Naprawdę inteligentna wiedza wcześniej czy później kłania się przed duchową mądrością jak młody żak na stopniach profesorskiej katedry. Studium przekonuje myślącego człowieka, że biologia czy chemia nie wystarczą, a im głębiej wnika się w przyczyny rzeczywistości, tym ona sama bardziej odsyła rozum poza doczesność – do Stwórcy. Eksperymenty z laboratorium są tak samo ciekawe, co połowiczne, przypuszczeniowe, intuicyjne, bo sprowadzają się ostatecznie do matematycznych przeliczeń. Fizyka potrafi imponować ale wiedza zredukowana do roli podnóżka technologicznych wynalazków nie pociąga. Poznanie intelektualne musi ludziom pomagać nie tylko w polepszeniu warunków życia ale też w rozwikłaniu jego sensu. Na nic umiejętność budowania szybkich autostrad jeśli kierowca samochodu, duszony depresjami, nie ma siły ani wstać z łóżka, ani pewnie stawiać kroku. Rzetelna wiedza wcześniej czy później zawiera sojusz z pokorą. Warto wybrać się do olsztyńskiego planetarium by obejrzeć dokumenty filmowe na temat powstawania kosmosu. Coś niecoś ludzie już o tym wiedzą. Kosmologia opowiada, że może istnieć wiele tysięcy galaktyk większych i bardziej rozbudowanych niż ta ze słońcem po środku. Być może gdzieś tam znajduje się życie w stanie zaawansowanego, imponującego, cywilizacyjnego skoku. Osobnicy takiego gwiazdozbioru patrzyliby z góry na ludzi tak, jak ziemianie patrzą na mrówki pod butami. Nawet jeśli to prawda, to i tak te galaktyki nie spotkają się nigdy, nie dogonią się, nie będą się znać, ani rozumieć, ani współpracować. Poszczególne zony przepastnego kosmosu dzielą bowiem miliardy lat świetlnych i tego dystansu nikt nie potrafi przezwyciężyć. Na galaktyczny brak komunikacji nic nie poradzi żadne laboratorium. Tylko Bóg mógłby zdobyć się na cud. Tak ostatecznie rzetelne poznanie uszanuje wiarę.
Być może kogoś to irytuje ale żadna kampania polityczna – również ta na prezydenta – nie może przejść do historii bez czepiania się kwestii światopoglądowych czy etycznych. Jeden z kandydatów wyznał więc był w mediach, że jest katolikiem i jako katolik nigdy nie złoży prezydenckiego podpisu pod ustawą legalizującą aborcję. Na ten moment wydawali się tylko czyhać spin doktorzy konkurenta, którzy w kilka minut po katolickiej deklaracji wspomnianego, jęli obrzucać otumanionego rywala epitetami ciemnogrodu albo średniowiecza. Bombardowanie wytartymi pop-hasłami nie musiało trwać wcale długo, gdy do niedawna jeszcze pewien własnego katolicyzmu adwersarz wykonał paniczną woltę wstecz, deklarując: a to w takim razie dialogujmy! Ale nad czym, z przeproszeniem niedokształceni panowie kandydaci? Szantażowanie jednych przez drugich hasłami o średniowieczu to pokryty mchem chwyt zassany z piśmiennictwa wczesnego Umberto Eco, który ruszał jeszcze kogoś i był na topie dobrych czterdzieści lat temu. A następnie, siłą ciążenia własnej próżni, zapadł się pod ciężarem niedowładu argumentów w archiwalne otchłanie lewicowych fanaberii. Dziś żaden inteligentny człowiek – od Ameryki Północnej po Azję – nie będzie wspominał tak wyświechtanej retoryki. Przez świat kroczy proces nieuchronnej resakralizacji, czyli przekonanie, że logika wiary i etyki jest akurat najbliższa zdrowej inteligencji człowieka. Tylko europejscy politycy także w Polsce – lub co gorzej ich sztaby wyborcze za pieniądze podatników – mogą być aż tak wielkimi ignorantami, że na kwestie wiary wciąż nakładać będą wydumane maski zabobonu.
Marek pisze szybko swoją ewangelię, sprawnie omawiając wydarzenia. Można tym samym przypuszczać, że na wysokości dziewiątego rozdziału dobrej nowiny apostołowie powinni już znać solidną, duchową wiedzę. Tymczasem Jezusa oburza ich faktyczna ignorancja (por. Mk 9, 19). Nie potrafią wyprowadzić duszy epileptyka spod wpływu żywiołów i pierwiastków tego świata. A przecież już wielki mędrzec Syrach uczył, że ważenie piasku morskiego albo kropli deszczu w laboratoriach (por. Syr 1, 2) prowadzi do poznania Boga przez wiarę.
Pamiętasz, jak natchnieni poeci pisali, że komu wpadnie do oka pyłek piasku, ten mieści pod powieką cząstkę kosmosu?