„Ja tylko potrzebowałam tych słów zachęty, a także tego wsparcia, które zwykle daje rodzina, a której po prostu nie miałam” – powiedziała Mariana, 26-letnia Wenezuelka, która dzięki wsparciu obrońców życia zrezygnowała z aborcji.
Mariana przyjechała do Hiszpanii z powody wielkiego kryzysu w Wenezueli. Chciała znaleźć pracę i rozpocząć nowe życie. Zaszła w ciążę, a ojciec dziecka powiedział, że go nie chce. Zgłosiła się więc do kliniki aborcyjnej w Madrycie. Kiedy szła na aborcję przed wejściem do kliniki podeszło do niej dwóch obrońców życia ze wspólnoty Jana Pawła II. Zaczęli rozmowę od stwierdzenia: „Pani dziecko ma teraz dwa miesiące”.
Kobieta nie odrzuciła propozycji dialogu. Dał on jej poczucie wsparcia i siły. Jak mówiła:
„W żadnym wypadku nie czułam się atakowana, zobowiązana do czegokolwiek, poczułam raczej spokój, uprzywilejowanie, że ktoś ofiarował wsparcie którego potrzebowałam. Po prostu zaczęli ze mną rozmawiać i nigdy nie zapomnę, kiedy wspomnieli o tym, o czym myślałam, że powinnam iść dalej z moją ciążą. Ja tylko potrzebowałam tych słów zachęty, a także tego wsparcia, które zwykle daje rodzina, a której po prostu nie miałam, bo kilka miesięcy wcześniej przyjechałam z Wenezueli z powodu poważnego kryzysu gospodarczego”.
Sytuacja Mariany była trudna. Poszła do kliniki sama, bo nie miała wsparcia swojego partnera. Była też w obcym państwie bez uregulowanej sytuacji prawnej. Mimo to urodziła dziecko, któremu nadała imię jednego z obrońców życia, który udzielił jej wsparcia.
„Jeśli ja mogę urodzić moje dziecko, będąc sama, w obcym kraju, bez rodzinny, bez środków do życia, mogą także inne kobiety” – powiedziała.
Otrzymała pomoc od stowarzyszenia Más Futuro, które zaopiekowało się nią w czasie ciąży i pierwszych miesięcy po narodzinach dziecka.
„Pablo Santiago jest ślicznym chłopcem, dziękuję Bogu, że go mam. Jest dla mnie motywacją, aby dalej iść, aby żyć, pracować i sprawić, że każdy dzień będzie lepszy” – powiedziała szczęśliwa mama.
Źródło: marsz.info