„Ludzie, jakie ja mam cudne życie! Takie na bogato. Trudne, ale dobre”. Świadectwo wielodzietnej matki

Pierwszą, niełatwą historią jest nasza wielodzietność, a drugą – trudniejszą – bycie matką dziecka z niepełnosprawnością. Sama się dziwię, że Pan Bóg nas tak obdarował… – mówi Dorota. I dodaje: jestem bardzo wdzięczna za moje życie. [...] Mam przekonanie, że to Bóg tworzy naszą historię.

Sześcioro dzieci, siódme niepełnosprawne, potem jeszcze troje – w czasach, gdy rodzina z trójką dzieci uchodzi za wielodzietną, mieszkająca w Trójmieście Dorota plasuje się niewątpliwie powyżej średniej. Nie lubi określenia „matka Polka”, bo to kojarzy się z bohaterstwem, a Dorota nie ma problemu z tym, żeby w razie potrzeby poprosić o pomoc. Po urodzeniu dziesięciorga dzieci matka wróciła do pracy. Po długiej przerwie odnowiła prawo do wykonywania zawodu położnej i pracuje na oddziale patologii ciąży. Jak podkreśla, nie dałaby rady, gdyby nie Boża pomoc. Świadectwo Doroty publikuje portal Onet.

„Sama urodziłaś dziesięcioro dzieci – czy to pomaga w pracy położnej?” – pyta Marta Rapcewicz z Onetu.

„Bardzo – odpowiada Dorota. – Czuję wspólnotę z kobietami, którym towarzyszę. Chociaż nie dzielę się wprost moją historią, nie mówię: zrób tak i tak. Ciekawostka: w początkach pracy myślałam, że doświadczenie dziesięciu porodów utwierdzi mój autorytet. Ale okazało się, że to ludzi płoszy – bo to się nie mieści w głowie (śmiech). Teraz rzadko kiedy mówię, ile mam dzieci…”

Jak opowiada, na patologii ciąży stara się „stworzyć przyjazną atmosferę i zracjonalizować strachy, które czają się na tym oddziale”. „Podpowiadam: niech się pani prześpi, coś fajnego obejrzy, z kimś bliskim porozmawia. I to, że jedna pacjentka się zaśmieje, ktoś inny mnie posłucha, już daje mi poczucie, że jestem na swoim miejscu” – mówi.

Siódme dziecko Doroty, syn Maciek, ma aberrację chromosomową w układzie mozaikowym. „Część jego komórek jest nieprawidłowa. Ale żyje, jest śliczny, nie ma wad narządów. Tylko niepełnosprawność intelektualną i padaczkę” – wyjaśnia matka. Pierwszy atak miał jako niemowlę.

„Potem nastąpiła długa i trudna droga diagnozowania w różnych ośrodkach w Polsce. Zanim Maciek skończył roczek, potwierdziło się, że to wada genetyczna. Uznaliśmy, że póki co nie wiemy, z czym to będzie się wiązało na przyszłość, więc znaleźliśmy dla niego terapię, próbowaliśmy na bieżąco radzić sobie z padaczką, szukać leków, które by ją wyciszały, stymulować Maćka” – opowiada Dorota. I dodaje:

„Dla mnie jedną niełatwą historią jest nasza wielodzietność, a drugą – trudniejszą – bycie matką dziecka z niepełnosprawnością. Sama się dziwię, że Pan Bóg nas tak obdarował…”

Jako 12-latek Maciek miał nawrót choroby.

„Nie wiemy, co było tego powodem, czy rozpoczynający się okres dojrzewania, czy też ograniczenie jednego z leków. Zaczęły się bardzo silne ataki padaczki. I widzieliśmy, jak Maciek po każdym takim wydarzeniu traci – wspomina matka. – Byliśmy bardzo długo w szpitalu, najpierw na OIOM-ie, potem miesiącami w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. I dostawaliśmy sygnały od lekarzy, że nie wiedzą, czy uda się opanować ataki. Ani jak Maciek będzie potem żył i funkcjonował — czy w ogóle będzie żył. Wtedy nastąpiło u mnie załamanie. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale ktoś mądrzejszy mi uświadomił, że to był moment mojej żałoby. Wcześniej byłam skupiona na walce i na tym, że wciąż widać było postępy. A wówczas dopiero dotarła do mnie w pełni świadomość, że mam dziecko niepełnosprawne”.

„Jak to możliwe, żeby w takim cierpieniu widzieć dobro?” – pyta dziennikarka.

Mam przekonanie, że to Bóg tworzy naszą historię – odpowiada Dorota. – Jak w tym prostym porównaniu, że my widzimy swoją drogę życiową tylko do jakiegoś zakrętu, a Bóg widzi całość. Także ja nie wiem, co On przewiduje dla mnie i uznaję, że nie muszę wszystkiego wiedzieć i rozumieć. Naprawdę widziałam, że Pan Bóg był z nami i pomagał nieść ten krzyż, to nie jest dla mnie slogan. Chociażby to, że przygotował nam piękny dom, żebyśmy tam mieszkali z Maćkiem i dziećmi. I wiele innych rzeczy. I z tego wynika, że nie mam poczucia krzywdy. Wręcz przeciwnie — jestem bardzo wdzięczna za moje życie. Ludzie, jakie ja mam cudne życie! Takie na bogato. Trudne, ale dobre”.

W dodatku, jak zaznacza Dorota, „naprawdę kocha się takiego dzieciaka”.

„Pięknie powiedział nam kiedyś znajomy ksiądz, że Maciek, jak każdy człowiek, składa się z ciała i duszy. Ciało Maćka jest niepełnosprawne, ale jego duch jest zdrowy. I on potrzebuje na przykład dobrej nowiny, potrzebuje słyszeć, że jest kochany. A jak się spotkamy w niebie, on nam wszystko opowie, jak mu było w naszej rodzinie. Dla mnie to jest piękna perspektywa! Uważam, że to jest świetne dla rodzeństwa mieć brata z niepełnosprawnością. Ja właściwie prawie nie współczuję moim dzieciom. Czasami widziałam, że mieli z tym trudności, na przykład nie chcieli mówić o Maćku kolegom, ale to jest naturalne. To wszystko ich wyposaża na przyszłość, na dorosłe życie, uczy empatii” – podkreśla mama Maćka.

Źródło: onet.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama