Sonia McGarrity mówi, że Bóg pobłogosławił jej rodzinę dziećmi, które są „małymi maszynami miłości”. Ona i jej mąż Jeff wychowują ośmioro dzieci, w tym troje adoptowanych. Czworo dzieci – trzeci syn oraz trzy adoptowane córki – ma zespół Downa.
Mieli już czwórkę dzieci i byli po przeprowadzce do Kolorado, gdy zdecydowali się na adopcję. „Skontaktowałam się z National Down Syndrome Adoption Network, aby zapytać, czy to szaleństwo być rodzicem dziecka z zespołem Downa, który chce również adoptować dziecko z zespołem Downa” – wspomina S. McGarrity. „Kobieta po drugiej stronie linii powiedziała: «Mam czworo dzieci z zespołem Downa», a ja pomyślałam: «Ok, chyba nie jestem szalona»” – dodaje.
W trakcie procesu adopcyjnego przyszli rodzice przyznawali się do swojej wiary i dzielili się tym, że swoje dzieci będą wychowywać w Kościele. „Nikt nie rozumie, co te piękne dusze, z ich bezwarunkową miłością i akceptacją każdej napotkanej osoby, mogą zrobić” – mówi Sonia. „Chodzi o to, aby otworzyć swoje serce, by powiedzieć: «Boże, chcę kochać tak bardzo, jak tylko mi pozwolisz». Jesteśmy otoczeni miłością i możliwością kochania” – podkreśla.
W 2010 roku adoptowali Cecilię, w 2011 r. urodził się ich piąty syn, a w 2015 i w 2018 adoptowali kolejne dwie dziewczynki. Wychowywanie ósemki dzieci wymaga nie lada logistyki. Normalny dzień w domu państwa McGarrity zaczyna się około 5.30. „Zrobiłam dziś rano dwa bochenki francuskich tostów i sześć funtów bekonu” – opowiada Sonia. „Moja kuchnia w tej chwili jest kompletną ruiną. Budzimy się i cała kuchnia jest czysta, ale wyprowadzanie na cały dzień siedmiorga dzieci z obiadami to chaos” – dodaje.
Kiedy starsze dzieci idą do szkoły, Charlotte, obecnie dwuipółletnia, przechodzi terapię w domu, a Sonia sprząta po porannym pośpiechu. Następnie udają się do lokalnego banku żywności, gdzie Sonia przez kilka godzin pomaga w układaniu rzeczy na półkach. Po południu Sonia i Charlotte wracają do domu i przygotowują się na powrót innych dzieci ze szkoły. Po południu dzieci spędzają czas na terapii, zajęciach sportowych i muzycznych.
„Mam prawdopodobnie mam około trzech stron spraw do załatwienia, a jestem w stanie przejść przez ćwierć strony każdego dnia” – przyznaje Sonia. Jest jednak przekonana, że Bóg nie oczekuje od niej „uzupełniania listy”. Najważniejsze, by zrobić to, co trzeba zrobić dzisiaj. „A najważniejsza rzecz, którą muszę robić każdego dnia, to kochać moje dzieci” – mówi.
Chociaż nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie miała czworo dzieci z zespołem Downa, Sonia czuje, że Bóg pobłogosławił jej rodzinę dziećmi, które są „małymi maszynami miłości”.
Obecnie Sonia i Jeff pomagają innym rodzicom z prenatalną diagnozą zespołu Downa. Zapraszają ich do swojego domu i otwarcie rozmawiają o wyzwaniach i radościach wychowywania dzieci z zespołem Downa, a także o możliwościach adopcyjnych.
„Bóg powołał nas, abyśmy szerzyli radość z adopcji dzieci z zespołem Downa” – mówi Sonia. Zapytana, jak ona to wszystko robi, Sonia przyznaje, że pomagają jej mąż, wspierająca parafia, wspaniałe przyjaciółki i dobrzy sąsiedzi. Znajduje też czas na częstą spowiedź i zachęca swoje dzieci do tego samego. Każdy dzień rodzina kończy kompletą z Liturgii Godzin.
„Po pierwsze, codziennie przypominam sobie, że mieszkamy w «dolinie łez», ale to nie jest nasz dom” – mówi Sonia. „Moim jedynym zadaniem jest zaprowadzenie siebie i moich dzieci do nieba. Po prostu robię następną rzecz” – dodaje.
Źródło: Catholic News Agency