Nie jest łatwo żyć w naszej diecezji i w innych niestety też. Dochodzi do prześladowań, co zresztą też jest czytelnym znakiem, że Ewangelia działa – powiedział bp Christian Carlassare, biskup Rumbeku w Sudanie Południowym.
Piotr Dziubak (KAI): Czy wojna na Ukrainie wywołuje jakieś trudności w Sudanie Południowym?
Bp Christian Carlassare: Nie jestem w stanie określić szczegółowo zagrożeń albo problemów dla Sudanu Południowego wynikających z wojny na Ukrainie. Kiedy o naszym kraju było głośno ze względu na toczący się tam konflikt wewnętrzny, otrzymywaliśmy wsparcie. Teraz jest o nas cicho i nie dostajemy już takiej pomocy humanitarnej jak dawniej. Zresztą zawsze tak jest, że pomoc idzie tam, gdzie pojawia się nagła potrzeba. Teraz trwa wojna na Ukrainie i temu krajowi się pomaga. Bez wątpienia Sudan Południowy nie jest samowystarczalny pod względem żywnościowym i musi sprowadzać zdecydowaną większość żywności, łącznie ze zbożem.
KAI: Sudan Południowy istnieje dopiero od 11 lat. Jak jego mieszkańcy wyrażają swoją przynależność państwową?
To prawda. Sudan Południowy to bardzo młode państwo, a jego problemem jest właśnie zbudowanie tożsamości, o którą pan pyta. Jest ona dodatkowo w jakiś sposób zraniona wieloma podziałami, istniejącymi w naszym kraju. Już sama jego nazwa mówi, że powstał on w opozycji do Sudanu, ma swój początek w tym bardzo dużym państwie utworzonym pod koniec epoki kolonializmu. Wcześniej Sudan był kondominium brytyjsko-egipskim. Egipcjanie rządzili jego północną częścią, podczas gdy Anglicy przejęli część południową, wszystkie plemiona pochodzenia afrykańskiego.
Północna część Sudanu, mimo wpływów afrykańskich, odznaczała się obecnością północnoafrykańskich grup etnicznych, które żyły kulturą arabską. Religią dominującą w Sudanie był i jest islam. Południe walczyło o niepodległość przede wszystkim ze względu na kwestie tożsamościowe. Miejscowi mieszkańcy mówili: różnimy się od was, bo jesteśmy czarni, inni od ludów Północy.
Przed podziałem Sudańczycy z Południa czuli się dyskryminowani, ponieważ są czarni, żyją kulturą afrykańską, a przede wszystkim dlatego, że nie przyjęli kultury, języka arabskiego ani islamu. Miało to duży wpływ na powstanie oddzielnego państwa – Sudanu Południowego, po wielu latach konfliktów. W takim kontekście rodziła się tożsamość południowosudańska.
Niestety w naszym kraju ciągle się mówi o nieprzyjaciołach. Kim oni są? Chodzi o kulturę, o pewną formę mentalności sudańskiej, która chciałaby wchłonąć południe kraju. Nikt nie ma na pieńku z mieszkańcami Sudanu jako takimi. Południe mogłoby być zasobem gospodarczym dla Północy. Jeśli Sudan Południowy jako państwo już powstało, to nie można powiedzieć, że także uformowali się jego obywatele, że mają oni swoją tożsamość i że ona nie funkcjonuje wyłącznie na zasadzie ciągłego przeciwstawiania się komuś, że umie się sama określić.
I niestety zaraz po ogłoszeniu niepodległości pojawiły się głębokie podziały wśród mieszkańców, wynikające także z istnienia w kraju 64 grup etnicznych. Każda z nich ma zupełnie inną kulturę i tradycje, ekonomię, sposób wyrażania myśli. Na początku wydawało się, że władze chcą to wszystko spłaszczyć. Myślę, że Sudan Południowy nauczy się z czasem wyrażać swoją jedność w różnorodności, ale nad tym trzeba ciągle pracować, żeby każdy mógł tu czuć się u siebie. Proszę pamiętać, że niektóre grupy etniczne są bardzo małe i mają niewielkie szanse, żeby zaistnieć. Jednocześnie dodam, że mimo tych podziałów i różnic da się zauważyć miłość do swojego kraju. Mimo cierpień spowodowanych konfliktem, który wybuchł w 2013 roku i biedy, Południowosudańczycy są bardzo dumni ze swojego kraju.
Pozostaje nierozwiązany problem uchodźców. 2 miliony mieszkańców musiało uciec z kraju i nie wrócili oni do tej pory. To jest wielka rana. Niestety państwo nie umie zapewnić bezpieczeństwa swoim obywatelom. Nie umie przyjąć z powrotem własnych uchodźców.
KAI: Czy przynależność do grup etnicznych jest bardzo silna?
To jest bardzo mocna świadomość. Państwo jako takie jest jeszcze słabe, toteż tożsamość państwowa musi się jeszcze uformować. Ludzie czują, że najpierw albo może przede wszystkim należą do własnego plemienia, klanu. Poczucie obywatelstwa pojawia się dopiero gdzieś w tle. Instytucje państwowe są jeszcze bardzo dalekie od obywateli. Osoby, które do niedawna mieszkały na wsiach, nie odczuwają szybko opieki i wsparcia ze strony władz. Pojawia się dużo wątpliwości, czy państwo będzie w stanie zorganizować usługi dla obywateli. Ludzie zaczynają odbierać władze państwowe jako byt odległy albo niezdolny do realizacji zadań przed nimi postawionych w zakresie np. szkolnictwa, służby zdrowia, struktur związanych z bezpieczeństwem obywateli.
W ostatnich latach ani policja, ani wojsko nie pokazały swojej służebności wobec obywateli. Byli raczej na usługach wpływowych osób i grup władzy. Ich zachowanie niestety potęgowało konflikty. W sytuacji, gdy państwo jest daleko, ludzie zwracają się ku rodzinie, klanowi, tym, którzy zapewnią bezpieczeństwo. Proces demokratyczny w społeczeństwie południowosudańskim jest jeszcze bardzo odległy. Udział w demokracji wyraża się byciem częścią jakiejś grupy. Uczestnictwo w wyborach jest ukierunkowane na jednostkę, która zapewni zyski grupie. Potrzeba jeszcze dużo pracy, żeby ludzie odkryli wartość dobra wspólnego.
KAI: Bardzo istotną sprawą w Sudanie Południowym jest posiadanie ziemi.
To bardzo złożony problem. W dalszym ciągu nie są znane dokładne granice państwa, nadal toczą się spory o niektóre tereny z sąsiednimi państwami, przede wszystkim z Sudanem. Trwają rozmowy w sprawie przynależności niektórych plemion do Północy czy Południa. Każde z nich ma swoje ziemie. To trudna sprawa. Na przykład plemię Dinka uważa, że jest południowosudańskie, ale wiąże się z Północą ze względu na różne zaszłości historyczne i polityczne. Niektóre plemiona koczownicze, mieszkające na Południu, czują się związane z Północą, nie czują silnego przywiązania do terenów, na których obecnie przebywają.
Nie ma tu pojęcia ziemi prywatnej, ponieważ należy ona do rządu albo do plemienia. Władze państwowe uzgodniły obecnie z grupami etnicznymi formy podziału ziemi, tak żeby osoby prywatne mogły ją dzierżawić. W miastach są już rodziny, które mają ziemię, ale na wsi należy ona do klanów. Jeśli jako Kościół potrzebujemy ziemi, musimy skontaktować się ze starszyzną właściwego plemienia. Nie staniemy się właścicielami przyznanego nam gruntu, będziemy mogli jedynie korzystać z niego.
Proszę sobie teraz wyobrazić problemy, przed jakimi stają spółki międzynarodowe, które zaczynają działać w tym kraju. Część konfliktów w minionych latach była spowodowana właśnie użytkowaniem terenów, na których znajdowały się zasoby mineralne. Dostęp do ziemi miały albo milicja, albo osoby związane z władzami. Żeby zapewnić swobodny dostęp do złóż, wysiedlano plemiona, co oczywiście pociągało za sobą konflikty. W naszym kraju znajdują się złoża złota, ropa, cenne minerały dla przemysłu elektronicznego, lasy z cennym drewnem. Nie można zapomnieć o dostępie do źródeł i akwenów wodnych. Już same przymusowe wysiedlenia ludzi były przemocą, ale też wywołały ogromną falę przemocy.
KAI: No właśnie – Sudan Południowy to kraj bogaty w zasoby naturalne. Czy jest to szansa czy niebezpieczeństwo, patrząc na kontekst tego, co się tu dzieje obecnie?
To zawsze jest szansa, żeby tworzyć nowe więzi w kraju, ale też poza jego granicami. Ale wiadomo też, że często bogactwa mineralne stają się przekleństwem i zamiast jednoczyć kraj, dzielą go. Grupy u władzy chcą z tego korzystać, nie troszcząc się o to, żeby cały naród miał z tego korzyść. Często wykorzystuje się do tego niewiedzę ludzi i słabą obecność instytucji państwowych.
KAI: Sudan przeszedł proces islamizacji. Jak Sudan Południowy jako kraj niepodległy radzi sobie choćby z poligamią?
Kultura Północy, mocno naznaczona islamem, wypierała kultury na południu Sudanu. Niektóre grupy z Północy próbowały islamizować plemiona na południu. Czasami przybierało to kształt jedynej możliwości dla miejscowych mieszkańców, żeby mogli stać się Sudańczykami pierwszej kategorii. Ludność Sudanu była zwyczajowo tolerancyjna.
Sprawa poligamii jest dużo bardziej złożona. To nie pochodzi z kultury arabskiej. Jest to element kultury semickiej i innych kultur afrykańskich. W praktyce islam uporządkował to, co było już tu obecne przed przybyciem muzułmanów. Jak wiadomo Koran zezwala na cztery małżeństwa. Natomiast w niektórych kulturach nilockich na Południu poligamia jest akceptowana jako dobry element tradycji społecznej. Nie ma ograniczeń co do liczby żon. Wszystko opiera się na możliwościach ekonomicznych mężczyzny, ile żon będzie w stanie utrzymać. Znam wiele przypadków, gdzie mąż ma dużo więcej niż cztery żony.
Chrześcijaństwo proponuje wartość monogamii, która musi tu być jeszcze zrozumiana i przyjęta. Myślę, że mogłaby w tym pomóc oświata. Jeśli mielibyśmy wyemancypowane dziewczęta, wtedy będzie możliwa zmiana w społeczeństwie.
KAI: Kościół w Sudanie Południowym jest bardzo młody. Większość społeczeństwa deklaruje swój związek z chrześcijaństwem.
Sudan Południowy uważa się za państwo chrześcijańskie w opozycji do islamskiego Sudanu na Północy. Mimo że w statystykach ludzie wymieniają na pierwszym miejscu wyznanie chrześcijaństwo, to w rzeczywistości jest jeszcze dużo do zrobienia, gdy chodzi o formację wiernych, żeby ludzie mogli zrozumieć propozycję chrześcijaństwa i nim żyć. Mamy naprawdę dużo wyzwań duszpasterskich. Od chwili wywalczenia niepodległości, czyli od 11 lat, nie było możliwości przeprowadzenia poważnego projektu duszpasterskiego. Potrzeba katechezy i formacji sumień.
KAI: Św. Józefina Bakhita to pierwsza święta sudańska. Czy była w jakiś sposób obecna w życiu Księdza Biskupa?
Ona na pewno towarzyszyła mojemu powołaniu i mojemu przyjazdowi do tego kraju. Po zamachu na mnie, kiedy zostałem ciężko raniony, muszę przyznać, że obecność Bakhity odbieram w sposób jeszcze bardziej konkretny. Pochodzę ze Schio we Włoszech. Całe życie słyszałem o tej świętej Sudance, która przyjechała do Włoch, wstąpiła do zgromadzenia kanosjanek. Miałem okazję spotkać osoby, które poznały ją osobiście. Związek z nią wzmocnił się jeszcze bardziej, gdy posłano mnie do jej ojczyzny. Sudańczycy rozpoznają się w jej historii, przede wszystkim katolicy. Ona jest dla nich znakiem odkupienia, zwłaszcza dla kobiet. Niestety w Sudanie Południowym dominuje męski szowinizm.
KAI: Czy w kraju tym przeważa swego rodzaju mieszanka religijna, czy chrześcijaństwo wyróżnia się w jakiś sposób?
Chrześcijaństwo osadziło się tu w konkretnej rzeczywistości. Tu każde plemię ma jakieś swoje wyobrażenia religijne, własne wierzenia. W niektórych grupach etnicznych osoby, które przyjęły chrzest, starają się oderwać od wierzeń niechrześcijańskich z przeszłości. Jest to spowodowane niekiedy tym, że tradycyjne wierzenie odwoływało się do magii albo do spirytyzmu. Ogólnie rzecz biorąc w kulturach nilockich, które opierają się przede wszystkim na pasterstwie, coś w stylu rodziny Abrahama, tradycje są zachowywane i nie ma w tym żadnych przeciwieństw wobec chrześcijaństwa. W procesie inkulturacji oczywiście chrześcijaństwo w Sudanie Południowym nabiera miejscowych kolorów. To normalne.
KAI: Przemocy w tym kraju doznał także Ksiądz Biskup. Strzelano do Księdza wkrótce po ogłoszeniu powołaniu go na biskupa Rumbeku. Po zamachu przebywał Ksiądz długo w szpitalu i o rok trzeba było przełożyć święcenia biskupie.
Kościół nosi w sobie te same rany co państwo. Tam, gdzie nie ma bezpieczeństwa, gdzie króluje przemoc, Kościół jest bezradny i też pada ofiarą przemocy. Często jest to przemoc wewnętrzna. Ludzie oddychają w pewnym sensie przemocą i to się niestety przenosi dalej. Nasze świadectwo staje się ważniejsze, prorockie, pokazuje, że mimo wszystko braterstwo i przebaczenie są możliwe. Trzeba wznieść się ponad sprawy prywatne, a o to nie jest łatwo w tak trudnym kontekście. Traumatyczne doświadczenia przemocy sprawiają, że ludzie stają się bardziej bierni, kierują się instynktem ratowania swojego życia. Nie jest łatwo żyć w naszej diecezji i w innych niestety też. Dochodzi do prześladowań, co zresztą też jest czytelnym znakiem, że Ewangelia działa. Tam gdzie udaje się wyprostować chorą rzeczywistość, spotykamy się z prześladowaniami, a nie z aplauzem.
KAI: Czy miał Ksiądz Biskup okazję spotkać tego, kto do niego strzelał? Co było motywem tego działania albo kto posłał tego człowieka, żeby strzelał do Księdza?
Nie, ponieważ wywieziono mnie do szpitala w Kenii na dwa miesiące. To młody człowiek. Nigdy wcześniej go nie spotkałem. Trudno znaleźć jakieś powody dokonywania zamachu. Ludzie są poruszeni. Pytają się: co Kościół robi pośród nas? Zamach na mnie jest tego wynikiem. Trzeba odkryć całą prawdę w tej sprawie. Doświadczyłem wrogości niektórych grup wpływowych, które miały jakieś wpływy w instytucji Kościoła. Mieszkańcy są zupełnie niewinni. Ludzie są otwarci na doświadczenie wiary, które kontynuujemy wspólnie.
KAI: Co zaskoczyło Księdza w Rumbeku?
Zaskoczył mnie skok jakościowy ludzi w ciągu ostatnich 20 lat dzięki dziełom Kościoła. Przede wszystkim na polu oświaty. Miałem przyjemność spotkać wiele bardzo dobrze przygotowanych osób. To mnie napawa oczywiście nadzieją, że ten region Sudanu Południowego rozwinie się i że wspólne wędrowanie w wierze przyniesie jeszcze więcej owoców.
KAI: Dzień święceń biskupich (25 marca 2022 roku) był szczególnym dniem…
Ludzie okazali mi wiele sympatii, życzliwości i solidarności, ponieważ po tym, co się stało, po zamachu, mimo że jestem obcokrajowcem, kiedy wróciłem po rekonwalescencji, oni zauważyli, że jestem częścią ich. Zrozumieli, że doświadczyłem tego samego, co i oni przeżywają: przemocy, urazów, które muszą pokonać przebaczeniem, ale też odwagą. Od 11 lat ta diecezja nie miała biskupa. Kiedy odwiedzałem misje, ludzie, którzy zaczęli żyć we wspólnotach parafialnych po przyjęciu chrztu w ostatnich latach, mówili mi: jeszcze nigdy nie widzieliśmy biskupa w naszej wsi, w naszym kościele. To jest też wyzwanie dla mnie. Jestem pierwszym biskupem, którego poznają osobiście, a to znaczy: jaki wizerunek Kościoła zobaczą we mnie? Mam nadzieję, że to będzie Kościół pojednania i przebaczenia, umiejący pójść ponad różnicami etnicznymi, że będziemy Kościołem powszechnym i nie będzie ważne, kto z jakiego narodu pochodzi.
KAI: 11 kwietnia 2019 roku Franciszek spotkał się w Watykanie ze zwaśnionymi wcześniej przywódcami Sudanu Południowego. Ucałował wtedy ich stopy, zachęcając do pojednania i do pokoju…
Może z wielu powodów moglibyśmy powiedzieć, że gest papieża był przesadny. Miłość Jezusa do Jego uczniów też była przesadna, kiedy umył im stopy. Myślę, że ten gest pokazuje nam, jak mamy postępować i posługiwać. Liderzy polityczni zamiast patrzeć na zyski swojej grupy politycznej, powinni zacząć służyć obywatelom, rozwijać dobro wspólne. My, pasterze, musimy być naprawdę gotowi, żeby oddać swoje życie za swoje owce, dając świadectwo o pojednaniu i przebaczeniu. Nawet jeśli coś takiego wydaje się wręcz niemożliwe. Gest papieża wobec tych polityków nastąpił wtedy, gdy poproszono ich o podpisanie porozumienia pokojowego, żeby móc powołać rząd jedności narodowej. Dzisiaj ten gest powinien zostać zrealizowany wobec ludzi, którzy są zranieni, którzy potrzebują wsparcia. Pokój musi być niesiony przez wszystkich ludzi naszego kraju.
Rozmawiał Piotr Dziubak.
--------------
Bp Christian Carlassare urodził się 1 października 1977 w Schio (prowincja Vicenza w płn. Włoszech). Kształcił się w seminarium duchownym misjonarzy kombonianów w Thiene (Vicenza), a następnie we Florencji oraz na Papieskich Uniwersytetach Gregoriańskim (2000-03) i Urbanianum (2003-04) w Rzymie. W 2003 złożył śluby wieczyste u kombonianów i 4 września 2004 przyjął święcenia kapłańskie. Wkrótce potem odbył roczny kurs języka angielskiego, po czym w 2005 wyjechał do dzisiejszego Sudanu Południowego, gdzie uczył się języka nuer i pracował duszpastersko w różnych miejscach. Od 2020 był wikariuszem generalnym diecezji Malakal. 8 marca 2021 Franciszek mianował go biskupem Rumbeku. Sakrę miał przyjąć 23 maja tegoż roku w Rumbeku, ale w nocy z 25 na 26 kwietnia został ciężko ranny w wyniku zamachu i musiał przejść długie leczenie i rekonwalescencję. Ostatecznie na biskupa wyświęcił go 25 marca br. w katedrze w Rumbeku arcybiskup-senior Chartumu kard. Gabriel Zubeir Wako.
P. Dziubak (KAI Rzym), kg / Rzym