Miesiąc temu z jednego ze średniowiecznych kościołów we Francji skradziono złoty relikwiarz. Złodzieje jednak zdecydowali się go oddać – uświadomiwszy sobie, co zawiera.
Historia kradzieży i zwrotu cennych relikwii nadawałaby się na fabułę filmu kryminalnego.
Klasztor benedyktynów w Fécamp był od XII wieku ważnym miejscem pielgrzymkowym. Przechowywane tam relikwie przyciągały chrześcijan z całej Europy. Relikwiarz - jak wierzono - zawiera fiolki z kroplami krwi Jezusa, zebranej w czasie Jego Męki, które zostały ukryte w drzewie figowym w Ziemi Świętej, a następnie przewiezione zostały do Normandii.
Złodzieje, którzy obrabowali klasztor miesiąc temu, nie mieli jednak świadomości, co zabierają. Jak mówi holenderski detektyw Arthur Brand, specjalizujący się w odzyskiwaniu dzieł sztuki, „nie mieli pojęcia, co ukradli, dopóki nie dowiedzieli się o tym z internetu i prawdopodobnie wpadli wtedy w panikę”.
Brand, dowiedział się o ich wątpliwościach z e-maila, który pewnego dnia pojawił się w jego skrzynce odbiorczej. Miał on pochodzić od kogoś przemawiającego w imieniu złodziei, którzy kilka tygodni wcześniej wyrwali ozdobną, stuletnią skrzynkę z zakrystii opactwa Świętej Trójcy w mieście Fécamp.
W mailu zawarta była prośba, aby Brand pomógł zwrócić relikwiarz do opactwa, bez zadawania żadnych pytań. Motywacja złodziei nie była jasna, ale doświadczony detektyw zdał sobie sprawę, w jak trudnej sytuacji się znaleźli. „Przede wszystkim, nie da się sprzedać takiej relikwii – zaznaczył. A poza tym, być może uważali, że może im to przynieść wielkiego pecha”.
Autor emaila przedstawił Brandowi, który sam jest katolikiem, ofertę, której nie dało się odrzucić. Gdyby detektyw nie zgodził się odebrać relikwiarza od złodziei, ten zostałby bezpowrotnie zniszczony.
Dzwonek do drzwi Arthura zadzwonił kilka dni później. Wyjrzawszy przez okno, zobaczył w półmroku kontury kartonu. „Zszedłem na dół i podjąłem pakunek”, powiedział. Chwilę później trzymał w swoich dłoniach relikwiarz z dwoma ołowianymi fiolkami, które – według średniowiecznych wierzeń – zawierały w sobie krew Jezusa.
Wielkie emocje
Żaden wcześniejszy sukces nie wiązał się dla Branda z tak wielkimi emocjami – choć zdarzało mu się odzyskiwać dzieła wielkich mistrzów, takich jak Picasso. Nie da się jednak ich porównać z jedyną w swoim rodzaju bezcenną relikwią
„Ze względu na znaczenie relikwii, ze względu na wszystko w niej zawarte, całą średniowieczną historię, ze względu na Jezusa. To odzyskanie przyniosło mi najwięcej emocji, ze wszystkich dzieł, które odzyskałem” – powiedział detektyw.
„To było bardzo głębokie uczucie, trzeba to zrozumieć. Ta relikwia, według tradycji, znajdowała się w tym kościele przez jakieś 1.500 lat. Miliony ludzi w ciągu tych 1500 lat podróżowało, niektórzy przeszli setki mil, aby zobaczyć krew Jezusa” - powiedział. „Szli tam, aby modlić się za swojego syna, aby wrócił z wypraw krzyżowych lub za swoją córkę, która zachorowała na dżumę”.
Brand podkreśla, że jest osobą wierzącą i modli się każdego wieczoru. Relikwie wpłynęły jednak także na jego postępowanie. Starał się inaczej, lepiej zachowywać – mając świadomość świętości obecnej pod jego dachem. Świętość ta w jego przekonaniu wynikała nie tylko z samej zawartości relikwiarza, ale także ze świadomości wielowiekowego kultu, którym był otoczony: „Starałem się postępować lepiej z szacunku dla tych wszystkich ludzi, którzy modlili się przed tą relikwią przez całe stulecia”.
Dlaczego zwrócono relikwiarz?
Pozostaje pytanie, dlaczego złodzieje zdecydowali się zwrócić relikwiarz. Czy i na nich miał on taki sam wpływ, jak na detektywa?
Na to pytanie trudno odpowiedzieć – zauważa Brand. Zgodnie z jego doświadczeniem, przestępcy jednak zazwyczaj nie okradają kościołów. „Znam wielu złodziei, którzy okradliby staruszkę, ale nigdy nie ukradliby grosza z kościoła, ponieważ uważają, że to naprawdę przynosi pecha” – powiedział. „W swojej głowie sądzą, że mogłoby to przynieść im przekleństwo. Niezależnie, czy są katolikami, czy są przesądni, czy nie wierzą w nic, to i tak nie chcą ryzykować”.
Być może więc u przestępców odezwała się jakaś pierwotna religijność, jakiś głos sumienia, który zmotywował ich do zwrotu relikwii. Może jednak chodziło o coś więcej niż quasi-pogańska wiara w Bożą zemstę?
Na wieść o odzyskaniu relikwiarza, biskup Hawru Jean-Luc Brunin powiedział, że jest to „wielka ulga dla społeczności katolickiej”, ponieważ „starożytna tradycja kultu Krwi Chrystusa jest częścią historii naszego miasta”.
Policja kończy obecnie dochodzenie i przygotowuje się do zwrotu relikwiarza do jego prawowitego miejsca w opactwie. Brand wraca zaś do swoich „codziennych spraw”. Szczególnie zależy mu na odzyskaniu obrazów skradzionych z Muzeum Isabelli Stewart Gardener w Bostonie w 1990 roku. Zastanawia się, czy i w tym przypadku łaska Boża nie może przyczynić się do tego, co po ludzku wydaje się trudne, czy wręcz niemożliwe. Być może ktoś, jakiś katolik, wie, gdzie są te obrazy i przeczytawszy historię zwróconego relikwiarza, odezwie się do Branda?