Chrześcijańska edukacja i mit „neutralności światopoglądowej”

Tekst opublikowany w holenderskim czasopiśmie religijnym Reformatorisch Dagblad pokazuje, że chrześcijańska edukacja znajduje się w Europie coraz bardziej „na cenzurowanym”. Tymczasem dobrze pojmowane religijne wychowanie nie ma nic wspólnego z indoktrynacją

Jak zauważa dr Bram Kunz, edukacja chrześcijańska jest dziś na celowniku. Osoby niewierzące regularnie oskarżają chrześcijan o indoktrynację. W przestrzeni publicznej nieustannie pojawiają się postulaty dotyczące „neutralności światopoglądowej” szkolnictwa. Według autora, chrześcijanie, zamiast nieustannie odpierać te same zarzuty, być może powinni zastanowić się, jak obecnie kształtować umysły i sumienia młodych ludzi w nieprzyjaznym chrześcijaństwu środowisku.

W Holandii, ojczystym kraju Kunza, istnieją szkoły prowadzone przez Kościoły protestanckie. Pracujący w nich chrześcijańscy nauczyciele kształtują swoich uczniów w oparciu o światopogląd mający podstawy biblijne. Dlaczego miałoby być inaczej? Nauczyciel nie jest tylko przekazicielem zestawu informacji, ale także przewodnikiem, który pokazuje uczniom życiową drogę.

Nawiązując do słów psalmu 78: „cośmy słyszeli i cośmy poznali i co nam opowiedzieli nasi ojcowie, tego nie ukryjemy przed ich synami”, Kunz wskazuje na kluczowe znaczenie treści religijnych w procesie wychowania dzieci i młodzieży. Czy jakiekolwiek wychowanie może być neutralne światopoglądowo? Jeśli mamy nauczyć młodych ludzi odróżniać dobro od zła, prawdę od fałszu, prawdziwe wartości od pozornych, musimy mieć oparcie w jakimś światopoglądzie. Neutralność światopoglądowa jest mitem. Każdy wychowawca wpływa na życiowe wybory swoich wychowanków, co nie oznacza automatycznie, że ich „indoktrynuje”. Jak zauważył John Henry Newman „wpływ oznacza życie, a gdzie nie ma wpływu, nie ma też życia”.

Stymulować nie znaczy indoktrynować

Z perspektywy chrześcijańskiej misji edukacyjnej nie ma powodu, by udawać, że wywieraniem wpływu na uczniów jest czymś niewłaściwym. Ten, kto wychowuje, wskazuje drogę, jest przewodnikiem. To zresztą znaczy greckie słowo pedagog (paidagogos) – osoba prowadząca dziecko. Nie powinno nikogo dziwić to, że chrześcijański wychowawca prowadzi swoich wychowanków ku Chrystusowi. Wprowadza ich w chrześcijański sens życia: życie każdego człowieka ma cel, a odkrycie go wymaga zadawania egzystencjalnych pytań i zgłębiania egzystencjalnych tajemnic.

Trzeba jednak odróżnić wpływanie na wychowanków od indoktrynacji. Nauczanie nie może obejść się bez wpływu; brak zaangażowania czyni edukację bezcelową. Indoktrynacja jest jednak czymś niewłaściwym. Choć pierwotnie słowo to nie miało negatywnych konotacji, obecnie rozumiane jest jako pranie mózgu, przekazywanie treści w sposób uniemożliwiający refleksję, jako pewien rodzaj umysłowego zniewolenia. Indoktrynacja neguje wolność poszukiwania prawdy – i z tego powodu należy ją odrzucić.

Rodzi się tu jednak istotne pytanie – czy istnieje jakiś wyznacznik czy probierz tego, kiedy edukacja jest uzasadnionym kształtowaniem umysłowości młodego człowieka, a kiedy staje się indoktrynacją? Według holenderskiego pedagoga Jana Dirka Imelmana, edukacja staje się indoktrynacją, gdy wychowawcy przedstawiają przekonania religijne jako pewną wiedzę. Według niego rozwiązaniem jest relatywizacja przekonań religijnych. Nie zgadza się jednak z nim autor artykułu, istnieją bowiem przekonania o różnych charakterze. Część z nich może mieć charakter względny, jest jednak pewien istotny rdzeń przekonań religijnych, których nie można podważyć albo przedstawiać jako „pewnej opcji”, o ile nie chcemy utracić chrześcijańskiego charakteru edukacji.

Fundament wiary

Ustalenie tego, co stanowi ów „rdzeń”, czy też „fundament” wiary nie jest z pewnością łatwe. Zapewne różne wyznania chrześcijańskie rozumieją go nieco inaczej. Cieszy jednak, że także protestanccy teologowie i wychowawcy dostrzegają problem relatywizacji wychowania religijnego. Niestety w wielu krajach zachodnich lekcje religii mają charakter pozornie neutralny – są ukazywaniem różnych tradycji religijnych tak, jakby były równorzędne i jakby uczeń sam miał wybrać to, co uzna za pasujące do jego upodobań. W ten sposób stawia się w istocie przed uczniem zadanie niemożliwe do wykonania: kilkuletnie dziecko lub poszukujący życiowej drogi nastolatek musiałby odtworzyć w swym umyśle całą historię religijnych tradycji, wielowiekowych poszukiwań filozoficznych ludzkości, spojrzeć na to wszystko z intelektualnego dystansu i „na chłodno” wybrać to, co uzna za prawdziwe. Miałaby z tym problem olbrzymia większość osób dorosłych, posiadających większy zasób wiedzy i doświadczenia życiowego.

Przekaz wiary nie jest łamaniem prawa do intelektualnych poszukiwań młodego człowieka. Jak zauważa Kunz, „edukacja chrześcijańska to nie to samo, co założenie gotowego garnituru. Jeden uczeń nie jest podobny do drugiego; istnieją różnice w charakterze, uzdolnieniach, wychowaniu i osobistych zainteresowaniach”. Rola nauczyciela w formacji ucznia jest istotna, ale ostatecznie każdy jest odpowiedzialny sam za siebie.

Jak podkreśla Kunz, uczniowie potrzebują przestrzeni do formacji. Czas pandemii pokazał, jak bardzo potrzebna jest fizyczna interakcja. Nie formujemy się ukrywając się za ekranem komputera; niezbędne jest spotkanie drugiego człowieka – w przestrzeni klasy, kościoła czy innej. Formacja wymaga także „przestrzeni wewnętrznej”. Samo naśladowanie nauczyciela nie jest formacją. Nie chodzi o to, aby uczniowie udzielali „jedynie poprawnych” odpowiedzi, ale aby umieli poszukiwać prawdy, aby sami zadawali pytania.

Umiejętność krytycznej oceny

Edukacja oznacza przekazywanie wartości i norm, ale nie ogranicza się do tego przekazu. Równie istotne jest wyrobienie zdolności krytycznego myślenia, przetwarzania informacji, które trafiają do nas każdego dnia. Zamykanie się w myślowym getcie, próba izolacji od treści z zewnątrz jest praktycznie niemożliwe w świecie zdominowanym przez media. Tym bardziej więc bezcelowa jest indoktrynacja religijna; być może miałaby ona szanse powodzenia w zamkniętej społeczności, takiej jak Amisze, ale nie w przypadku chrześcijan, którzy na co dzień żyją w świecie, stykając się z wieloma opiniami i punktami widzenia.

Dlatego chrześcijański nauczyciel nie powinien obruszać się, gdy uczniowie zadają „niewygodne” pytania. Być może będą je zadawać wielokrotnie, bo zmagają się z intelektualnym naciskiem z wielu stron, wywieranym przez media, rówieśników i kulturę masową. Nauczyciel ma ukazywać fakty, a jednocześnie uczyć, jak odróżniać rzeczywistość od jej pozorów. W ten sposób przygotuje uczniów na konfrontację z coraz bardziej zamotanym i pełnym intelektualnego chaosu światem.

Wskazanie fundamentu wiary nie wyklucza więc intelektualnych poszukiwań. Jedno i drugie jest potrzebne. Wiara bez rozumu przeradza się w fideizm, rozum bez wiary zaczyna popadać w przesadny racjonalizm – nadmierne zaufanie do możliwości własnego intelektu. Chrześcijańska edukacja nie jest więc indoktrynacją. Jest wychowaniem do intelektualnej wolności, ale opartej na mocnym fundamencie Bożego objawienia.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama