Po zakończeniu Mszy św. na Placu św. Piotra Ojciec Święty pobłogosławił grupę pielgrzymów z diecezji łuckiej, którzy przyjechali do Rzymu i Pompei błagać o pokój dla ich ojczyzny i całego świata. Są wśród nich kobiety, które straciły na wojnie swoich synów i mężów.
„Królowo Różańca Świętego, wybłagaj nam zbawienie i pokój” – to modlitwa wypisana na koszulkach siedemdziesięcioosobowej grupy pielgrzymów, którzy z Wołynia przyjechali do Włoch, modląc się w intencji ojczyzny. Wyruszając z Kiwerców w diecezji łuckiej, obrali sobie za cel Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Pompejach, a po drodze zatrzymali się w Padwie oraz w Rzymie, gdzie uczestniczyli we Mszy św. otwierającej obrady Synodu Biskupów i spotkali się z Ojcem Świętym
„Podróżujemy, by wymodlić pokój dla naszej Ukrainy i całego świata. Są z nami matki i żony żołnierzy, którzy niestety zginęli, których nie można odnaleźć i którzy wciąż walczą” – mówi w rozmowie z mediami watykańskimi Natalia, pochodząca z Równego, jedna z uczestniczek dziesięciodniowego wyjazdu.
„Chcę modlić się by mojego taty i innych nie zabierali więcej na wojnę. I nie życzę nikomu, żeby musiał jeszcze umrzeć na tej wojnie. Chciałbym, żeby ona się skończyła” – dodaje jej syn, jedenastoletni Mati, jeden z dwanaściorga dzieci, które pielgrzymują do Włoch. Większość grupy stanowią właśnie matki z dziećmi oraz osoby starsze. Wielu z nich po raz pierwszy przekroczyło granice swojego kraju.
„Wreszcie się nie boję”
Pielgrzymi podkreślają, że ten wyjazd jest pierwszą od początku wojny okazją do tego, by pozbyć się nieustającego strachu. Nawet ci, którzy pochodzą z oddalonej od frontu zachodniej części kraju podkreślają, że niemal każdego dnia pojawiają się u nich alarmy przeciwlotnicze i informacje o ostrzałach.
Jak wyjaśnia ks. Krzysztof Orlicki, proboszcz Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Kiwercach, szczególną ulgę czują ci, którzy przyjechali do Włoch z terenów, gdzie wciąż trwają walki. „Jedna z tych osób, która pochodzi z Kramatorska, dała takie świadectwo, że ona długo nie wiedziała, czy wybierać się na tę pielgrzymkę, ale pierwszy raz od początku wojny odetchnęła innym powietrzem. Bo po raz pierwszy nie ma alarmów i po raz pierwszy się nie boi” – mówi.
„Każdy na Ukrainie się boi. Niezależnie od miejsca. Tu jest spokojniej, tu nie boję się. Na Ukrainie jest trudno. Prawie każdego dnia jest alarm i prawie nie chodzimy do szkoły, tylko każdego dnia idziemy do schronu i tam siedzimy tam, aż zestrzelą te rakiety - mówi jedenastolatek – Tutaj po raz pierwszy widzimy samoloty wiemy, że nie musimy się bać, bo to nie są samoloty wojskowe”.
Potrzeba odbudowy serc
Mówiąc o potrzebie pokoju dla Ukrainy, ks. Orlicki podkreśla, że nie chodzi jedynie o zakończenie wojny, ale też o duchową kondycję Ukraińców. „Ten pokój w ludzkich sercach jest bardzo ważny i to widać wśród osób, które z nami pielgrzymują. One same mówią, że nam trzeba czegoś więcej, innego nastawienia, popatrzenia na człowieka inaczej, niż do tej pory.”
Wiara stała się konkretna
Zdaniem Natalii, wojenne doświadczenia mogą wzmocnić wiarę. „Tak po ludzku nie widać końca tej wojny i jej rozwiązania. Mamy wiarę i ufamy Panu, że On to może rozwiązać” – mówi.
Podobnego zdania jest ks. Orlicki.
„Między innymi w naszym kościele w Kiwercach był punkt, gdzie przyjeżdżały pierwsze tiry, głównie z Polski, i z kościoła wszystko jechało do innych części Ukrainy, tam, gdzie najbardziej to było potrzebne”.
Uczestnicy podkreślają, że ich podróż nie byłaby możliwa, gdyby nie darczyńcy oraz wsparcie bpa Witalija Skomarowskiego, który duchowo towarzyszy pielgrzymom.
Źródło: vaticannews.va/pl