„Pociągnąłeś wielu do Chrystusa, zaraziłeś wielu małżonków sensem otwarcia się na dzieci i świętość, obaliłeś Mur Berliński i wiele innych murów... Wyrwałeś z rąk liderów zglobalizowanego ateizmu młode pokolenie, zaraziłeś nas ideą solidarności, nowej ewangelizacji i teologii ciała” – wyliczał ks. Robert Skrzypczak. Oto tekst homilii wygłoszonej w bazylice Świętego Krzyża 19 października w Warszawie.
Dziś Jezus mówi nam o tym, iż „zawsze powinniśmy się modlić i nie ustawać”. Jan Paweł II był niezwykle rozmodloną osobą. Widziałem to z bliska, gdy jako diakon asystowałem mu przy odprawianiu mszy świętej w Bazylice św. Piotr w Watykanie. Podczas jej sprawowania był pochłonięty nie samym obrzędem, ale głęboką relacją z Kimś, kto mu dawał wsparcie i go prowadził. Po skończonej mszy św. widziałem, jak w zakrystii po złożeniu szat uklęknął jeszcze na kilka minut, po czym niemal odnowiony i zrelaksowany wyszedł, by z każdym z nas zamienić kilka słów.
Mawiał: „idę walczyć”
Jak wielu dawnych świętych, gdy szedł się modlić, mawiał: „idę walczyć”. Tak, jak wdowa z ewangelii walczy o protekcję u potężnego sędziego, prosząc go: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!”. „Przeciwnikiem” – Biblia nazywa przede wszystkim szatana. To największy wróg ludzkości, dewastator nadziei, intelekt, który nienawidzi Chrystusa w ludzkich duszach, nienawidzi Jego Wcielenia, Jego zwycięstwa na krzyżu. Chce nas za wszelką cenę przekonać, że istnieje tylko ten świat, innego nie ma. Przekonał wielu artystów, naukowców, dziennikarzy i polityków, że jest ich niezastąpionym współpracownikiem, stróżem ich wielkości.
„Nie lękajcie się!”
Diabeł znajduje się u podstaw zamętu, lęku, cierpienia i duchowych zmagań wielu ludzi. Jest pierwszą przyczyną buntu i pychy, wielkim kusicielem człowieka. Świat ma potężną wyrwę w sercu, przeogromną pustkę, dlatego ludzie noszą w sobie ogromny ból istnienia. Tylko Bóg może go uleczyć i zapełnić ową pustkę swoją miłością. Wiedział o tym dobrze Jan Paweł II, dlatego też cały swój pontyfikat oparł na Odkupicielu człowieka: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Otwórzcie drzwi jego zbawczej władzy, otwórzcie jej granice państw, systemy ekonomiczne i polityczne, szerokie obszary kultury, cywilizacji i rozwoje. Nie lękajcie się!”.
„Uważam, że Jan Paweł II przejdzie do historii jako jeden z największych papieży w dziejach Kościoła – napisał arcybiskup Fulton Sheen. –Bóg dał nam Jana Pawła II, który przyciąga uwagę całego świata jak żadna inna osoba w historii ludzkości. Nie ma armii, nie ma specjalistów od pi-aru ani machiny propagandowej, a do tego pochodzi z dalekiego kraju. Głosi mistykę wolności człowieka. Jak owce pozbawione pasterza nagle zaczęliśmy dostrzegać wartość duchowego wymiaru życia, utożsamianego przez człowieka ubranego w biel. Dla wszystkich, którzy odnaleźli własną drogę, stał się on przewodnikiem po wierze i moralności. Dla tych, którzy drogę zgubili, stał się niosącym nadzieję światłem morskiej latarni”.
Nie wybaczą ci nigdy
Gdy 27 kwietnia 2014 roku został wyniesiony do godności ołtarzy, myślałem: Święty Janie Pawle II, tego, co zrobiłeś dla Kościoła, dla świata, a zwłaszcza dla nas, wówczas ludzi młodych, nie wybaczą ci nigdy. Pociągnąłeś wielu do Chrystusa, podsunąłeś nam pomysł na życie pod szyldem Bożego powołania, zaraziłeś wielu małżonków sensem otwarcia się na dzieci i świętość, obaliłeś Mur Berliński i wiele innych murów dzielących ludzkość. Wyrwałeś z rąk liderów zglobalizowanego ateizmu młode pokolenie, gotowe za tobą jeździć nawet do najodleglejszych miejsc na ziemi. Zaraziłeś nas ideą solidarności, nowej ewangelizacji i teologii ciała. Wreszcie pozwoliłeś, że zmartwychwstały Jezus ukazał się w twej zgarbionej, schorowanej postaci z krzyżem w ręku. Nikt, jak ty, nie rozsławił po całym świecie naszej polskiej tożsamości. Nauczyłeś nas właściwie rozumieć Maryję w kontekście twego „Totus tuus”. To są, doprawdy, zbrodnie niewybaczalne.
Był to Papież tłumów, masowych zgromadzeń, mszy na stadionach i na ogromnych otwartych przestrzeniach, Papież pięciu milionów młodych ludzi, którzy przyjęli go w Manili w 1995 r., niezliczonej rzeszy rodaków, którzy towarzyszyli mu w podróży do Polski w 1979 r. i podczas kolejnych ośmiu jego odwiedzin Ojczyzny. Obudził Kościół młody i rozmodlony, Kościół nowych powołań i rodzin z wózkami dziecięcymi, Kościół wydobywający się z wyblakłych i smutnych klimatów dominujących za czasów kontestacji studenckich 1968 roku, reakcji na encyklikę Humanae vitae, zmęczony soborowymi zmaganiami i przygnębiony tragicznymi skutkami aktywności Czerwonych Brygad i prześladowaniami w krajach komunistycznych.
Kościół Jana Pawła II
„Nie ma wątpliwości, że Kościół Jana Pawła II był Kościołem, który stał się o wiele bardziej aktualny i znaczący we współczesnym społeczeństwie niż Kościół jego poprzedników. Karol Wojtyła przeprowadził odrodzenie Kościoła siłą osobistych zdolności, a także wpływem, jaki wywierał na media" – mówił Daniele Menozzi, historyk Kościoła z Bolonii. Jan Paweł II zawsze faworyzował aspekt duchowy swego pontyfikatu, modlitwę i kontakt z wiernymi ponad zwykłe zarządzanie Kościołem, biurokratyczne spory pomiędzy przedstawicielami kurii czy też teczki kładzione przez urzędników Sekretariatu Stanu na stołach gremiów grup roboczych.
Zdecydowanie potępiał wojnę, aktywnie interweniując w sytuacje zapalne polityki światowej. „Dzisiejsza skala i groza współczesnej wojny, czy to nuklearnej, czy konwencjonalnej, sprawiają, że ta wojna jest całkowicie nie do przyjęcia jako sposób rozstrzygania sporów między narodami” – powiedział w Coventry w 1982 roku, w samym sercu konfliktu zbrojnego o Falklandy między Wielką Brytanią i Argentyną. W 2002 roku, kilka miesięcy po muzułmańskich atakach na Stany Zjednoczone z 11 września, podczas podróży do Azerbejdżanu powtarzał: „Dość wojny w imię Boga! Dość już tego bezczeszczenia Jego świętego imienia!”.
Ataki i krytyka
Jezus powiedział, że „żaden prorok nie jest mile widziany we własnej ojczyźnie”, i dodał: „Biada wam, jeśli wszyscy was będą chwalili”. W czasie swego długiego pontyfikatu papież Jan Paweł II musiał znosić wiele krytyk i ataków: nieustanna konfrontacja ze światem o prawdziwą wizję człowieka i ludzką seksualność, zwłaszcza o antykoncepcję. Bronił tradycyjnego katolickiego stanowiska, zgodnie z którym akt małżeński musi zawsze szanować swoje podwójne znaczenie: jednoczące i prokreacyjne, i może być praktykowany tylko w kontekście małżeństwa heteroseksualnego. Kościół św. Jana Pawła II podjął w świecie zdominowanym zdobyczami rewolucji seksualnej samotną, niemniej energiczną kampanię przeciwko rozwiązłości i lekkości obyczajów, wskazując na wartość przedślubnej czystości, a także wierności okazywanej współmałżonkowi.
Jak grad spadały na niego przykrości za licznie podejmowane procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne, za zorganizowanie spotkań międzyreligijnych w Asyżu w 1986 i 2002 roku i, ogólnie, za wprowadzanie w życie postanowień Soboru Watykańskiego II. Niektórzy areligijni intelektualiści zarzucali Janowi Pawłowi II, że uważał ateizm za banalny synonim komunizmu i że zrównywał apostazję z degradacją moralną. Nie mogli mu darować, że napisał, iż „zaparcie się Boga pozbawia człowieka jego fundamentu” lub też że zaliczył ateizm do „zła dnia dzisiejszego”. Wypominano mu bez końca decyzję o potępieniu południowoamerykańskiej, skażonej marksizmem, teologii wyzwolenia.
Kryzys moralności seksualnej
„Kościół, który przywiązuje niewielką wagę do własnej doktryny, wcale nie jest Kościołem bardziej duszpasterskim. Jest tylko większym ignorantem” – powiedział kardynał Carlo Caffarra, kierujący założonym przez Jana Pawła II w 1982 roku Instytutem Studiów nad Małżeństwem i Rodziną w Rzymie. Ojciec Święty był przekonany, że w świecie zachodnim potężny kryzys przeżywa moralność seksualna, ale jeszcze bardziej sama katolicka antropologia w swych fundamentalnych założeniach. W związku z tym należało ją pogłębiać, rozwijać i odpowiedzialnie promować. Wszyscy ci, którzy w ostatnich latach usiłują ją wyeliminować z uczelni czy kuł synodalnych, uzasadniają to tym, iż, owszem, nauczanie polskiego papieża posiada wartość doktrynalną, ale w określonym momencie historii. Jej założenia były słuszne, niemniej czasy się zmieniają i wymagają stosownej korekty.
„Jestem głęboko zdumiony, że w dzisiejszej debacie nawet najwybitniejsi kardynałowie nie biorą pod uwagę stu trzydziestu czterech katechez Jana Pawła II o ludzkiej miłości. Nigdy żaden papież nie mówił o tym tak wiele. To Magisterium jest lekceważone, tak jakby w ogóle nie istniało" – mówił kard. Caffarra.
„Amalekici przybyli, aby walczyć z Izraelitami w Refidim”. Ludzie przechodzili właśnie kryzys związany z niezaspokojonym pragnieniem. Zaczęli wystawiać Boga na próbę: „Czy Bóg jest wśród nas, czy nie?”. Nadszedł Amalek i wszczął walkę. Pan Bóg dopuścił do tej walki. „Po tym, jak zapewniłem wam wszystko, czego potrzebowaliście. Otoczyłem was obłokiem chwały – polski święty papież, Prymas Tysiąclecia, s. Faustyna z orędziem o Bożym Miłosierdziu, ks. Jerzy Popiełuszko i tylu in nich współczesnych męczenników, ks. Frnciszek Blachnicki, s. Wanda Boniszewska, stygmatyczka z Chylic, pani Stanisława Leszczyńska, nieustraszona położna z Auschwitz, o. Maksymilian Maria Kolbe, Alicja Lenczewska, fenomen „Solidarności”, dwukrotnie zorganizowane Światowe Dni Młodzieży, tyle grup i wspólnot, które wychowały elity narodu, wypełniły powołaniami seminaria i klasztory, przywróciły znaczenie złotej obrączce… I teraz mówicie: «czy jest Bóg wśród nas, czy też nie ma?». Wątpicie w Moją obecność? Zrzucę was z ramion, na których do tej pory was nosiłem, niech przyjdzie pies Amalek i was ugryzie. Amalekici byli potomkami Ezawa, nigdy nie pozbyli się resentymentu wobec Izraela za to, co Jakub uczynił swemu starszemu bratu, wykradł mu pierworództwo i błogosławieństwo. Czekali tylko na sposobność, by zaatakować.
Dekanonizacja Jana Pawła II
Kampania mająca na celu zdyskredytowanie św. Jana Pawła II i zakwestionowanie jego świętości rozpoczęła się zaraz po jego kanonizacji. „Raport w sprawie kard. McCarricka”, uwikłanego w wykorzystania seksualne nieletnich, ułatwił medialną nagonkę przeciwko zmarłemu papieżowi. „Amerykańscy biskupi, zlikwidujcie kult św. Jana Pawła II" – grzmiały gazety w USA. Francuska prasa domagała się „dekanonizacji” polskiego papieża. Rozpoczął się bezlitosny atak na św. Jana Pawła II.
Po zdeprecjonowaniu po kawałku całego jego nauczania, przystąpiono do kolektywnego damnatio memoriae. Od czasu publikacji Raportu wszystkie media skupiły się na winie św. Jana Pawła II. Także w Polsce posypało się wiele oskarżeń: „Jan Paweł II wiedział o biskupie pedofilu i go awansował. Szokujący raport” (Radio Zet); „Mit nieskazitelnego papieża i jego dobrodusznego sekretarza rozleciał się jak domek z kart” (Newsweek), „Nie ma już możliwości, by nadal podważać tezę o uczestnictwie papieża Jana Pawła II w procederze tuszowania pedofilii w Kościele” (Onet). Gazeta.pl zamieściła cały zbiór komentarzy: „Jan Paweł II wiedział". Pewien dominikanin ironizował: „Dla niektórych stał się fetyszem. Ulepili sobie bohatera”. Do nagonki dołączali się też inni duchowni. Jak się okazało, wielu odpowiedzialnych za nominacje i opiniowanie ich w Kościele postanowiło zhańbić pamięć o świętym papieżu, byle tylko wybielić samych siebie. Wtedy to 1700 profesorów podpisało Apel o zaprzestanie szerzenia kłamstw na temat Papieża Polaka. „Jak można – apelowali profesorowie – formułować tego typu zarzuty wobec człowieka mającego tak pozytywny wpływ na dzieje świata?”.
Polacy, co wy wyprawiacie?
Wreszcie przyszła kolej na bezpardonowy zamach na reputację Wielkiego Papieża w jego własnej Ojczyźnie. W polskojęzycznej prasie i stacjach telewizyjnych sięgnięto po oszczerstwa pozyskiwane od dawnych współpracowników komunistycznej Służby Bezpieczeństwa w Polsce. Tak wulgarnie fałszywe, że w tamtym czasie nawet komuniści nie odważyli się ich użyć do ataku na znienawidzonego krakowskiego hierarchę. Wszystko to odsłoniło, jak bardzo w ostatnim czasie została zatracona wszelka etyka dziennikarska. W obecnej Polsce, z widmem Putina na wschodnich granicach i klimatem dominacji myślenia lewicowo-liberalnego ogarniającym Europę, stawką w dyskursie politycznym okazał się być Jan Paweł II i miejsce, jakie zajął w narodowym panteonie wśród najdostojniejszych bohaterów. „Osiemnaście lat temu miliony Polaków tłumnie przybywały do Rzymu, by wołać na cześć Jana Pawła II «santo subito», dzisiaj w jego ojczyźnie jego posągi są bezczeszczone, zaś wojna kulturalna i polityczna dzieli na strzępy całe społeczeństwo” – pisano we włoskiej prasie. Słyszałem wówczas od moich przyjaciół z zagranicy:
„Polacy, co wy wyprawiacie? Niszczycie wasz najlepszy towar eksportowy, markę rozpoznawalną na całym świecie. Dzięki Janowi Pawłowi II świat poznał waszą historię, bogatą kulturę, waszego niezłomnego ducha wspartego miłością do Boga i Kościoła”.
W odpowiedzi na obraźliwe przekazy medialne w 2023 roku tysiące Polaków, z polskimi i watykańskimi flagami w rękach, wyległo na ulice Warszawy i innych miast, by zaprotestować przeciwko dyskredytowaniu postaci Karola Wojtyły. „Uczestnicząc w Marszu, dziękujemy wielkiemu Polakowi, Janowi Pawłowi II za dziedzictwo miłości i wiary pozostawione następnym pokoleniom" – napisali organizatorzy. Takie były początki dzisiejszego, trzeciego już, Narodowego Marszu Papieskiego.
Dziś zdajemy sobie sprawę z tego, iż są to elementy walki cywilizacyjnej o niewyobrażalnym potencjale. W listopadzie 1980 roku, podczas wizyty w Fuldzie, w Niemczech, Jan Paweł II powiedział: „Musimy przygotować się niebawem na poważne próby, które mogą nawet zażądać od nas poświęcenia życia i całkowitego oddania się Chrystusowi. Z waszą i moją modlitwą będziemy mogli złagodzić te udręki, ale nie można ich uniknąć, bowiem tylko w ten sposób może nadejść prawdziwa odnowa w Kościele”.
Zasługujemy na świętego Jana Pawła II?
To pewnie miał na myśli Jezus, opowiadając o wdowie, która znalazła się w tak opłakanej sytuacji, iż nie bacząc na charakter i obojętność sędziego, postanowiła szukać u niego ratunku za wszelką cenę. Z całym natręctwem – pochwalonym przez naszego Pana – prosiła sędziego o pomoc. Nie pozwoliła sobie ani na moment zwątpienia. Tak należy walczyć w życiu i ojczyźnie o Ducha Świętego. Tymczasem miejsce, do którego dotarli Izraelici nazywało się Refidim – rafu jedejchem – znaczy: „tam opadły im ręce”. Mojżesz posłał wtedy do walki z Amalekitami Jozuego i innych wyborowych mężów, sam zaś wszedł na pagórek, by modlić się do Boga z wyciągniętymi w górę rękami. „Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita”. Ponoć w oryginale „ręce podniesione” oznaczają to samo, co „ręce zaufania”. Jego ręce były zaufaniem. Dlatego wytrwał tak aż do zachodu słońca, do ostatecznego zwycięstwa. Duchowe zmaganie jest zatem warte świeczki, więcej jeszcze: dziś domaga się od nas bezwzględnego, całkowitego zaangażowania. Jak tamta ewangeliczna wdowa z przypowieści Jezusowej. Leży to w naszym największym interesie. Lecz „czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”. Czy znajdzie wiarę w twojej duszy? W twojej rodzinie? W tym pięknym i szlachetnym, a jednocześnie tak obolałym narodzie? Zasługujemy na świętych? Zasługujemy na serce Chopina spoczywające tutaj? Zasługujemy na świętego Jana Pawła II? Na księdza Jerzego? Odeprzemy Amalekitów? Okażemy ręce pełne zaufania? „Trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci powierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś”. O, człowieku Boży!
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.