Pierwsze decyzje Joe Bidena wskazują na faworyzowanie polityki pro-aborcyjnej, co jest złą wiadomością nie tylko dla USA, ale dla całego świata. Obrońcy życia nie powinni jednak popadać w zniechęcenie, ale pamiętać, co jest ich najskuteczniejszą bronią.
Przypomniał o tym amerykański hierarcha, abp. Joseph Naumann w homilii wygłoszonej zaledwie kilka godzin po ogłoszeniu decyzji Bidena dotyczącej finansowania z federalnych funduszy międzynarodowych organizacji pro-aborcyjnych. Słowa te padły podczas Mszy św. z okazji Narodowego Marszu dla Życia.
„Naszą bronią mogącą zwyciężyć kulturę śmierci nie są cegły, pistolety czy koktajle Mołotowa, ale modlitwa, post i jałmużna” – powiedział arcybiskup. Podkreślił także, że nie można poddawać się zniechęceniu, a tym bardziej – popadać w rozpacz. „Nie możemy także pozwalać sobie na złość czy atakowanie tych, którzy nie zgadzają się z nami” – dodał, zachęcając katolików do wytrwałej modlitwy i postu w intencji prezydenta Joe Bidena, aby wyprosić przemianę jego serca w kwestiach dotyczących ochrony życia.
Słowa amerykańskiego biskupa można łatwo odnieść do polskiej rzeczywistości. Choć kroki podejmowane przez władze zmierzają do pełniejszej ochrony życia, pełna wulgarnej agresji reakcja środowisk proaborcyjnych może wydawać się przygniatająca dla tych, dla których kwestia wartości życia ludzkiego nie podlega negocjacji. Obrońcy życia nie mogą jednak ulec presji cywilizacji śmierci, a tym bardziej – pozwalać sobie na naśladowanie jej metod.
Modlitwa, post i jałmużna są zawsze fundamentalnymi sposobami walki ze złem. Jak jednak rozumieć je w odniesieniu do walki o życie ludzkie? Jeśli chodzi o modlitwę – jest ona zawsze punktem wyjścia. Bez stałej modlitwy wszelkie wysiłki zamieniają się w aktywizm, a wartości, które głosimy, mogą się wydawać ciężarem nie do uniesienia. Modlitwa zmienia nas samych, odbierając zgorzknienie, agresję, a w ich miejsce przynosząc pokój i nadzieję. Zmienia także rzeczywistość wokół nas, choć zazwyczaj nie dzieje się to w sposób nagły i spektakularny. Przemiany o charakterze społecznym wymagają czegoś więcej niż tylko gorliwa modlitwa indywidualna – potrzebne jest połączenie wysiłków modlitewnych. Dlatego wszelkich inicjatyw wspólnej modlitwy w intencji obrony życia nie można traktować jako drugorzędnych, jako czegoś uzupełniającego, ale wręcz przeciwnie – jako podstawę wszelkich innych działań.
Post to nie tylko odmawianie sobie pożywienia, ale przede wszystkim uczenie się postawy przeciwnej dominującemu dziś konsumpcjonizmowi. Mamy pokusę, aby wszystko traktować w kategoriach handlowo-transakcyjnych. Niemal wszystko można dziś zamówić przez internet czy kupić w sklepie. Jak zauważył wczoraj jeden z dziennikarzy, zaczynamy tak traktować również to, co odnosi się do dziedziny życia ludzkiego. Tymczasem ciąża to nie zakupy na Zalando, gdzie możemy wymagać produktu wysokiej jakości, a gdy nam się nie spodoba – zwrócić. Traktowanie dziecka w kategorii produktu jest wyrazem skrajnej dehumanizacji naszej kultury. Wychodząc od uczenia samych siebie, jak wyzwalać się z mentalności konsumpcyjnej, możemy stawać się zalążkiem innej, zdrowej kultury, w której człowiek nie jest traktowany jako produkt, ale jako centrum życia. I, co warto podkreślić – człowiek niezależnie od swojej wartości produkcyjnej, talentów, pełnosprawności, urody czy zdrowia. Każdy człowiek.
W końcu, jałmużna to nie to samo, co dawanie drobnych żebrakom. Takie rozumienie jałmużny jest bardzo wąskie i niewłaściwe. Jałmużna to autentyczne otwarcie serca na potrzeby innych. Może to konkretnie oznaczać wsparcie samotnej matki, żyjącej w naszym sąsiedztwie, pomoc rodzicom zmagającym się z chorobą czy niepełnosprawnością dziecka, systematyczne wspieranie finansowe organizacji i instytucji zajmujących się opieką nad osobami wymagającymi pomocy. Nie można nigdy pozwolić, aby potwierdzały się zarzuty aktywistów proaborcyjnych, że obrońcy życia troszczą się o dziecko tylko dopóki znajduje się w łonie matki. Obrona życia oznacza aktywne zaangażowanie w działalność społeczną i charytatywną. W pewnym stopniu potrzeby osób niepełnosprawnych, wymagających opieki socjalnej czy ogólnie pomocy może zaspokoić państwo. Nigdy jednak nie uczyni tego w stu procentach – dlatego wyrabianie w sobie wrażliwości społecznej i angażowanie się w nią jest koniecznym elementem kultury życia. Dane statystyczne zebrane w USA wskazują, że osoby religijne są wyraźnie bardziej skłonne do finansowania działalności charytatywnej niż ogólna populacja (91% w stosunku do 67%), angażują się też chętniej w wolontariat (Arthur Brooks, Who Really Cares: The Surprising Truth about Compassionate Conservatism, 2006). Podobne wskaźniki odnotowywane są także w innych krajach. Być może warto by przeprowadzić tego rodzaju badania w Polsce, aby przekonać się, czy chrześcijańskie poglądy znajdują odzwierciedlenie w praktyce życia. Jeśli tak – zamknęłoby to usta krytykom. Jeśli nie – byłoby to ważne pole do nawrócenia.
Zarówno słowa, jak i czyny muszą potwierdzać to, w co wierzymy jako chrześcijanie: życie dane przez Boga jest wartością samą w sobie. Nie można jej zamienić na „jakość życia”, to znaczy uważać za godne ochrony jedynie życie „wysokiej jakości”. Dlaczego osoby silniejsze, bardziej zdolne czy zdrowsze miałyby decydować o prawie do życia osób słabszych, chorych czy niepełnosprawnych?