Rzadko która kwestia ma w sobie taki potencjał siania podziałów i zniszczenia w Kościele, jak błogosławieństwo par homoseksualnych. Na własnej skórze doświadcza tego obecnie Kościół anglikański. Czy wyciągnie właściwe wnioski?
W światowej wspólnocie anglikańskiej, obejmującej zarówno rodzimy Kościół na wyspach brytyjskich, jak i Kościoły episkopalne w USA oraz anglikańskie w krajach dawnej Wspólnoty Narodów (Commonwealth) dochodzi do coraz głębszych podziałów. Głównym powodem jest kwestia błogosławienia związków osób tej samej płci. Bledną przy niej wcześniejsze spory w łonie tego Kościoła na temat kapłaństwa kobiet czy dopuszczenia do święceń osób o orientacji homoseksualnej.
Hasła takie jak tolerancja, otwartość, akceptacja czy inkluzywność brzmią być może atrakcyjnie we współczesnej dyskusji wewnątrz różnych Kościołów chrześcijańskich. W praktyce jednak okazuje się, że prowadzą do podziałów tak głębokich, że przepaść, która powstaje, niemożliwa jest do zasypania.
Pod wpływem dyktatu rozmaitych lobby, które chętnie powołują się na wątpliwej jakości badania socjologiczne, w Kościołach na zachodzie Europy toczy się dyskusja na temat szerszego otwarcia się na osoby o orientacji homoseksualnej. Podzielona jest nie tylko wspólnota anglikańska. Doświadczyło tego już wcześniej wiele innych Kościołów i grup wyznaniowych. Przykładem może być Zjednoczony Kościół Metodystyczny, albo Holenderski Kościół Reformowany – w jednym i drugim przypadku spory związane z osobami homoseksualnymi doprowadziły do rozłamów.
W niektórych Kościołach podziały z pozoru nie są tak widoczne – tak jest w luterańskich Kościołach w krajach skandynawskich. Kwestii nie rozstrzygnięto na poziomie wyższej hierarchii, pozostawiono ją natomiast do decyzji poszczególnych duszpasterzy. Jedni z nich wybrali tradycyjne, biblijne spojrzenie na małżeństwo, inni – szeroko otwarli drzwi kościołów dla par homoseksualnych. W rzeczywistości jednak nie da się na dłuższą metę utrzymywać takiego dualizmu i przy wielu okazjach spór ujawnia się z całą siłą, tak jak niedawno w Szwecji, gdy trzech biskupów zapowiedziało, że nie będzie udzielać święceń pastorom, którzy nie zgodzą się błogosławić par homoseksualnych.
Mogło się do niedawna wydawać, że Kościół rzymskokatolicki jest odporny na tego rodzaju idee. Jednak przykład Drogi Synodalnej w Niemczech pokazuje, że i wśród katolików światowe myślenie może zacząć brać górę nad wiernością Ewangelii i nauczaniu Kościoła – które w kwestii orientacji seksualnej jest jednoznaczne.
Pokojowe współistnienie to fikcja
Zarówno wśród Kościołów protestanckich, jak i w liberalizujących się gremiach Kościoła katolickiego na zachodzie pojawiają się głosy, że Kościół musi iść z duchem czasu oraz, że być może da się zapewnić jakieś „pokojowe współistnienie” różnych opinii i praktyk. Czy na pewno?
Istnieją z pewnością kwestie drugorzędne, dotyczące form wyrazu wiary – tak jak różne style w architektonice. Kościół katolicki nie dogmatyzuje ani gotyku, ani baroku. Jednak sprawa małżeństwa i etyki seksualnej z pewnością do takich kwestii nie należy.
Nie bez powodu w Liście do Efezjan św. Paweł przyrównuje relację małżonków do relacji Chrystusa i Kościoła (Ef 5). Tego rodzaju relacja jest czymś ontycznie znacznie silniejszym niż kontrakt, umowa, czy konwencja. Dotyka ona samej istoty człowieczeństwa – naszego bycia stworzonym na obraz Boży. I tak jak w Księdze Rodzaju wyraźnie powiedziane jest, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz, tak też w tym samym wersecie równie jasno mowa jest o tym, że stworzył mężczyznę i niewiastę, a w kolejnym, że pobłogosławił im i wezwał do współuczestnictwa w Bożym dziele stworzenia poprzez bycie płodnymi i panowanie nad ziemią (Rdz 1,27-28). Są to nierozdzielne prawdy. Nie ma człowieczeństwa „abstrakcyjnego”, bez męskości i kobiecości, ani nie ma też dowolności w wyborze płci czy – tym bardziej definiowania płci na nowo, według kulturowego uznania i własnego widzimisię.
W chrześcijańskiej wizji małżeństwa jest miejsce tylko na jeden rodzaj związku: dozgonną relację jednego mężczyzny i jednej kobiety. Wszelkie inne pomysły na małżeństwo – czy to homoseksualne, poligamiczne czy poliamoryczne – są sprzeczne z Bożym zamysłem, podobnie jak rozwody, o czym wyraźnie mówi Jezus (Mt 19,3-9). Wyjaśnia jednocześnie, że owszem – w pewnych uwarunkowaniach kulturowych pojawiały się tego rodzaju wzorce życia małżeńskiego, ale ich powodem była „zatwardziałość serc”. Również Stary Testament pokazuje, że nawet tam, gdzie Bóg tolerował poligamiczne związki niektórych patriarchów i królów (zgodne z obowiązującymi ówcześnie wzorcami kulturowymi), były one źródłem nieustających problemów, a niewierność małżeńska nigdy nie przynosiła dobrych owoców. Wystarczy wspomnieć przykład Abrahama i zrodzonego mu przez niewolnicę syna Izmaela, czy też rywalizacji dwóch żon Jakuba, Racheli i Lei, która przeniosła się później na jego synów – z dramatycznymi konsekwencjami, aż do próby bratobójstwa włącznie.
W czasach św. Pawła skłonności homoseksualne nie były niczym nadzwyczajnym. A jednak z pełnym przekonaniem pisze on, że „mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi” (Rz 1,27-28). W innym liście wymienia czyny homoseksualne wśród grzechów śmiertelnych, które zamykają drogę do nieba (1Kor 6, 9-10). Słowa te kieruje do Koryntian – mieszkańców miasta, w którym rozwiązłość seksualna była na porządku dziennym, nie obawiając się, że jego słowa mogą zabrzmieć w ich uszach nieprzyjemnie. Prawda Boża jest ważniejsza niż trendy społeczne!
Przeciwnicy związków homoseksualnych nie są więc tylko „konserwatystami” czy też „tradycjonalistami”, ale przede wszystkim – są wierni Bożemu Objawieniu, zawartemu w Biblii i w nauczaniu Kościoła. Katechizm nie pozostawia w tej sprawie żadnych wątpliwości:
„Akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane. Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane” (KKK 2357)
Skoro nie może zostać zaaprobowane jako moralnie godziwe współżycie osób tej samej płci, to tym bardziej – nie jest możliwe ich małżeństwo ani błogosławienie tego rodzaju związku przez Kościół. Ci, którzy nawołują do zmian nauczania Kościoła w tej materii, nie są w stanie przedstawić żadnych teologicznych racji. Ich punktem wyjścia jest świecka kultura, a motywem – pragnienie dostosowania się do tej kultury. Krótko mówiąc – rozmycie Bożego przesłania w wygodnej światowości. To musi rodzić podziały i nie należy się spodziewać, że będzie inaczej. Możemy wybrać szeroką i łatwą drogę, którą podążają liczni, prowadzącą do zatracenia lub wąską drogę ewangeliczną, dającą życie (Mt 7,13). Wybór należy do nas.