Syria: trzeba nauczyć „dzieci wojny”, jak rozwiązywać konflikty bez użycia przemocy

„Niestety, wszystkie dzieci obecnie w Syrii są dziećmi wojny” – wskazuje o. Georges Sabé z Aleppo.

Jak wyjaśnia zakonnik, po 12 latach konfliktu zbrojnego w tym kraju, każdy niepełnoletni albo bezpośrednio sam doświadczył okrucieństw walk, albo przecierpiał ich konsekwencje, które odbiły piętno na jego rodzinie. Dodatkowe cierpienie spowodowało też trzęsienie ziemi w lutym. W takich okolicznościach, miejscowe chrześcijańskie wspólnoty, szkoły i inne organizacje usiłują pomagać, jak mogą.

Należący do Towarzystwa Maryi kapłan podkreśla dwa elementy, nad którymi należy teraz pracować.

„Trzeba nauczyć nasze dzieci, jak rozwiązywać konflikty bez użycia przemocy” – mówi o. Sabé.

Zauważa, iż dostępność zabawek przypominających broń wraz z przeżytymi sytuacjami związanymi z wojną pokazuje najmłodszym agresywny sposób radzenia sobie w sytuacji sporu.

„To trauma tkwiąca głęboko w każdym dziecku w Syrii. Jak powiedziałem, urodziło się ono na wojnie, w rodzinach, które doświadczyły przesiedleń czy innych niezwykle trudnych sytuacji” – wskazuje zakonnik.

Drugą sprawą jest danie dzieciom nadziei – podkreśla o. Sabé. „To kwestia stabilności i zapuszczenia korzeni” – dodaje. Zaznacza, że normalność stanowi obecnie życie w ciągłym ruchu. Najmłodsi co chwila dowiadują się, iż ktoś gdzieś wyjechał. I to ich również może spotkać, z czego doskonale zdają sobie sprawę.

„Istnieje więc poczucie zamkniętego horyzontu, horyzontu, w którym nie ma nadziei, horyzontu, w którym dziecko nie wie, kim będzie w przyszłości” – zauważa kapłan.

Wskazuje na powagę takich okoliczności: „tak destabilizuje się rozwój osobowości dziecka, postępy w nauce itd.”. Zakonnik konkluduje więc: „znajdujemy się w sytuacji, w której dzieci potrzebują ogromnej pomocy, jeśli mają odzyskać nadzieję na własną przyszłość”.

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama