Tylne drzwi dla depenalizacji aborcji. Prawniczka z Federy liczy na ONZ

Proaborcynji aktywiści chcą wprowadzenia moratorium na karanie za aborcję. W ten sposób organizacje rozprowadzające środki poronne byłyby bezkarne. To rozwiązanie bardzo podobne do tego, które odrzucił już polski Sejm.

Pomysł wprowadzenia moratorium ogłosiła prawniczka Kamila Ferenc z Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (Federa), organizacji bezpośrednio zainteresowanej tą sprawą. Ferenc powołuje się na raport oenzetowskiego Komitetu ds. Likwidacji Dyskryminacji Kobiet (CEDAW). CEDAW krytykuje nasz kraj za to, że aborcja nie jest dostępna na życzenie. Raport nie jest dla Polski wiążący.

Ferenc stwierdziła, że Polska powinna uznać aborcję za prawo podstawowe. Tymczasem, zdaniem działaczki Federy, należałoby wprowadzić moratorium, czyli zakaz wykonywania kar za nielegalne aborcje. W tej chwili ciężarna kobieta nie jest karana za zabicie poczętego dziecka. Ewentualna kara dotyczy osób przeprowadzających aborcję, albo pomagających w tym.

Pomysł proaborcyjnej działaczki w praktyce niewiele różni się od tego, co zapisano w projekcie ustawy depenalizującej aborcję. Skutkiem jednego i drugiego byłoby to, że lekarze z aborcyjnego podziemia (którym często straszą feministki), albo członkowie organizacji załatwiających aborcje byliby bezkarni. Gdyby weszła w życie ustawa, aborcyjni pomocnicy zostaliby automatycznie uniewinnieni. Gdyby wprowadzono moratorium, mogłyby zapadać skazujące wyroki, ale nikt by ich nie wykonywał.

Depenalizacyjny projekt został odrzucony przez Sejm, dzięki głosom Prawa i Sprawiedliwości, Konfederacji oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Źródło: portalsamorzadowy.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama