Terlikowski „wstydzi się” za biskupów. Prezydium KEP ponownie ostrzegło rodziców przed seksualizacją dzieci

Zagrożenia edukacji zdrowotnej dostrzegli rodzice, dostrzega także i Kościół. A biskupów się nie wstydźmy, tylko im dziękujmy, że stoją na straży tego, co w nas dobre, piękne i najważniejsze – Boże.

W opublikowanym wczoraj przez prezydium KEP liście, biskupi przestrzegają rodziców, by „nie wyrażali zgody na udział dzieci w demoralizujących lekcjach” – chodzi o wprowadzoną od nowego roku w szkołach podstawowych i średnich nieobowiązkową edukację zdrowotną.

„Prowadzona przez niektóre media propaganda podkreśla, że w edukacji zdrowotnej chodzi o zdrowie uczniów, a tymczasem w istotnej swej części przedmiot ten zawiera treści dotyczące tzw. zdrowia seksualnego, których celem jest całkowita zmiana w postrzeganiu rodziny i miłości” – piszą już na wstępie hierarchowie: przewodniczący KEP abp Tadeusz Wojda, jego zastępca abp Józef Kupny i sekretarz bp Marek Marczak. 

Jak to mówią: uderz w stół, a nożyce się odezwą. Dziś na łamach „Więzi” ukazał się artykuł Tomasza Terlikowskiego „Biskupi w sprawie edukacji zdrowotnej mijają się z prawdą”. Publicysta stwierdza z przykrością, zresztą nie pierwszy raz w tej kwestii, że jeśli chodzi o wychowanie dzieci: „hierarchowie KEP nie są żadnym autorytetem”.  

„Jest mi wstyd za Prezydium KEP. Zwyczajnie, tak po ludzku, jest mi wstyd. I to nie dlatego, że nie zgadzam się z jej listem (choć głęboko, jako katolik, ojciec, dziennikarz, człowiek zaangażowany w obronę małoletnich przed przemocą seksualną – także – w Kościele i w rodzinie, się z nim nie zgadzam), ale dlatego, że to wstyd, że trzech biskupów (by nie oskarżać innych, wymieńmy tę trójkę z imienia i nazwiska – arcybiskupi Tadeusz Wojda, Józef Kupny i biskup Marek Marczak) zwyczajnie w treści tego listu mijają się z prawdą. Jeśli robią to świadomie, to znaczy, że kłamią, a jeśli nie, to znaczy, że napisali list o kwestii, której nie zbadali – obie te ewentualności bardzo źle o nich świadczą” – pisze Tomasz Terlikowski.

Przypomnijmy na wstępie, że to rodzice i nauczyciele początkowo podnieśli głośny sprzeciw wobec edukacji zdrowotnej, widząc w niej zagrożenie demoralizacją własnych dzieci. Stowarzyszenie „Nauczyciele dla Wolności”, wspólnie z Koalicją na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły i wieloma innymi organizacjami alarmowało o niebezpiecznych zmianach w polskich szkołach. Stowarzyszenie Rodzice Chronią Dzieci zorganizowało w Warszawie i potem w kilkunastu miastach w Polsce demonstracje pod hasłem: „Tak dla edukacji. Nie dla deprawacji”. Protesty były na tyle silne, że MEN wycofało się z pomysłu, by przedmiot był obowiązkowy.

Ojcostwo

Zastanawiające jest to, że Tomasz Terlikowski atakuje biskupów, a nie rodziców. Biskupi nie są z pewnością dosłownymi „autorytetami” w kwestii wychowania dzieci – ich rolą jest duchowe ojcostwo i przewodzenie „swoim dzieciom” w kwestiach moralnych. Innymi słowy – rolą pasterzy Kościoła – jest ostrzeganie przed zagrożeniami, które oddalają nas od zbawienia, które mogą niszczyć naszą relację z Bogiem, które wprowadzają nieład i zamęt do naszych serc – a w przypadku edukacji zdrowotnej do serc dzieci.

„W trosce o wychowanie i zbawienie, apelujemy, abyście nie wyrażali zgody na udział Waszych dzieci w tych demoralizujących zajęciach” – napisali biskupi w liście. 

Przy wprowadzaniu do szkół programu edukacji zdrowotnej pułapek było wiele. Jedną z głównych było właśnie – jak wspomnieli w liście KEP biskupi – wprowadzenie demoralizujących treści, pośród tematów związanych ze zdrowiem i aktywnością fizyczną itp.

Tymczasem już św. Paweł przestrzegał, by unikać wszystkiego, co ma choćby pozór zła. Obrazowo mówił także o odrobinie kwasu, która potrafi całe ciasto zakwasić. A chodzi przecież o to, że „w Chrystusie Bóg wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”. Dostaliśmy też Ducha Świętego, byśmy potrafili odróżnić dobro od zła, by żyć w świętości.

Tylko trochę trucizny

Spójrzmy teraz, co jest tą „odrobiną kwasu”, o którą toczy się w mediach taki spór. Wielokrotnie na łamach Opoki analizowaliśmy program edukacji – punktując jej zagrożenia. W tym przypadku oddajmy jeszcze raz głos biskupom, którzy w programie edukacji zdrowotnej dostrzegli wiele zagrożeń:

  • „Tematyka seksualności w ramach Edukacji zdrowotnej jest oderwana od kontekstu małżeństwa i rodziny. Małżeństwo jest tu tematem prawie nieobecnym, zaś rodzina – rozumiana jako ojciec, matka i dzieci – jest całkowicie zmarginalizowana”.
  • „Aktywność seksualna została oderwana od małżeństwa i przedstawia się ją jako wyzwolenie z wszelkich barier, w tym granic wiekowych i odpowiedzialności za jej skutki. Za jedyny warunek podjęcia współżycia uznane zostało kryterium świadomej zgody”.
  • „Edukacja zdrowotna wprowadza do szkoły genderową koncepcję płci. Nie wspiera młodych ludzi w zaakceptowaniu swojej płci biologicznej. Przeciwnie, zachęca dzieci i młodzież do odrzucenia swej kobiecości lub męskości”.
  • „Wizja seksualności i płci obecna w Edukacji zdrowotnej jest niezgodna z polskim systemem prawnym. Konstytucja wyraźnie podkreśla, że małżeństwo, rodzina, macierzyństwo i ojcostwo pozostają pod ochroną państwa”.

Polscy biskupi zwracali uwagę na te zagrożenia już w listopadzie zeszłego roku:

W argumentach podanych przez KEP i artykułowanych także przez rodziców, Tomasz Terlikowski problemu, a raczej zagrożenia nie widzi. Dostrzegli je rodzice, dostrzega także i Kościół. A biskupów się nie wstydźmy, tylko im dziękujmy, że stoją na straży tego, co w nas dobre, piękne i najważniejsze – Boże. 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama