Rosyjska agresja, choć związana jest z ogromnym dramatem, odsłoniła najpiękniejsze cechy ukraińskiego narodu – mówi ks. prof. Bogdan Prach, rektor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie. Wyjaśnia, że – choć może to brzmieć paradoksalnie – wojna cementuje jedność Ukrainy i przyspiesza dojrzewanie ukraińskiej świadomości narodowej. Rektor UKU apeluje też o większe zaangażowanie krajów Zachodu na rzecz walczącej Ukrainy. Tłumaczy, że instrumentem wartym zastosowania byłoby natychmiastowe przyjęcie Ukrainy do struktur Zachodu: NATO lub Unii Europejskiej. „Wówczas Zachód miałby zupełnie inną odpowiedzialność za to, co się tu dzieje. A Rosja musiałaby się z tym liczyć” – konstatuje.
A oto tekst rozmowy:
KAI: Jak funkcjonuje Ukraiński Uniwersytet Katolicki (UKU) po wybuchu wojny?
Ks. prof. Bogdan Prach: Uniwersytet pracuje. Wszystkie zajęcia odbywają się normalnie, choć większość w trybie on-line. Zdecydowana większość kardy naukowej i studentów pozostała na Ukrainie. Za granicę wyjechało 3% pracowników uniwersytetu i ok. 7% studentów. Pewien kłopot mamy z zajęciami laboratoryjnymi, gdzie niezbędna jest bezpośrednia obecność, ale też staramy się je organizować. Utrudniają to częste alarmy, których np. wczoraj było aż pięć w ciągu dnia i wtedy wszyscy muszą schodzić do schronów. Choć poważnych ataków rakietowych na sam Lwów jeszcze nie było, to zagrożenie wciąż się utrzymuje, o czym świadczy częste wycie syren. W sumie my tu, we Lwowie, nie mamy jeszcze najgorzej, o wiele gorzej jest dalej na wschód.
To, co jest najbardziej charakterystyczne w życiu naszego uniwersytetu po wybuchu wojny, to mnóstwo różnych studenckich inicjatyw. Niemal wszyscy studenci są zaangażowani w pomoc armii, pomoc medyczną czy pomoc uchodźcom przybywającym do Lwowa.
Katolicki Uniwersytet we Lwowie jest również bardzo zaangażowany na polu walki medialnej, jaka się toczy. Powołaliśmy specjalny zespół, złożony z wybitnych fachowców od mediów, który się tym zajmuje. Pracuje on na polu mediów społecznościowych oraz współpracuje z różnymi instytucjami zagranicznymi. Większość naszych pracowników bardzo dobrze zna angielski, mamy zaprzyjaźnione uniwersytety na całym świecie i razem z nimi tworzymy wspólny front informacyjny.
KAI: Cały świat podziwia opór, jaki skutecznie dają Ukraińcy wobec napastnika. Skąd czerpiecie tyle odwagi i siły?
Taką wielką próbą był kijowski Majdan sprzed 8 lat. Wcześniej poczucie narodowe na wielu terenach Ukrainy, szczególnie na wschodzie kraju, było rozmyte, a propaganda rosyjska bardzo silnie była tam obecna. Penetrowała wiele środowisk, co m.in. doprowadziło do niemal całkowitego rozłożenia naszej armii. Dopiero Majdan był takim ogólnonarodowym przebudzeniem i spowodował uzdrowienie wielu dziedzin życia, a także stopniowe wzmacnianie obronności kraju. Tym bardziej, że od 2014 r. mamy przez cały czas działania wojenne na wschodzie Ukrainy, w regionach donieckim i ługańskim, o których świat w ostatnim czasie niemal nie mówił. A tymczasem na wschodzie Ukrainy nieprzerwanie toczyły się walki i niemal co dzień ginęli ludzie.
Ten czas wojny, trwającej od 8 lat, bardzo mocno nas uformował. Skutkowało to wzrostem świadomości patriotycznej, świadomości, że wszyscy jako Ukraińcy stoimy wobec wspólnego wroga: któremu musimy się przeciwstawić albo on nas zniszczy. Ten sznur emocji był na tyle napięty, że po latach widzimy rezultaty. Naród stopniowo dojrzewał, wrastało poczucie ukraińskiej świadomości, nawet w tych regionach, które były rosyjskojęzyczne. Ukraińska świadomość narodowa była tam niska, gdyż po 1917 roku sowieci wyniszczyli tam praktycznie całą inteligencję, i to w kolejnych pokoleniach. Do tego dochodziły olbrzymie ruchy migracyjne, związane z budową przemysłu, i osiedlaniem tam dużej liczby Rosjan. A dziś widać, że ludzie ci, choć posługują się na co dzień językiem rosyjskim, czują się odpowiedzialni za swój kraj, którym jest Ukraina. A szczególnie silnie widzimy to dziś, po wtargnięciu armii rosyjskiej 24 lutego. Ta agresja – choć związana jest z ogromnym dramatem – odsłoniła najpiękniejsze cechy ukraińskiego narodu. Jestem przekonany że wojna ta – pomimo olbrzymich cierpień oraz zniszczeń – zdecydowanie umocni tożsamość ukraińską i jedność kraju. Skutki będą dokładnie odwrotne do tego, co założył sobie Putin.
W takich miastach jak Charków, Sumy czy Chersoń, leżących na wschodzie oraz południu Ukrainy, można było spodziewać się różnej reakcji po wkroczeniu Rosjan – i na to właśnie liczył Putin. Dziś płyną stamtąd jednoznaczne sygnały. Ludzie bronią się do końca, gotowi są oddać życie za Ukrainę. Do Rosji są tak zrażeni, że nie przyjmują żadnej pomocy z tamtej strony, nawet jeśli jest im ofiarowywana. Bywa, że ludzie nie mają co jeść, ale palą to, co im ofiarowują Rosjanie. Jest to taki znak dramatycznego sprzeciwu. Na chwilę obecną od okupanta nic nie oczekujemy, poza tym aby się wycofał jak najszybciej i zaprzestał zabijać – o zadośćuczynieniu pomówimy razem ze wspólnotą międzynarodową. Ludzie nie przyjmują też propozycji wyjazdu do Rosji. Jeśli ktoś jest wywożony, to siłą. Widać olbrzymią spójność narodową i wszyscy to podkreślają.
A tu we Lwowie, wszyscy jak jeden mąż pracujemy na rzecz przyjęcia i zapewnienia bytu tym, którzy tu przyjechali, gdyż uciekli z terenów objętych działaniami wojennymi. Jako uniwersytet przyjęliśmy kilkuset uchodźców i gośćmy ich w naszych pomieszczeniach bądź u rodzin pracowników. Kierownik administracji regionu lwowskiego informuje, że około 170 tysięcy wojennych przesiedleńców przebywa we Lwowie i w okolicach. Dużo ich wyjeżdża do Polski, ale w ostatnich dniach dużo też wraca z powrotem na Ukrainę. Są to ci, głownie kobiety z dziećmi, które wyjechały za granicę w pierwszym szoku kiedy spadły pierwsze rakiety. Ale teraz wracają, oczywiście o ile ich domy nie zostały zrujnowane.
KAI: Księże Rektorze, co będzie dalej. Ofensywa rosyjska co prawda została powstrzymana, ale jak Ksiądz przewiduje najbliższe dni, tygodnie?
Trudno cokolwiek wróżyć. Nikt zresztą się nie spodziewał, że tak rozwijać się będzie sytuacja. Ani my, ani Rosjanie, ani Zachód. Przewidywano szybką kapitulację Ukrainy. Teraz – od kilku dni - mamy okres pewnego oddechu, ale obawiam się, że będzie on krótki. Rosjanie niebawem znów ruszą do ataku. Rosja się nie wycofuje, a ściąga tu różnorodnych najemników, z Syrii, Czeczenii czy innych krajów. Teraz celem będzie zajęcie największych Ukraińskich miast. Rosjanie chcą w ten sposób mieć dobre pole do negocjacji, które wtedy będą mogły odbywać się z pozycji siły. Inaczej Rosjanie nie potrafią działać. Nigdy nie uznają siły argumentów, liczy się dla nich wyłącznie argument siły. Myślę, ze czeka nas jeszcze co najmniej miesiąc ciężkich walk, a później zobaczymy co z tego wyniknie. Bardzo dużo zależy jaką pozycję przyjmie Zachód.
KAI: No właśnie, czy reakcja Zachodu – z ukraińskiego punktu widzenia - jest wystarczająca? Jaka powinna być?
Wedle ekspertyz jakie prezentują różne ukraińskie ośrodki, Zachód wciąż popełnia wiele błędów. Wiadomo, że dla Putina ewentualne «połknięcie» Ukrainy, będzie tylko początkiem i punktem wyjścia dla dalszej ekspansji. Na obecnym etapie Putin potrafi doskonale wykorzystywać lęk krajów zachodnich przed groźbami użycia broni jądrowej. Stąd nie mamy nawet ochrony nieba nad Ukrainą ze strony NATO czy innych rodzajów interwencji humanitarnej, choć wcześniej przy wielu konfliktach było to stosowane.
Moim zdaniem trzeba działać szybko, gdyż istnieje także olbrzymie zagrożenie ekologiczne ze strony Rosjan. Wystarczy rozregulowanie tych elektrowni atomowych, które zdobyli w Czernobylu oraz na Zaporożu, i obsadzili swoim wojskiem. Może to doprowadzić do olbrzymiego radioaktywnego skażenia dużej części Ukrainy i innych krajów. Powiedzą, że to był tylko wypadek, za który nie ponoszą odpowiedzialności. Jest to olbrzymie niebezpieczeństwo.
KAI: Co więc powinny teraz zrobić NATO i Unia Europejska?
Przede wszystkim zamknąć niebo nad Ukrainą, a poza tym podjąć inne działania, aby wykorzenić rosyjski terroryzm. Są pewne instrumenty międzynarodowe, które można włączyć…
KAI: Jakie konkretnie?
W polityce Zachodu powinno być nieco więcej odwagi. Pierwsza sprawa, to zabezpieczenie elektrowni atomowych. Sądzę, że biorąc pod uwagę skalę zagrożenia, można by to zrobić na drodze pomocy międzynarodowej. Społeczność międzynarodowa powinna nad nimi przejąć kontrolę.
Druga sprawa możliwa do zrobienia, to pełne odcięcie się Europy od dostaw rosyjskiej ropy i gazu. Aby to stało się możliwe trzeba dogadać się z Arabią Saudyjską czy innymi państwami tego regionu, by zwiększyły swoje wydobycie ropy. Tu trzeba działać szybko, bo cena ropy idzie w górę, a Rosjanie choć mniej jej sprzedają, otrzymują te same pieniądze. I z nich finansują działania wojenne. Rosja otrzymuje od Zachodu każdego dnia olbrzymie pieniądze, aby prowadzić wojnę.
Innym instrumentem wartym zastosowania byłoby natychmiastowe przyjęcie Ukrainy do struktur Zachodu: NATO lub Unii Europejskiej. Wówczas Zachód miałby zupełnie inną odpowiedzialność za to, co się tu dzieje. A Rosja musiałaby się z tym liczyć. Jeśli Zachód powiedział już „A”, dając Ukrainie broń, to teraz trzeba powiedzieć „B”. Wtedy rozmowy z Rosją wyglądałyby zupełnie inaczej. Tymczasem brakuje jasnej wizji bezpieczeństwa europejskiego. Tu jest bardzo wiele do zrobienia. I Rosja to wykorzystuje tak, jak widzimy.
KAI: 25 marca z inicjatywy papieża Franciszka nastąpi ponowienie Aktu poświęcenia Rosji i Ukrainy Niepokalanemu sercu Maryi. Jakie nadzieje możemy z tym wiązać?
Modlitwa jest potężną siłą. Nieraz w historii tego doświadczyliśmy, a szczególnie jeśli mówimy o zawierzeniu Maryi. Jest to potężny front, na którym każdego dnia każdy chrześcijanin powinien być obecny. Zainicjowana przez papieża akcja modlitewna ma zjednoczyć tych, na całym świecie, którzy pragną dobra i pokoju i nie mogą patrzeć na te wszystkie draństwa i na tę skalę zła.
We wszystkich świątyniach greckokatolickich i rzymsko katolickich na Ukrainie akt ten będzie w piątek odmawiany. Będziemy wspólnie się modlić razem z Wami: za Rosję i Ukrainę, o pokój na świecie.
KAI: Łączymy się więc w modlitwie. Dziękuję za rozmowę.
Marcin Przeciszewski / Lwów