Opluwanie, obrażanie, wandalizm, nawet stłuczenie witraży w Wieczerniku na górze Syjon czy profanacja grobów wiernych – z takimi rzeczywistościami spotkali się w ostatnich miesiącach chrześcijanie w Ziemi Świętej.
Władze praktycznie nie odpowiadają na działania członków wspólnot żydowskich przeciw wyznawcom Chrystusa. Do podobnych incydentów dochodzi mimo opozycji niektórych rabinów oraz wezwań przedstawicieli kościelnych do powstrzymania podobnych aktów.
Francuski dziennik La Vie podaje w tej kwestii świadectwo przełożonego opactwa Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, Nikodemusa Schnabela. „Zawsze istniały nienawidzące nas siły, ale obecnie zasiadają one w rządzie (…). Obecnie ktoś mnie opluwa codziennie, podczas gdy dwadzieścia lat temu zdarzało się to może maksymalnie raz na sześć miesięcy” – zaznacza zakonnik.
Ani władze centralne, ani lokalne nie reagują na wzrost wrogich wobec chrześcijańskiej mniejszości aktów. Co więcej, niektórzy politycy występują wprost przeciw próbom zapobiegania przemocy. La Vie podaje tutaj jako przykład wiceburmistrza Jerozolimy, Aryeha Kinga, który brał udział w akcjach przeciw ewangelikom pod koniec maja, albo próbował powstrzymać organizację konferencji Otwartego Uniwersytetu Izraela zatytułowanej „Dlaczego (niektórzy) Żydzi plują na niewiernych?”. Izraelski polityk podkreśla, że chrześcijanie powinni móc pozostać w Świętym Mieście, o ile „zadowolą się modlitwą tylko w swoich kościołach”.
Warto jednak przypomnieć, że np. naczelny rabin sefardyjski Jerozolimy wprost wypowiedział się przeciw aktom przemocy nakierowanym na wyznawców Chrystusa. Nazwał podobne działania bluźnierstwem i oświadczył, iż są one „ściśle zabronione” z punktu widzenia religijnego.