„Zaangażowanie papieży na rzecz pokoju odbywa się zawsze w perspektywie ich zaangażowania na rzecz dobra ludzkości ponad stronami konfliktów. Nie można wymagać od papieży postawy jakby mieli być kimś w rodzaju kapelanów wojskowych na wojnie. Papieże są zawsze ponad stronami konfliktów. Tak było z Benedyktem XV, Piusem XII w czasie II wojny światowej, Janem XXIII, Pawłem VI, Janem Pawłem II i teraz z Franciszkiem” – mówi o. Federico Lombardi SJ, prezes Watykańskiej Fundacji Josepha Ratzingera/Benedykta XVI i były wieloletni dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej.
Piotr Dziubak (KAI): Ojciec kierował mediami watykańskimi, kiedy Jan Paweł II musiał mierzyć się z wieloma wojnami. Co w tym czasie robił przede wszystkim papież z Polski?
O. Federico Lombardi SJ: Przede wszystkim chciałbym przypomnieć, że Jan Paweł II w sposób nadzwyczajny przez cały pontyfikat był adwokatem pokoju. Przypomnijmy choćby spotkania modlitewne różnych religii o pokój w Asyżu. Przykuwały one wielką uwagę światowych mediów ze względu na swoją nowość. Zebranie wszystkich przedstawicieli Kościołów chrześcijańskich i wszystkich religii świata na modlitwie do Boga, który jest Bogiem pokoju, to było zawsze bardzo ważne, miało wielki wymiar ekumeniczny i międzyreligijny. O spotkaniach modlitewnych w Asyżu nie można zapomnieć. Po pierwszym spotkaniu modlitewnym w Asyżu w 1985 roku, przy okazji wybuchu każdej nowej wojny Jan Paweł II zapraszał na modlitwę o pokój właśnie do Asyżu. Robił tak, gdy trwała wojna na Bałkanach, po zamachu na World Trade Center w Nowym Jorku w 2001 roku oraz przed drugą wojną w Zatoce Perskiej w 2003 r. Należy też wspomnieć o dwóch przemówieniach wygłoszonych przez Jana Pawła II na forum ONZ. Pierwsze doświadczenie wojny za swojego pontyfikatu papież z Polski miał w 1982 roku w czasie konfliktu Argentyny i Wielkiej Brytanii o Falklandy. Odbył wtedy podróż do obydwu skonfliktowanych krajów. Udał się też do Fatimy, żeby modlić za oba te państwa. Wątek fatimski jest bardzo obecny w życiu Jana Pawła II. Sanktuarium w Fatimie stało się miejscem modlitwy i poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi pokoju na świecie. Papież nie wymieniał nazw skonfliktowanych krajów, za które się modlił, ale miejsca, gdzie toczyły się wojny. Zresztą wszyscy doskonale wiedzieli, o kogo mu chodziło.
Niezwykłe wrażenie robiło zaangażowanie papieża w działania na rzecz pokoju, w kontekście dwóch wojen w Zatoce Perskiej. To był ogromny i zaskakujący wysiłek. Pamiętam to bardzo dobrze, bo zostałem dyrektorem programowym Radia Watykańskiego w dniu, w którym Amerykanie zaczęli bombardować Bagdad. Papież robił wszystko, co było możliwe, żeby przeciwdziałać wojnie, szukając pokojowych rozwiązań. Niedawno czytałem ponownie książkę Luigiego Accatoli, znanego włoskiego watykanisty, o Janie Pawle II. Pisze on w niej, że to był moment, w którym papież w swoim zaangażowaniu w działania na rzecz pokoju znalazł się praktycznie sam na świecie. Zachód uważał go do tej pory za swojego adwokata w walce z reżimami komunistycznymi. Politycy zachodni zauważyli, że papież Wojtyła podejmował decyzje w sposób zupełnie niezależny, odrębny od tego, co za słuszne uważała koalicja walcząca z Irakiem Saddama Husajna. Papież powtarzał sprzeciw wobec wojny na wszystkie możliwe sposoby. Accattoli podkreśla w swojej książce, że Jan Paweł II znalazł się sam wobec koalicji państw Zachodu, został opuszczony i był krytykowany przez episkopaty państw, których rządy przygotowywały się do wojny przeciwko Irakowi. Przypomnę, że wojnę pod przywództwem Stanów Zjednoczonych poprała też ONZ. W tym momencie Jan Paweł II stał się na poziomie globalnym niezależnym autorytetem od wpływów Wschodu i Zachodu. Stał się autorytetem, który wszystkimi siłami starał się budować pokój ponad stronami konfliktów.
KAI: Jan Paweł II stanowczo sprzeciwiał się wojnie w Zatoce Perskiej.
Stanowczo sprzeciwiał się przed drugą wojną w Zatoce Perskiej, gdy przygotowywano wojnę z Irakiem w atmosferze niewątpliwie wielkiego napięcia, także w aspekcie miejsc uznawanych jako wsparcie dla międzynarodowego terroryzmu. Jan Paweł II działał wtedy imponująco. Wysłał swoich dwóch osobistych przedstawicieli, kard. Rogera Etchegaray`a do Bagdadu na rozmowy z Saddamem Husajnem, a kard. Pio Laghiego, który wcześniej pełnił funkcję nuncjusza w USA, do Waszyngtonu na rozmowy z prezydentem Georgem Bushem. Misje te nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, ale wyraźnie pokazywały jego wysiłki. W tych miesiącach do Rzymu przybywały „pielgrzymki” ministrów spraw zagranicznych z wielu krajów, które widziały w nim autorytet moralny działający na rzecz pokoju i robiący wszystko, aby uniknąć wybuchu wojny.
KAI: Jan Paweł II bardzo intensywnie działał na polu dyplomacji, wysyłał osobiste listy...
W dniu, w którym wygasło ultimatum wobec Saddama Husajna, Jan Paweł II wysłał osobisty list do Husajna i Busha, prosząc ich obu o zapobieżenie wybuchowi wojny. W tamtym czasie papież miał już trudności z mówieniem. Do najbardziej imponujących wypowiedzi z ostatnich lat życia Jana Pawła II należy modlitwa „Anioł Pański”, podczas której papież, patrząc przez okno na plac świętego Piotra na kilka dni przed atakiem w czasie drugiej wojny w Zatoce Perskiej, powiedział z całą mocą: „należę do pokolenia, które przeżyło drugą wojnę światową, mówię wam: nigdy więcej wojny, nigdy więcej wojny”. Uderzał wtedy mocno palcem w pulpit. Była to jedna z jego najmocniejszych osobistych wypowiedzi, która wyrażała całą jego pasję dla zrobienia wszystkiego, aby uniknąć wojny i rozwiązywać problemy bez użycia broni. W tej kwestii Jan Paweł II był uznanym światowym autorytetem moralnym. Inni proponowali różne rozwiązania, ale on był ponad stronami konfliktu, widząc w wojnie tragedię ludzkości. I świat to uznał. Wystarczy przypomnieć, że na jego pogrzeb przybyli wszyscy światowi przywódcy, potwierdzając tym samym, że był on wielkim autorytetem moralnym, zajmując nie raz odmienne od nich stanowisko.
KAI: Papieże w XX wieku często dokonywali aktu poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi?
Myślałem o tym w ostatnim czasie i chciałbym przypomnieć w kontekście decyzji papieża Franciszka, aby dokonać aktu poświęcenia przed wizerunkiem Matki Bożej Fatimskiej. Wszyscy papieże minionego wieku, począwszy od Piusa XII, który jako pierwszy dokonał aktu poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi w samym środku wojny w 1942 roku, oddawali losy świata Matce Bożej. W kontekście aktu zawierzenia w liście z 1952 r. wyraźnie mówi też o Rosji. Jan XXIII dokonał aktu poświęcenia w kontekście Soboru Watykańskiego II. Jan Paweł II wielokrotnie dokonywał aktu zawierzenia Maryi na wzór fatimski. Z kolei Benedykt XVI zrobił to w 2010 r. w Fatimie z okazji Roku Kapłańskiego. Zatem Franciszek wpisał się w bardzo silny nurt zawierzenia sercu Maryi, modląc się o pokój, jako najwyższe dobro ludzkości, które dotyczy wszystkich narodów i musi angażować wszystkich.
KAI: Mówił Ojciec o „samotności” Jana Pawła II w obliczu wojny, ale wojna zawsze ujawniała samotność papieży w takich czasach…
Tak. Na przykład Benedykt XV był przeciwny pierwszej wojnie światowej i powiedział to wprost, twierdząc, że jest to bezużyteczna rzeź. We Włoszech Benedykt XV został poddany wręcz bezpardonowej krytyce właśnie dlatego, że wypowiedział się przeciwko wojnie w kraju, który był zaangażowany w wojnę światową. Zaangażowanie papieży na rzecz pokoju odbywa się zawsze w perspektywie ich zaangażowania na rzecz dobra ludzkości ponad stronami konfliktów. Nie można wymagać od papieży postawy jakby mieli być kimś w rodzaju kapelanów wojskowych na wojnie. Papieże są zawsze ponad stronami konfliktów. Tak było z Benedyktem XV, Piusem XII w czasie II wojny światowej, Janem XXIII, Pawłem VI, Janem Pawłem II i teraz z Franciszkiem. Tego oczekuje się od papieży. Oczekuje się od nich, że jako reprezentanci Chrystusa na Ziemi będą wspierać którąś ze stron, ale każdy z nich patrzy na braterstwo narodów i na to, jak zrobić wszystko, co możliwe, aby je odbudować. Jak odrodzić na nowo przyszłość świata, który jest obecnie zraniony.
KAI: I dlatego potrzebna jest perspektywa wiary, Boga?
Potrzebna jest dalekowzroczna postawa wiary i byłoby niepoważne, gdyby papież tak nie postępował, nie potępiał użycia broni. Żyjemy z ponad 10 000 głowic jądrowych na świecie i to nie jest dobra perspektywa dla przyszłości ludzkości. Wszystko, co poddaje się logice wyścigu zbrojeń, jest czymś, co należy leczyć u podstaw. Każdy musi za to wziąć na siebie odpowiedzialność. W Katechizmie Kościoła Katolickiego i w Nauce Społecznej Kościoła znajdują się passusy dotyczące samoobrony państw, ale to nie umniejsza faktu, że pozostaje najgłębszy problem: jak uzdrowić wizję stosunków między ludźmi, która polega bardziej na sile i broni niż na perspektywie pokoju.
Rozmawiał Piotr Dziubak.
Piotr Dziubak (KAI Rzym) / Rzym