu 1996 roku jadłem z Janem Pawłem II kolację, podczas której omawialiśmy mój projekt i zwróciłem się do niego tak: „Nie może Ojciec Święty tego zobaczyć aż do czasu, gdy książka zostanie zakończona”. Odpowiedział: „To jest dla mnie oczywiste. A teraz pomówmy o tym co jest naprawdę interesujące”.
Papież bardzo dobrze rozumiał, że zadanie opisania jego życia i myślenia należy do mnie, że to jest moja odpowiedzialność i moje zadanie. Rozumiał, że gdyby w jakikolwiek sposób chciał brać udział w tworzeniu tej książki, to oznaczałoby to wkroczenie w moją odpowiedzialność. Myślę, że wynika z tego bardzo ważna prawda o papieżu, a mianowicie: od najwcześniejszych lat, już od czasów, kiedy był księdzem w Krakowie a potem wykładowcą na KUL uczył, jak bardzo ważna jest moralna odpowiedzialność człowieka.
I jeszcze jedno. Kiedy dwadzieścia lat temu w Polsce ukazywało się pierwsze wydanie „Świadka nadziei” zapytałem pewnego polskiego historyka: czy to nie jest jednak dziwne, że to amerykański historyk pisze biografię polskiego papieża? Odpowiedział: absolutnie nie, dlatego że my, Polacy, jesteśmy zbyt emocjonalnie z papieżem związani, żeby to zrobić. Natomiast ten czas już się skończył. Polski katolicyzm i polscy katolicy muszą przestać wciąż spoglądać w tył na tego wielkiego człowieka i wielkiego syna Polski, a zacząć patrzeć jego oczyma – w przyszłość.
Trzeba dziś na poważnie przyjąć wezwanie Jana Pawła II do nowej ewangelizacji, w której każdy powinien postrzegać siebie jako ucznia misjonarza, traktując także swój kraj, Polskę, jako terytorium misyjne.
Można powiedzieć, że Jan Paweł II stał się przygodą Pana życia – intelektualną, naukową, a zapewne także duchową. Co Panu przyniosło to doświadczenie?
Tym, co Jan Paweł II zrobił dla mnie, ale również dla całego Kościoła katolickiego, było pokazanie jak mamy patrzeć w przyszłość, żeby zaspokoić potrzeby duchowe, kulturowe, ale również społeczne ludzkości w dwudziestym pierwszym wieku.
Co ta bardzo długa relacja z Janem Pawłem II oznaczała dla mojej duchowości? Miałem to szczęście, że bardzo wcześnie otrzymałem dar wiary i nigdy nie przeżyłem kryzysu w tym względzie. To jest wspaniały dar łaski, za który jestem bardzo wdzięczny. Moje kontakty ze świętym Janem Pawłem II pozwoliły mi przede wszystkim bardzo pogłębić moją wiarę i pokazały mi, że zarówno ważne decyzje życiowe, jak i te, które podejmujemy na co dzień powinny wynikać przede wszystkim z codziennej modlitwy i odzwierciedlać osobistą relację z Jezusem Chrystusem. Całe nauczanie Jana Pawła II i wszystko, co robił dla świata wyrastało z jego codziennej, właściwie nieustannej rozmowy z Bogiem na modlitwie; wynikało z Jego życia duchowego.
Jan Paweł II uświadomił mi i całemu światu, że wszystkie aspekty naszego życia – zarówno wymiar duchowy, to co robimy w Kościele, w wymiarze kulturalnym i społecznym – są ze sobą powiązane jedną nicią i że tak powinno wyglądać życie chrześcijanina. I właśnie takie życie ucieleśnia Jan Paweł II jako radykalny uczeń Jezusa Chrystusa.
Tuż po śmierci Jana Pawła II powiedział Pan, że jego nauczanie będzie aktualne co najmniej przez najbliższe 50 lat. Od tego czasu minęło prawie 20. Czy dziś potwierdziłby Pan tę opinię? Które wątki nauczania Jana Pawła II uważa Pan za najbardziej godne przypomnienia?
Naprawdę powiedziałem o pięćdziesięciu latach? Tylko? (śmiech). Myślę, że można mówić o co najmniej kilkuset. Nauczanie Jana Pawła II jest zapisane w wielu książkach. Gdybyśmy je postawili obok siebie, to byłyby to około ośmiu metrów, co oznacza, że zarówno świat, jak i Kościół mają jeszcze bardzo wiele do przetrawienia. Chciałbym powiedzieć o trzech najważniejszych elementach tej bardzo skomplikowanej układanki.
Pierwszym jest encyklika „Centesimus annus”, napisana po rewolucji 1989 roku. Jan Paweł II daje tam błyskotliwy opis wolnego społeczeństwa przyszłości oraz żywotnej kultury moralnej jako niezbędnego czynnika prawidłowo funkcjonującej demokracji i rynku.
Drugim elementem jest wypracowana przez tego papieża teologia ciała, która, jak sądzę, wywarła ogromny wpływ w Stanach Zjednoczonych, choć nie oddziałała w porównywalny sposób w innych częściach świata. Rewolucja seksualna doprowadziła do wprowadzenia prawa do aborcji, do zdefiniowania małżeństwa jako dowolnej konfiguracji dorosłych osób, do ideologii transgender. Rewolucja seksualna niszczy zachodnią cywilizację. Najlepszą reakcją, czy też odpowiedzią cywilizacji Zachodu na tę rewolucję jest właśnie teologia ciała. To najlepsza odpowiedź, ponieważ mówi o naszej cielesności jako cielesności mężczyzny i kobiety oraz o związanej z tym faktem komplementarności i płodności. I czyni to z większą powagą niż rewolucja seksualna.
Innymi słowy, teologia ciała proponuje nam postawę: tak. Dzięki niej jesteśmy w stanie przeanalizować wszystkie elementy narzucanej nam dziś kultury dekadencji. I tylko dzięki temu możemy powiedzieć takiej kulturze: nie. Ale jesteśmy do tego zdolni dopiero po tym, gdy powiemy teologii ciała: tak.
Chciałbym jeszcze wspomnieć o nowej ewangelizacji i jej swego rodzaju Magna Charta czyli encyklice „Redemptoris missio” z 1990 roku. Kiedy mówimy o najżywszych częściach Kościoła – a patrząc w większej skali trzeba wspomnieć choćby o jego fantastycznym wzroście w Afryce, ale też dynamicznych środowiskach w Europie czy Ameryce Północnej – to są to te jego części, które podjęły wyzwanie nowej ewangelizacji wyrażone właśnie w „Redemptoris missio”.
Pańskie książki – nie tylko „Świadek nadziei” – pokazują, że bardzo głęboko poznał Pan realia Kościoła w Polsce. Jak ocenia Pan jego dzisiejszą sytuację?
Prawie sześć lat temu zostałem zaproszony przez kardynała Kazimierza Nycza na śniadanie z jego biskupami pomocniczymi i biskupem polowym. Zadał mi to samo pytanie: Co pan sądzi o Kościele w Polsce, jak go pan widzi? Posłużyłem się wtedy wspomnianym już porównaniem, to znaczy: patrzenia na wielkiego człowieka wstecz, bądź też patrzenia w przyszłość jego oczami. Powiedziałem też, że Kościół musi zrozumieć, że słowa polskość i katolickość wkrótce nie będą już tożsame („Jestem katolikiem, ponieważ jestem Polakiem”...).
Jeśli tego Kościół nie zrozumie, to za lat dwadzieścia – może nawet nie trzeba będzie czekać czterdziestu – Polska będzie wyglądała tak jak dzisiaj Włochy. Może nie jak Irlandia, gdzie doszło do całkowitej zapaści, czy też Quebec, gdzie doszło do jeszcze większego upadku niż tam. Ale to będzie sytuacja zbliżona do włoskiej – tam katolicyzm jest na powierzchni, ale pod spodem brakuje mu energii. Odpowiedzią na pytanie o sytuację Kościoła w Polsce jest odkrycie na nowo tego misyjnego powołania, które jest powołaniem każdego katolika – tu i teraz.
Bardzo podnosi mnie na duchu doświadczenie pracy z młodymi polskimi katolikami, których mam przyjemność uczyć zarówno na rzymskim Angelicum czyli Papieskim Uniwersytecie Świętego Tomasza z Akwinu, jak i podczas letnich seminariów organizowanych w Krakowie przez Instytut Tertio Millenio, gdzie wykładam zasady wolnego społeczeństwa. Oni nas rozumieją, ale to powinno być rozumiane powszechnie. Idei misyjnego bycia uczniem trzeba uczyć w trakcie formacji seminaryjnej i w ramach edukacji religijnej. Także Episkopat musi zrozumieć, jak ważne jest znaczenie tego misyjnego zadania – bycia uczniem i misjonarzem Chrystusa. W to dzieło muszą zaangażować się także księża.
Jeszcze jedna myśl na temat nowej ewangelizacji. Nie będzie ona mogła mieć miejsca, jeśli Kościół będzie identyfikowany z jakąkolwiek partią polityczną: czy to z prawicy, z lewicy, czy też z centrum. Wtedy bowiem Ewangelia staje się po prostu częścią programu politycznego, a to dla Ewangelii jest zabójcze. Jan Paweł II mocno krytykował to w odniesieniu do Ameryki Łacińskiej i teologii wyzwolenia. A taka pokusa istnieje w Kościele od czasów cesarza Konstantyna. W związku z tym wciąż musimy się uczyć i nieustannie powtarzać, że identyfikacja Kościoła z jakąkolwiek partią polityczną jest dla nowej ewangelizacji zabójcza.
Nie oznacza to jednak, że Kościół nie powinien brać udziału w życiu publicznym. Jak najbardziej tak, z tym, że w inny sposób niż partie polityczne. Powinien zatem przypominać o podstawowych prawdach o człowieku i jego godności, o wspólnocie ludzkiej.
Kościół ma wzbogacać debatę publiczną o konkretne argumenty, chociażby w taki sposób jak uczynili to biskupi amerykańscy. Wspierając od 50 lat środowiska pro-life podnoszą oni dwie podstawowe prawdy. Po pierwsze, że efektem ludzkiego zapłodnienia jest człowiek i że jest to fakt biologiczny, a nie spekulacja natury metafizycznej. A po drugie, że sprawiedliwe społeczeństwo zawsze będzie bronić życia niewinnej ludzkiej istoty. Nie wynika to ani z sakramentów, ani z dogmatu o Niepokalanym Poczęciu czy też tajemnicy Trójcy Świętej.
Zrozumienie i przyjęcie tych dwóch prawd nie wymaga wiary, zaś ich przywoływanie przez amerykańskich biskupów pozwoliło odwrócić front starań o ochronę życia. Obecnie w Ameryce możemy je chronić na każdym jego etapie i niezależnie od tego w jakiej stanie medycznym się znajduje. Sądzę, że z tego doświadczenia mogą czerpać lokalne Kościoły także gdzie indziej.
I jeszcze jedno: istotnym składnikiem działalności Kościoła na rzecz życia jest okazanie moralnego współczucia. Nawiązując znowu do amerykańskiego przykładu działalności ruchu pro-life chciałbym zauważyć, udało się go utrzymać przez te 50 lat również dzięki funkcjonowaniu ośrodków pomagających kobietom, które spodziewały się dziecka będąc w trudnej sytuacji. Obecnie w Stanach zjednoczonych działa 3500 ośrodków wsparcia dla kobiet w ciąży. Mogą one otrzymać tam pomoc i opiekę do czasu porodu, jak i po nim. Tego rodzaju działanie powoduje, że ludzie się nawracają. Chodzi więc nie tylko o posługiwanie się wspomnianymi argumentami na rzecz życia, ale zaoferowanie konkretnej opieki i okazanie współczucia. Każdy go bowiem szuka w świecie, który ma go coraz mniej i jest coraz zimniejszy.
Nie tylko Polaków straumatyzowała fala oskarżeń sugerujących, że Karol Wojtyła – jako metropolita krakowski i jako papież Jan Paweł II – ukrywał przestępstwa seksualne księży. Na szczęście, dzięki uczciwym publikacjom sprawa została przedstawiona w świetle prawdy, a postać Karola Wojtyły – oczyszczona. Czy nie uważa Pan jednak, że proces percepcji tego nauczania – wciąż aktualnego, wciąż nie przemyślanego – ucierpiał z powodu, tendencyjnych i kłamliwych oskarżeń? To byłby prawdziwy dramat...
Myślę, że te zarzuty zostały bardzo starannie obalone przez takie osoby, jak moja przyjaciółka Paulina Guzik i inni.
Myślę, że posługiwanie się kryzysem nadużyć seksualnych, aby umniejszyć postać Jana Pawła II jest, szczerze mówiąc, obrzydliwe. Nikt, kto miał jakąkolwiek wiedzę o Karolu Wojtyle, nie mógłby uwierzyć, że toleruje on wykorzystywanie seksualne kogokolwiek, a zwłaszcza ludzi młodych. Zatem te próby, sugerowanie, że było inaczej, nie ma, moim zdaniem, żadnych podstaw w faktach i zostały one bardzo starannie obalone.
To powiedziawszy, chcę zaznaczyć, że kryzys nadużyć seksualnych w Kościele to rzeczywistość. Nie jest to wytwór medialny, lecz nasz problem. I można sobie z nim poradzić tylko poprzez transparencję. Przechodziłem przez to w Stanach Zjednoczonych 22 lata temu. Napisałem o tym książkę „Odwaga bycia katolikiem”, która została przetłumaczona na język polski, i muszę powiedzieć, że reakcja wielu polskich biskupów na tę sytuację, zrzucanie całej winy na media, nie radzenie sobie z popełnionymi błędami, jest bardzo rozczarowująca. Przejrzystość jest niezbędna do przywrócenia wiarygodności, a wiarygodność jest niezbędna dla nowej ewangelizacji.
Czy w biografii Jana Pawła II jest coś, co stanowi dla Pana zagadkę, co chciałby Pan odkryć? I czy to jest coś w czym, ewentualnie mogłyby pomóc niedostępne dziś archiwa czy też chodzi raczej inny rodzaj tajemnicy?
Nie sądzę, że jeśli za 50 czy 60 lat archiwa dotyczące tego pontyfikatu zostaną udostępnione, to odkryją jakieś zaskakujące sprawy. Myślę, że być może pogłębimy naszą wiedzę czy zrozumienie działań Jana Pawła II, ale nie sądzę, żebyśmy byli czymś jakoś bardzo zaskoczeni.
Myślę natomiast, że to, co pozostanie tajemnicą – ale tajemnicą w znaczeniu teologicznym, a nie „powieściowym” – to głębia jego życia duchowego. Jan Paweł II, Karol Wojtyła, był prawdziwym mistykiem. Najgłębszy poziom jego nieustających rozmów z Bogiem odbywał się w sposób, który mógłbym określić jako przedsłowny czy pozasłowny, w każdym razie – nieartykułowalny. Była to w istocie prawdziwa mistyka; coś, co teologowie określają mianem „kontemplacji wlanej”.
On tego nie potrafił opisać, więc tym bardziej ja nie jestem w stanie tego zrobić. Jest to coś w rodzaju komunii z Bogiem czy też miłości do Niego – trudno dokonać tu formalnego rozróżnienia – w każdym razie swego rodzaju antycypacja tego, co czeka nas w Królestwie Bożym. Trudno opisać to słowami, będzie to możliwe wtedy, gdy tego doświadczymy.
Na co mamy nadzieję... A zamykając temat „Karol Wojtyła a sprawa polska”: wykorzystaliśmy szansę, jaką przez Jego pontyfikat dała nam Opatrzność, czy może spoczęliśmy na laurach?
Proszę mnie zapytać za sto lat! Myślę, że w tej chwili mamy okres przejścia od radowanie się z wielkiego daru jaki Polska dała światu do okresu, w którym Polska potraktuje nauczanie i przykład Jana Pawła II znacznie poważniej.
Chciałbym posłużyć się dwoma przykładami: nauką społeczną Jana Pawła II i jego „teologią ciała”. O wiele lepiej jest ona zintegrowana z życiem Kościoła w Ameryce niż w Polsce. Teologia ciała zasadniczo zmieniła się w pozytywny sposób przygotowanie do małżeństwa w Stanach Zjednoczonych znacznie wpłynęła na naszą pracę katechetyczną, a także na działanie naszych duszpasterstwa akademickich na kampusach i duszpasterstw uniwersyteckich. Nie widzę, by działo się to tutaj, a powinno.
Wychodząc (choć nie do końca) poza postać Jana Pawła II chcielibyśmy zapytać o obecną kondycję duchową Europy. Chantal Delsol napisała niedawno książkę „Koniec świata chrześcijańskiego”, w której ocenia, że następuje oto agonia cywilizacji liczącej 16 wieków. Podziela Pan ten pogląd? A jeśli tak, czy dostrzega Pan jakieś znaki nadziei dla Europy?
Pomówmy może o Europie i o Zachodzie razem dlatego, że wszyscy jesteśmy częścią jednego, mimo wszystko, projektu cywilizacyjnego, który ulega, choć w różnym rytmie, jakiemuś rozpadowi. Postrzegam cywilizację Zachodu – Europę i to, co powstało za sprawą „eksportu” Europy a więc także Amerykę, Amerykę Łacińską, itd. – jako a jako cywilizację, która zasadza się na trzech fundamentach. Są to: Jerozolima, Ateny i Rzym.
Jerozolima czyli religia biblijna, uczy Zachód, że historia dokądś zmierza, że nie jest ona przypadkowa lecz ma konkretny kierunek. Obrazem tego jest oczywiście wyjście Izraelitów z Egiptu. Natomiast od Atenom, od klasycznej greckiej filozofii, zachodnia cywilizacja zyskała przekonanie, że dzięki rozumowi możemy dotrzeć do prawdy, która jest wbudowana w świat i w człowieka. Klasyczny Rzym zaszczepił nam zaś przekonanie o nadrzędności rządów prawa, o jego wyższości wobec przymusu i prób porządkowania świata w sposób siłowy.
Natomiast przez ostatnie dwieście lat wspomniane wyżej fundamenty zaczęły się kruszyć. Jeśli utracimy wiarę w Boga biblijnego, to utracimy wiarę w rozum. I widzimy to w tej chwili – w tym postmodernistycznym mówieniu o mojej, twojej, jego prawdzie itd., a więc o tym, że nie ma prawdy jedynej. Jeśli z kultury Europy zachodniej znika pojęcie prawdy, rozpadowi ulegają też praworządność i rządy prawa. A wtedy mamy to, co kardynał Joseph Ratzinger w 2005 roku nazwał dyktaturą relatywizmu.
Jak wyjść z tego chaosu? Otóż najważniejszym elementem umożliwiającym odzyskanie wiary w rozum jest odzyskanie wiary w Boga biblijnego. A to z kolei jest kluczowym warunkiem przywrócenia wiary w demokrację. Jedyną zaś, długofalową odpowiedzią na kryzys, z którym mamy do czynienia na Zachodzie, wydaje się być nowa ewangelizacja, którą głosił Jan Paweł II.
Czy i gdzie dostrzegam znaki nadziei? Otóż wydaje mi się, że jednym z nich są Światowe Dni Młodzieży, zainicjowane przez Jana Pawła II. Młodzi ludzie gromadzili się dlatego, że czegoś szukali, szukali mianowicie prawdy w wierze biblijnej.
Znaki nadziei znajduję także w moim rodzinnym kraju. Myślę o młodych amerykańskich księżach. Ci mężczyźni postanowili zostać kapłanami już po wybuchu skandali seksualnych spowodowanych przez księży. Podjęli zadanie misyjne wiedząc, że nie będzie to łatwe. Przyjęli wyzwanie, poprzez które chcą rozwijać Kościół, a nie tylko nim zarządzać. Kiedy pyta się ich o to, co wpłynęło na podjęcie decyzji o kapłańskie odpowiadają, że był to Jan Paweł II. Oni rozumieją, że wyzwaniem przed jakimi staje ich powołanie polega na tym, żeby dawać świeckim narzędzia do nawracania kultury i społeczeństwa. Uważam to za wielki znak nadziei.
Przed ponad dwudziestu laty św. Jan Paweł II popierał starania Polski o członkostwo w Unii Europejskiej. Tymczasem niedawno Parlament Europejski włączył tzw. prawo do aborcji do Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Jak w takiej sytuacji powinniśmy za kilka tygodni głosować w wyborach do tego gremium?
Nie jest moją rolą wskazywanie na jaką partię, czy na jakiego kandydata powinni głosować Polacy. Nie ulega wątpliwości, że Unia stała się obecnie projektem ekonomicznym, politycznym napotykającym wielkie trudności. Nie spełnia swojego konstytutywnego celu. Zrodziła się ona bowiem z idei trzech wielkich katolickich mężów stanu: Roberta Schumanna, Konrada Adenauera i Alcide de Gasperi. Rozumieli oni, że dla ogólnoeuropejskiej polityki potrzebny jest solidny fundament moralno-kulturowy.
Niemożliwe jest utrzymanie demokracji w dłuższym czasie, jeśli podstawowe prawo do życia nie jest uznane przez prawo i pielęgnowane przez kulturę. Zatem zadaniem katolickich obywateli Europy i tworzących ją krajów jest nawrócenie Unii Europejskiej. A zadaniem politycznym jest sprawienie, aby to nawrócenie było możliwe, aby prawo Unii Europejskiej nie stawiało przeszkód nawróceniu, czy ponownemu nawróceniu Europy.
Jak zwykli ludzie powinni głosować, tego nie wiem. Wiem, że wielki projekt – Europa oddychająca swobodnie oboma płucami, jak to ujął Jan Paweł II – będzie bardzo zagrożona, jeśli dominującym modelem kulturowym, a w istocie modelem politycznym stanie się francuska „laïcité”. Sama Francja umiera. Ma niski poziom zastępowalności pokoleń. Ma ogromny problem demograficzny. Ten model nie działa, więc nie udawajmy, że wszyscy musimy stać się Francją lub Niemcami, aby stać się prawdziwymi Europejczykami.
W jednym z tekstów dla „First things” pisał Pan, że następca Franciszka będzie musiał odnieść się do paru kontrowersyjnych dziś kwestii. Jedną z nich jest udział komunistycznych władz w Chinach w nominacjach biskupów w tym kraju. Inną – stanowisko Kościoła wobec dialogu międzyreligijnego, zwłaszcza w kontekście deklaracji z Abu Zabi, która zawiera sformułowanie, iż pluralizm religii jest wyrazem woli Boga. Jakie będą, Pana zdaniem, kluczowe kwestie do namysłu dla kardynałów podczas kolejnego konklawe?
Myślę, że kolejnego papieża powinno charakteryzować przede wszystkim to, że jest uczniem Chrystusa. Bo papież, nie jest osobą, której podstawowym zadaniem jest dyplomacja czy zarządzanie rzymską kurią – od tego są inni. Po drugie ważne jest by papież rozumiał, że najważniejszą strategią na XXI wiek jest nowa ewangelizacja.
Są też inne kwestie, wtórne choć także pilne, takie jak obrona wierzących w Chrystusa przed różnymi reżimami totalitarnymi . Wydawało się, że znikną one wraz z upadkiem komunizmu, ale tak się nie stało. Jeśli chodzi o politykę Watykanu wobec Chin, to postrzegam ją jako problematyczną, dlatego, że jej głównym założeniem nie jest obrona ludzi. A skoro tak, to rozwój Kościoła w tych krajach może okazać się bardzo trudny.
Patrząc także z polskiej perspektywy uważam, że Watykan powinien ponownie przeanalizować swoje relacje z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym. Od czasu inwazji Rosji na Ukrainę przywódcy tego tego Kościoła pokazali, że jest on instrumentem rosyjskiej władzy państwowej, co powinno zmusić Watykan do przeanalizowania swojej strategii ekumenicznej wobec Wschodu.
Wiemy, że istnieją pewne napięcia między Kościołem w Stanach Zjednoczonych a Stolicą Apostolską, i o ile rozumiem, katoliccy biskupi Stanów Zjednoczonych mają wielką nadzieję na odnowę eucharystyczną jako sposób umocnienia wiary katolickiej. Jaka jest Pańska opinia: co jest powodem owych napięć między Stolicą Apostolską a Kościołem w Stanach Zjednoczonych i jaka jest nadzieja dla Kościoła w Stanach Zjednoczonych?
Myślę, że te napięcia są przesadzone. Kościół w Stanach Zjednoczonych ma wiele wyzwań. Ale w świecie zachodnim jest on być może jednym z najbardziej żywotnych, jeśli nie najbardziej żywotnym, prężnym Kościołem lokalnym. Jeśli nie jest to rozumiane w Rzymie, to jest to problem rzymski, a nie amerykański. Odrodzenie eucharystyczne jest ogólnokrajową próbą, by na nowo budować fundamenty Kościoła na tym, co jest jego rdzeniem – Ecclesia de Eucharistia – Kościół żyje dzięki Eucharystii – jak nas nauczał Jan Paweł II. Eucharystia jest jego rdzeniem. Myślę, że tego lata w Indianapolis (17-21 lipca) będzie wielka frekwencja na ostatnim spotkaniu Kongresu. Widzę początki powrotu do niedzielnej Mszy św. po pandemii COVID. Ale to był duży problem dla wszystkich. Mój kościół parafialny podczas tegorocznego Triduum był tak pełna, jak nigdy dotąd, a na niedzielnej Mszy św. widać powrót do tego, co było wcześniej, przed pandemią COVID.
Trzeba wiele rzeczy poprawić, ale jesteśmy w stosunkowo dobrej kondycji, a Kościół w Stanach Zjednoczonych, jak sądzę, przyjął Nową Ewangelizację. Potwierdza to wiele przykładów. Wydaje się, że redaktor Tomasz Królak stale czyta moje felietony, więc być może zauważył ten, który napisałem kilka tygodni temu, zatytułowany „Dobra wiadomość jest taka, że złe wiadomości nie są wszystkimi jakie istnieją”. Wymieniłem tam wiele dobrych rzeczy, jakie mają miejsce w Kościele w Stanach Zjednoczonych. Jestem więc pełen nadziei co do przyszłości. Mamy wiele tych samych wyzwań, problemów kulturowych, których doświadczacie tutaj, ale mamy też siły i nadzieję.
Media na całym świecie donoszą o kolejnych ofiarach fenantylu, pokazując straszne obrazy z amerykańskich ulic, po których snują się fale narkomanów, zachowujących się jak zombie... To chyba dziś spory problem w USA i wyzwanie także dla Kościoła?
To jest oczywiście problem, chociaż nadużywanie narkotyków jest wyzwaniem całego zachodniego świata, choć szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Wynika to z wielu skomplikowanych przyczyn, w tym dostępności opioidów w legalnych procedurach medycznych. To prawda, że mamy bardzo poważny problem z kontrolą granic z Meksykiem, bo w północnym Meksyku produkowanych jest wiele opioidów syntetycznych. Ale z katolickiego punktu widzenia, czy jest to. heroina, alkoholizm, opioidy – są one wyrazami rozpaczy ludzi, którzy żyją pusto, poszukują czegoś, co wypełniłoby pustkę w ich życiu. Musimy się bardziej postarać, żeby dać im odpowiedź na tę pustkę, zwłaszcza we wspólnotach, które zostały upośledzone ekonomicznie przez przemiany, gdzie występuje wiele przypadków nadużywania opioidów. Jest to wyzwanie poważne wyzwanie duszpasterskie
Na koniec chcemy zapytać o listopadowe wybory prezydenckie w USA: który z dwóch najpoważniejszych kandydatów byłby Pańskim zdaniem lepszy z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski i Europy?
To prawdziwy problem. W Stanach Zjednoczonych nie mamy dziś bowiem poważnego przywództwa politycznego, z punktu widzenia polityki światowej. Nie mamy przywódców politycznych, którzy chcieliby wyjaśnić Amerykanom, że jeśli na Ukrainie zwycięży Putin, będzie miało wpływ także na nas. Od czasu pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę napisałem o tym kraju 41 artykułów. Mieliśmy początki niektórych, bardziej dojrzałych reakcji w Kongresie, włącznie z przyjęciem w zeszłym miesiącu dużej pomocy wojskowej dla Ukrainy. Mam nadzieję, że ktokolwiek zostanie prezydentem, będzie rozumiał w jak wielkim stopniu nie można oddzielać bezpieczeństwa Europy od bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Z kolei bezpieczeństwo Europy nie może być oddzielane od problemu Chin i Wschodniej Azji.
Jeśli Putin zwycięży na Ukrainie, to Xi Jinping dojdzie do wniosku, że Zachód jest niezdolny do obrony Tajwanu, że nie chce go bronić. Będzie to miało ogromny wpływ na Filipiny oraz cały region Pacyfiku.
Chciałbym, aby nasi dwaj główni kandydaci na prezydenta rozumieli to tak dobrze, jak to rozumie prezydent Andrzej Duda. Rozmawialiśmy o tym krótko po wczorajszej uroczystości [wręczenia Georgowi Weigelowi Krzyża Komandorskiego Orderu Zasługi RP – przyp. red]. Jesteśmy całkowicie zgodni: to, co dzieje się na Ukrainie jest kluczowe dla całego świata. Potrzebujemy amerykańskiej polityki, która to odzwierciedla, a w tej chwili jej nie mamy. Bardzo mi z tego powodu przykro.